Bose stopy mentora mignęły mu przed oczami.

     - Radziłeś sobie bez zarzutu, wręcz grzechem było przerywać - pochwalił go Mag. - Znakomita równowaga i wyczucie, chłopcze. Najwyraźniej lekcje jazdy konnej ci służą. Oby tak dalej, a zaczniemy zaprawę szybciej niż zakładałem.

     Est zmarszczył brwi, rejestrując przed sobą niewyraźny zarys przedmiotu, który mistrz postawił przy jego rozpalonej wysiłkiem twarzy. Kubek wody. Małe szczęście na wyciągnięcie ręki. Z ledwością uniósł się do pozycji siedzącej, kiedy drgania mięśni łaskotały go pod skórą. Oburącz chwycił chłodne naczynie i jednym tchem wychylił orzeźwiającą zawartość w obawie, że więcej rozleje niż wypije.

     Mag usadowił się na deskach w klasycznej pozycji medytacyjnej i przymknął oczy, wprowadzając się w stan duchowego odprężenia.

     - Wybornie – westchnął zadowolony. - Dzisiejszy trening możemy uznać za zakończony. Estalavanesie, nie zapomnij rozciągnąć mięśni, inaczej stężeją i jutrzejszego dnia nie będziesz się do niczego nadawał.

     Podpierając się dłońmi, Est wstał powoli i zaczął cierpliwe, powolne rozciąganie całego ciała, kawałek po kawałku, mięsień po mięśniu. To było wspaniałe uczucie, gdy mózg reagował na najmniejsze poruszenie pojedynczych elementów tworzących sprawnie funkcjonującą całość. Wiedział, na co jeszcze może sobie pozwolić, a czego lepiej unikać na tym etapie. Uwielbiał to poczucie kontroli nad samym sobą, było to bowiem jedyne, co zdołał w pełni zrozumieć, ponieważ to, co działo się w jego psychice, wciąż rzutowało na dalsze próby kontemplacyjne.

     Mag twierdził, że to z winy zbyt rozwiniętej empatii, silnego współodczuwania oraz percepcji emocjonalnej. Est uważał, że jest po prostu rozkojarzonym głupkiem o słabej woli. Odbyli już niejedną dyskusję na ten temat, lecz chłopak uparcie trwał w przekonaniu, że wszelkie prace intelektualne nigdy nie wejdą mu w nawyk, skoro coś tak prostego jak trans i kontemplacja pozostaje nieosiągalne. Mistrz był przeciwnego zdania, powtarzając, że gdy dla porównania bierze się starego repa z wieloletnim doświadczeniem, to nie trudno się zdeprymować.

     Teraz znów o tym myślał, co rusz poprawiając bezrękawnik, który przy skłonach tułowia irytująco zsuwał mu się na głowę, wlokąc za sobą burzę pozlepianych potem włosów. Est złościł się na to za każdym razem, dzień w dzień, bo nawet wsuwanie dołu koszulki w spodnie nie przyniosło rezultatu - przy kolejnych figurach po prostu się z nich wysuwała, do spółki z włosami robiąc co im się żywnie podoba.

     - Gdybyś zdjął koszulkę na czas treningu, mój uczniu, poprawiłby się komfort twojej pracy.

     Est spojrzał na mentora. Kończąc ćwiczenia, przesunął pusty kubek i usiadł naprzeciwko niby wierna kopia łysego człowieka. Biorąc głęboki wdech, bezwiednie odkleił od piersi przepocony materiał.

     - To nie jest dobry pomysł, mistrzu - mruknął, spoglądając na siebie. - Wolałbym tego nie robić.

     - A dlaczegóż to nie, Estalavanesie? - Otoczone wachlarzykiem zmarszczek powieki rozchyliły się, odsłaniając bezdennie czarne tęczówki mnicha. Słabe światło nadawało im tajemniczego poblasku, którego elf w całej swej ignorancji nazwać nie umiał. - Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz.

     - Ja... nie czułbym się dobrze w samych spodniach. Wystarczy, że nie mam butów.

     Zmieszany zaczął skubać końcówkę ucha urękawicznioną dłonią, starając się nie patrzeć na nagi tors siedzącego przed nim mężczyzny; umięśniony, noszący ślady wieloletniej przeprawy. Nagle zaczął mu ten widok przeszkadzać.

Biały elfWhere stories live. Discover now