O tym, że tortem Kaza jest szarlotka, a Jesper nie powinien tyle pić

425 34 160
                                    

Kaz Brekker miał urodziny w walentynki.

Nie dzień wcześniej, nie dzień później - dokładnie 14 lutego, czyli święto zakochanych. Kaz nie lubił tego faktu i starał się za wszelką cenę go ignorować. Jak ludzie mieli go traktować poważnie, gdy jego urodziny były w tak uroczym dniu?

Jesper i Nina często sobie przez to z niego żartowali, a nawet przez jakiś czas Jesper nadał mu przydomek ,,Amor". Kaz przestał się do niego odzywać na ten czas. Trwało to ponad miesiąc zanim Jesper jednak stwierdził, że żart ten nie jest aż tak śmieszny, by ryzykować przez niego przyjaźń.

Mimo że większość restauracji czy kawiarni było zajęte w walentynki, przeważnie nie stanowiło to większego problemu. Po prostu nie zamawiali wtedy jedzenia, a każdy z nich miał okazje do wykazania się swoimi zdolnościami kulinarnymi.

Gdy w tym roku Kaz Brekker zaprosił Inej Ghafa na randkę w walentynki, ich plany lekko się pojebały, a oni musieli wymyśleć jakąś alternatywe.

I padło na dzisiaj, a uroczyste chlanie połączyło się z imprezą urodzinową Kaza.

Zaczęli od zaśpiewania sto lat i zjedzenia tortu - a dokładniej szarlotki, która była jedynym ciastem, które Kaza jadł. Potem złożyli mu życzenia i dali prezent.

A prezent był niezwykły. Brekker gdy tylko go otworzył wiedział, że to najlepszy prezent jaki dostał w życiu i że nigdy nie będzie się z nim rozstawać.

Była to laska z ciemnego drewna, która na górze miała metalową główką w ksztacie wrony.
Nie dość że laska była niezaprzeczalnie piękna, to była również alternatywną do znienawidzonej przez niego kuli.

Kaz podziękował wszystkim, a zwłaszcza Inej, która była pomysłodawczynią prezentu.

Potem Jesper przypomniał o zapasach wódki i zaczęli prawowite chlanie. Grali w prawda czy wyzwanie, dodatkowo co rusz wznosząc toast za Kaza.

Impreza doszła do momentu, w którym wszyscy rozproszyli się po domu. Nina i Matthias obściskiwali się na kanapie, Inej i Wylan przeszukiwali lodówkę chcąc znaleźć sok porzeczkowy, a Kaz i Jesper siedzieli w pokoju na górze i rozmawiali.

Wszyscy byli mocno wstawieni, a najbardziej Brekker. Widać po nim było największą zmianę w zachowaniu i własnie dlatego upijanie go było ulubionym zajęciem tej radosnej gromady. Jak Wylan przedstawiał to za pomocą równania:

Zamknięty w sobie, smutny Kaz + alkohol => wylewny, szczęsliwy Kaz

I tak było tym razem. Leżeli razem na łóżku, a Kaz śmiał się sam do siebie.

Jesper lubił patrzeć na niego gdy chłopak był tak... inny.

-Tak strasznie kurwa kocham te rękawiczki - powiedział, po czym spojrzał na Jespera i zachichotał - widzisz? - zapytał po czym zaczał pchać je przyjacielowi w twarz.

-Kaz kurwa, widziałem twoje rękawiczki, nosisz je codziennie - westchnął, na co Brekker roześmiał się jeszcze bardziej.

-Ale nie z aż tak bliska - odparł natychmiastowo. Spróbował się trochę podnieść na rękach, jednak nie dał rady i zaraz znowu spadł na poduszkę. Nie przejął sie tym za mocno - chcesz przymierzyć?

-No raczej kurwa nie inaczej - rzekł Jesper przyglądając się, jak Kaz pociesznie zdejmuje swoje rękawiczki.

Alkohol zdecydowanie nie pomniejszał uczuć Jespera, wręcz przeciwnie. I Jesper klął na to wszystko w myślach, bo miał przeczucie, że jeszcze dzisiaj zrobi coś głupiego i przyszły on będzie tego żałować.

Opowieści z Liceum w KetterdamieWhere stories live. Discover now