MARCEL cz II

55 5 1
                                    


- Czego chcesz?! Powiedz to już w końcu i oszczędź nam swojego widoku. – Liv w końcu niewytrzymuje i coraz aktywniej zaczyna brać udział w tej chorej wymianie zdań. Myślę, że jest tak samo mocno poirytowana tym, że nam przerwano co ja.

- Odkąd jesteś taka odważna? Myślisz, że  Cię obroni. Na ciebie już dawno wydano wyrok. To tylko kwestia czasu aż Ci którzy mają do ciebie prawa się o nie upomną..

Nadia w końcu łapie równowagę i staje z Olivią twarzą w twarz. Jej szelmowski uśmiech tryska choć ledwo stoi na nogach. Skupiam się na słowach Nadii szukając wyjaśnień i drugiego dna, ale nic nie przychodzi mi do głosy. Marszczę brwii bo tym razem ta groźba zabrzmiała realistycznie i cholernie poważnie. Ona coś wie. I muszę to z niej wydobyć. Obserwuje jak obie dziewczyny skaczą sobie do gardeł z mojego powodu. I zastanawiam się przez chwilę dlaczego nie mogę gustować w trochę mniej problematycznych charakterach..

- Ona należy do mnie. - syczę zajadle. - I jeśli ktoś ma odmienne zdanie to chętnie mu wytłumaczę..

- Ci którzy mają do mnie prawa... - Olivia nie zdaje sobie sprawy z autentyczności tych słów i z wielkim rozbawienie kpi z tego jej prosto w twarz ignorując moją wypowiedź. - Nie bądź śmieszna. Nikt nie ma do mnie praw i nigdy ich mieć nie będzie. Nie jestem Tobą. Nie muszę czekać aż mój ojciec sprzeda mnie jakiemuś koledze jak zwykłą rzecz na bazarze. A twoja tym bardziej nie jestem! - jednak usłyszała, bo ostatnie słowa skierowała z wściekłością w moją stronę.

- Nie różnimy się aż tak bardzo jak myślisz. Przestań mnie ciągle drażnić i wyjdź stąd bo oprócz wolności chciałabym ponegocjonać jeszcze inne rzeczy. Będziesz NAM przeszkadzać.

Olivia odrazu zagradza Nadii drogę do mnie. Widzę jak jej dłonie się zaciskają, a palce ranią skórę.

- Nie. - rzuca hardo - Jedną osobą, która stąd wyjdzie będziesz tylko i wyłącznie ty. Tam są drzwi jakbyś nie widziała przez te swoje doklejane rzęsy. Zabierz resztki swojej bezwstydnej godności i wyjdź.

Przyznaje zaimponowała mi. Opieram się tyłkiem o biurko i cicho dopinguje moja kruszynkę w tym starciu. Nie sądziłem, że jest z niej taka waleczna kobieta. Podciągam kącik ust ku górze, kiedy widzę Nadię szukającą we mnie wsparcia. Milczę dając jej tym samym o zrozumienia, że nie ma na co liczyć.

- Zaczynasz mnie solidnie wnerwiać.

- Nadia zostało Ci trzydzieści sekund… - przerywam i przyciągam Olivię za rękę  do swojego ciała. Tym razem Malutka nie opiera się. Cofa się potulnie i staje między moimi nogami. Swoje plecy opiera o mój twardy tors, a uśmiech nie schodzi jej z twarzy.

Czuje jak powoli mój kutas zaczyna się stawiać moszcząc się między jej pośladkami. Obejmuje jej talię jednym ramieniem. Druga rękę mam zaciśnięte na krawędzi biurka.
Cholera.
Z tej perspektywy mam idealny widok na jej dekolt i cudowne piesi.

- W teczce mam nazwisko informatora, który sprzedaje Cię wrogom. - w końcu przechodzi do rzeczy.

- Wrogom czy Twojemu ojcu? - pytam bo jej brak doprecyzowania i niedocenianie mnie naprawdę mnie ubodło.

- A co to za różnica. Raz Cię wsypał to zrobi to ponownie.

- Jaką mam gwarancje, że nie blefujesz?

- Żadnej. –posyła mi ponownie całusa. - Musisz mi uwierzyć ze względu na stare, gorące czasy jakie moglibyśmy wspominać przez dłuuugie dnie.

Czuje jak ciało Liv się spina. Może pojawienie się córki Romańskiego nie będzie takie całkiem złe. Widocznie Liv potrzebowała impulsu by przypomnieć sobie, że należy do mnie, a ja do niej.

- Nadia. Znamy się od dziecka więc powiem wprost. Nie zabijam kobiet, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek. Mów więc do cholerny całą prawdę. Skończymy tą dziecinade w podchodzę. Przynudzasz i zabierasz mi czas, który z przyjemnością spożytkowałbym na czymś innym.

Kobieta opiera jedną dłoń na biodrze i przewraca oczami z rezygnacja.

- Co tu robisz? - Pytam wolno - I dlaczego do cholery używasz mojej kobiety jako karty przetargowej? Wiesz dobrze, że to jest zagranie na kulkę w łeb. – mój ton jest intensywny, ostry i śmiertelnie poważny.

- Podobno nie jesteście razem…

-  Pietnaście sekund.

Wzdycha. Przeciąga wszystko, a ja naprawdę pragnę już stąd wyjść i zabrać Liv do sypialni. Już przed oczami wyobrażam ją sobie w całej okazałości. Jej ciało wygięte pode mną. Ręce zaciskające się na moich barkach i te słodkie jęki tuż przy moim uchu...

- W teczce masz wszystkich pracowników. Jedno z nich jest właściwe. Poznasz je gdy otrzymam od ciebie dożywotnie pozwolenie na powrót. Na piśmie!

- Błaganie nie leżało nigdy w Twojej naturze. Co się zmieniło? – pytam podejrzliwie.

- Nie błagam. Negocjuje.

- A co ty będziesz z tego miała? – pytanie Liv jest dosyć dziwne i wybijające.

- Mowiłam już. Ale powtórze bo ewidentnie nie dotarło. CHCE. WRÓCIĆ. – zadziornie sylabuje ostatnie wyrazy.

- Do życia. Tak słyszałam. Jednak nie myślisz chyba, że oboje w to uwierzymy. Po za tym sama mogę dojść do tego nazwiska bez tej twojej głupiej teczki.

Spokój i pewność z jaką Olivia wypowiada każde kolejne zdanie solidnie wyprowadza Nadie z równowagi. Ten widok sprawia mi niewyobrażalną rozkosz.

- Każ tej swojej dupodajce się zamknąć. – przenoszę wściekły wzrok na swojego wroga lecz nie jestem w stanie nic powiedzieć bo ona jakby na jednym wdechu dodaje. – Bierzesz teczkę i dajesz mi wolność oraz wszystko co mi zabrałeś. I uprzedzam, jeżeli zaraz stąd nie wyjde to mój kontakt roześle wszystkim. ALE TO WSZYSTKIM MARCEL. Dane Twojej dziwki i jej chorej rodzinki. Jestem ciekawa czy będziesz chciał ją nadal kiedy każdy z nią skończy.

Nie udaje mi się zareagować . Olivia wyrywa się z moich objęć i jak w amoku dopada do Nadi
powalając ją na ziemię choć jest zdecydowanie od niej niższa nie ma żadnego problemu. W
moment góruje nad wysoką brunetkę na parkiet. Widze jak siada na niej okrakiem i wymienia ciosy. Zaskoczona Nadia próbuje się bronić, ale robi to nieudolnie. Przez chwilę pozwalam sobie na obserwowanie tego widowiska, ale kiedy Liv obrywa pierwszym ciosem zrywam sie i
chwytam ją za talie unosząc w gore
-Serb! Serb! - wołam licząc, ze pojawi się i tym razem na moje wezwanie
Olivia wierzga się jakby próbowala uciec przed śmiercią. Jestem ledwo w stanie ją utrzymać

-Puszczaj!

-Ani mi się śni. - obejmuje ją mocniej zerkając na podnoszącą się z ziemii Nadie
Do gabinetu wpada Serb razem z Panią Dorotą, a zaraz za nimi Daniel.

-Puść do cholery !

Zerwany układ. Oddane serce #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz