OLIVIA

74 6 1
                                    

Broniąc się czy atakując wpadam coraz bardziej w jego przeklęte sidła. Ten mężczyzna nie cofnie się przed niczym i pociągnie za sobą wszystko aby dostać to co chce. Lata temu zranił mnie w najgorszy możliwy sposób. W jednej chwili ofiarował mi najwspanialsze uczucie jakie istnieje na ziemi tylko po to, aby po chwili je zabrać. Co ja mówię. Wyrwać z piersi.I choć byłam świadoma tego jak może wyglądać nasza przyszłość sądziłam, że jaka by nie była będziemy w niej razem.. Przysięgłam sobie, że choćby cała ludzkość zapewniała mnie o jego przemianie nie postąpie nigdy jak naiwna osiemnastka i nie rzucę mu się w ramiona... A teraz? A teraz ten człowiek otwarcie informuje mnie, że zamierza mnie mieć na własność.

Z każdą kolejną chwilą przebywania w jego otoczeniu czuje, że popełniam błąd. Mój oddech staje się płytki, a ręce wyraźnie zaczynają się pocić. Jednak jak mogę odejść bez słowa po tym co właśnie mi zapowiedział. Lekko drga mi kącik ust. On doskonale wie jak sprawić, żeby moja wewnętrzna bomba wybuchła.

Powoli obracam się w jego stronę i lustrującym spojrzeniem zastanawiam się którą kartę zagrać. A gwarantuje, że tym razem przygotuje na niego całą talię. Będzie żałował, że kiedykolwiek mnie spotkał.

- Upomnisz? – Powtarzam po nim wyraźnie akcentują z pogardą każdą sylabę.

Marszczę czoło i podchodzę bliżej nie zwalniając tempa. Moje ręce luźno zwisają kołysząc się z każdym krokiem. Zatrzymuje się dopiero w momencie gdy nasze czubki butów stykają się na ziemi.- Taktujesz moje serce jak ...

Nie wytrzymuje. Zapowietrzam się. Cała moja złość, frustracja wylewają się ze mnie niczym wodospad. Niekontrolowany potok słów opuszcza moje usta. Nie zastanawiam się już nad tym czy zdania są składnie ułożone, nie zwracam uwagi na ich dobór, ani przesłanie. Chce jedynie wylać z siebie wszystko i odejść nie pozostawiając mu złudzeń...

- Gdybyś choć odrobinę miał rację to nie obudziłabym się dzisiaj obok przypadkowego mężczyzny. – zaczynam śmiertelnie poważnie uderzając w jego czuły punkt. Doskonale wiem co powiedzieć, aby go rojuszyc i tym razem nie będę się gryz w język. . – Gdyby moje serce Cię kochało nigdy nie pozwoliłoby na dotyk innego. A wiesz jaka jest prawda?! Moje ciało nie tylko mu pozwoliło na ten grzeszny dotyk, ale także go pragnęło!

Przerywam na chwilę widząc jak jego mina rzednie, a brwi się marszczą. Żyła na jego szyji zaczyna się uwypuklać, a usta ściskać w wąską, charakterystyczną dla niego linie. Czuje niesamowitą satysfakcję wiedząc, że wielki Marcel Martinez dotąd nie dotykalny, nie skazitelny, nie zwyciężony wreszcie otrzymał cios, który go zabolał. Z pełną premedytacją i satysfakcją prowokuje go dalej nieco koloryzując całą historię.

- Przez całą noc kiedy mnie pieprzył nie było sekundy, żebym pomyślała o Tobie. – szturcham go palcem w klatkę piersiową, która jest teraz twarda jak głaz. – Wiesz czyje imie skomlałam gdy łóżko obijało się o ścianę!? JEGO! – akceptuje czym doprowadzam go do furii.

Marcel uderza w stojący za nim śmietnik pięścią, która odbija się wyraźnie na pojemniku. Wzdrygam się jego wściekłością, w najciemniejszym zakątku samego piekła nie ma większej furii niż ta, która aktualnie wydobywa się z jego oczu. Zabawne. Te same oczy, które teraz pragną mnie skrzywdzić wcześniej obdarzały uczuciem nie do opisania. Są tymi samymi w których zakochałam się bez opamiętania i które niegdyś pragnęłam oglądać każdego ranka... Zastanawiam się nawet przez chwilę nad tym czy nie przesadziłam. Czy jego słowa są prawdziwe. Jednak mimo moich wątpliwości, których chciałam uniknąć postanawiam zachować kamienną twarz sama siebie zadziwiając jak dobrą aktorką się stałam.

- Nie masz prawa decydować o moim ciele, a tym bardziej o sercu. – dodaje już nieco spokojniej.

- Jeszcze. Zobaczymy.

Zerwany układ. Oddane serce #2Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang