Ostatnie dni wymęczyły chyba nas wszystkich. Zaplanowanie całej ceremonii i wsparcie Deana zabrało większość naszej energii. Szczególnie, że ja i ojciec musieliśmy zwalczać własne demony, które wydawały się zbyt rzeczywiste w takich okolicznościach.

- Muszę się zastanowić - dodał Dean, spoglądając na mnie z tęsknotą. Poprawiłam się niezręcznie na fotelu pod siłą jego wzroku. - Jeszcze nie teraz w każdym razie, ale chyba dogadujecie się z Ianem?

Nie tylko się dogadywaliśmy, ale miałam wrażenie, że zyskałam w nim oparcie - sojusznika, którego potrzebowałam jak powietrza.

Po telefonie Deana tamtego wieczoru wróciłam do domu, nie pozwalając sobie na myśli o Luce. Zaparkowałam kilka metrów od bramy do rezydencji i spojrzałam w tylne lusterko. Na moim czole i pod prawym okiem pojawił się siniak od uderzenia twarzą w kierownicę. Sięgnęłam po mokre chusteczki do schowka i otarłam nimi twarz, aby zetrzeć ślady łez i krew ze skroni. Nie byłam pewna, jakim cudem podczas tego uderzenia powstała taka rana. Podejrzewałam, że uderzyłam też bokiem twarzy i musiała to być wina kolczyka. Zresztą to nie było ważne.

Ważniejsze były moje obrażenia i stan samochodu, który zdecydowanie nie wyglądał, jakbym sama zdołała dokonać jego zniszczeń.

Wybrałam numer Iana, który mimo późnej pory, odebrał po trzecim sygnale.

- Co tam, Val? - mruknął zaspanym głosem. - Znowu jakieś kłopoty czy masz ochotę na owocki i moje towarzystwo?

Powstrzymałam się od przewrócenia oczami, mimo że było to trudne.

- Stoję kilka metrów od bramy - wyjaśniłam krótko. - Po prawej. Potrzebuję cię.

- Zaraz. Nie leżysz teraz grzecznie w łóżku?

- Ian, musisz mi teraz pomóc. Za jakiś czas będziesz mógł mnie przesłuchać.

Westchnął przeciągle i usłyszałam, że podniósł się z materaca.

- Minuta.

Rozłączyłam się i schowałam telefon do torebki. Bębniłam palcami o kierownicę nerwowym ruchem, spoglądając z napięciem przez przednią szybę, czekając na mojego ochroniarza. Światła mojego samochodu oświetlały drogę do rezydencji, dzięki czemu po kilku minutach dostrzegłam Iana, ubranego w dresowy komplet, zmierzającego w moim kierunku szybkim krokiem.

Szybko wysiadłam z samochodu i wygładziłam włosy, jakby mogła dzięki temu prezentować się lepiej.

Ian zatrzymał się niespełna krok ode mnie. Ocenił wzrokiem urwane lusterko i przerysowany bok, zanim powoli przeniósł wzrok na mnie.

Uniósł wysoko brwi.

- Zaatakowałaś jakiś słup, a potem betonowy mur?

- Jeśli taka wersja pozwoli ci lepiej spać w nocy, to tak.

Przeciągnął dłonią po włosach i jeszcze raz ocenił uszkodzenia.

- Powinienem zadzwonić po lekarza?

- Takiego dla ludzi czy aut? - Zaśmiałam się szorstko, stając obok niego i oboje patrzyliśmy na samochód z niezadowolonymi minami.

- Dla ciebie.

- Wolałabym nie. Zagoi się.

- Ta, do wesela - prychnął, spoglądając na mnie kątem oka. Wywróciłam oczami. - A co robimy z samochodem?

- Może sprzedamy jakąś historyjkę, że ktoś we mnie wjechał i straciłam panowanie nad pojazdem, uderzając w mur jak to powiedziałeś?

- Może się udać - przyznał. - Chcesz mnie wtajemniczyć w prawdę?

Beautifully cruel ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now