Rozdział 29

1.6K 71 4
                                    

Miłego czytania i do zobaczenia w kolejnym rozdziale!

twitter: withoutsy #bcwatt

tik tok: zauroczono

Valerie

Stwierdzenie, że ostatnie dni były wyzwalające i zadziwiająco dobre, było czystym egoizmem. Kiedy ta myśl niespodziewanie pojawiała się w mojej głowie, odczuwałam wyrzuty sumienia, ale powinnam była już przywyknąć do tego, że nie zostało we mnie za dużo dobra.

Nigdy nie sądziłam, że pomoc w urządzeniu pogrzebu pozwoli mi odpocząć. Nie skupiałam się już na swoim bólu, przez co ucisk w klatce piersiowej zelżał na tyle, że mogłam oddychać pełną piersią i cieszyć się z tego. Zostawiłam wszystko, co złe w Nowym Jorku - w tym etykietę mordercy.

Odkąd trzy dni temu nasz prywatny samolot wylądował w Waszyngtonie i zobaczyłam zrozpaczoną twarz Deana, który podpierał się o swojego Range Rovera, jakby nie potrafił utrzymać własnego ciężaru, byłam najlepszą wersją siebie. Nie tylko sprzed tych kilku miesięcy, ale i lat, zanim jeszcze spadła na mnie strata Hollistera.

Jedliśmy regularnie trzy posiłki. Dziwnie było zobaczyć znowu mojego ojca w eleganckiej koszuli, podwiniętej po łokci, krzątającego się po kuchni. Był to niecodzienny widok, ale bardzo przyjemny. W dzieciństwie tata często gotował, zanim nie zatrudnił tyle pomocy domowej, że już nie pamiętałam imion ich wszystkich. Szliśmy spać wcześnie i po raz pierwszy od dawna przespałam osiem godzin bez koszmarów. Budziłam się wyspana i pełna motywacji do działania, aby uporać się z trudnymi zadaniami.

Dean odchylił się na kanapie, obracając pustą po alkoholu szklankę w dłoni. Jego twarz była zarumieniona od procentów, które krążyły już w jego krwiobiegu, a oczy w końcu nie lśniły od gromadzących się łez.

- Dziękuję, że przyjechaliście tak szybko - powiedział, zwracając się do mnie i ojca. - To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Ostatnie dni były istnym koszmarem i nie wiem, jak poradziłbym sobie bez waszego wsparcia.

Mój ojciec nachylił się i poklepał go po ramieniu z współczującym uśmiechem na ustach.

- Jesteś częścią rodziny, Dean - powiedział. - Nigdy nie zostawilibyśmy cię samego w takiej sytuacji.

Dean rzucił szybkie spojrzenie w moim kierunku, jakby za wszelką cenę chciał się upewnić, że podzielałam zdanie ojca. Posłałam mu uśmiech, aby uspokoić jego obawy.

Tata miał rację - Dean nigdy nie był dla nas zwykłym pracownikiem, a my nie byliśmy po prostu pracodawcami. Był moim przyjacielem, a wcześniej mojego brata i kiedy na niego patrzyłam, pamiętałam rozpacz, którą odczułam, gdy obserwowałam jego znikający samochód tamtego dnia.

- Co dalej? - zapytałam po chwili ciszy, podczas której Dean nalał sobie kolejną porcję alkoholu i upił łyk. - Wracasz z nami do Nowego Jorku?

Spiął ramiona, jakby odrzucenie mojej propozycji wydawało mu się bolesne, ale pokręcił głową.

- Muszę dokończyć tu kilka spraw. - Rozejrzał się po małym, ale przytulnym salonie. - Nie chcę też sprzedawać tego domu. To jedyne, co zostawiła mi mama.

Dom, o którym mówił znajdował się zaledwie kilka minut jazdy samochodem od centrum, a na dodatek w miłej okolicy. Dean nalegał, abyśmy zatrzymali się u niego, na co nikt nie zaprotestował. Każdy kąt był wypełniony niedawną obecnością jego matki. W rogu salonu przy biblioteczce stał wózek inwalidzki i stojak na kroplówki. Maya zwinęła się na fotelu i pochrapywała cicho, przykryta pomarańczowym kocem, który w ostatnich miesiącach mama Deana zrobiła własnoręcznie.

Beautifully cruel ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now