Niestety, nie potrafił przestać myśleć o przyszłości. Nie, kiedy dotyczyła jasno postawionego celu, którego wbrew logice nie mógł osiągnąć. Dostawał szału nie umiejąc znaleźć tego, którego powinien dostrzec w nurcie, wyczuć w mocy. Ornament Zaklinacza zadziałał inaczej, niż wynikało to z pierwotnego założenia, chytrego planu sięgającego wieku, gdy artefakt był zaledwie materiałem utworzonym w wyniku transmutacji. Obserwator przechytrzył nie tylko Pana, lecz i siebie samego. Zaklinając Ornament przypuszczał, jaki uzyska rezultat. Nie był niczego pewien, ponieważ nie było możliwości poddania tak misternego przedmiotu próbie. Poszukiwany miał nań natrafić, założyć i nigdy więcej się z nim nie rozstać, o to zawczasu postarał się Alchemik. I tak też w istocie było, o czym świadczył pusty grobowiec. Ale poszukiwany zaginął. Zapach jego wzrastającej esencji, wyjątkowy i efemeryczny, rozwiał się na wietrze. Echo pradawnej energii zamilkło. Żadna zmarszczka nie szpeciła gładkiej powierzchni Macierzy świata. Ornament winien być niezauważalny dla Pana, a nie dla swych stwórców! Coś poszło nie tak na drodze powstawania lub zaklinania.

     Teraz nie miało to większego znaczenia, ponieważ czasu nie można cofnąć. Sam na siebie ukręcił bat, toteż pod postacią zbliżoną humanoidom zmuszony był poszukiwać zguby w żmudny i prymitywny sposób.

     Rozwścieczony przez własne refleksje zerwał się z miejsca i przeszedł kilka długich kroków w głąb lasu, gdzie przycupnął pod jednym z rozłożystych dębów. Stamtąd śledził poczynania nieufnych zwierząt. Były na tyle głodne, by niespokojnie popatrywać na świeżą padlinę i oblizywać szerokimi ozorami długie paszcze. Nasycony humanoid metodycznie zlizywał krew z palców, podczas gdy największy spośród wilków bez pośpiechu podchodził do truchła jelenia. Żółte okrągłe ślepia uważnie badały nie mniej dzikie oczy tajemniczej istoty pachnącej piżmem i czymś, czego znać nie mogły. Nie odrywając wzroku od siedzącego podejrzanego osobnika, wilk opuścił pysk i uważnie obwąchał resztki wystarczające, by wyżywić całą watahę. Zjawił się następny, niewiele mniejszy wilk, wadera o srebrzystym futrze wpadającym w jasny brąz. Zachęcone stado poszło za przykładem swych przywódców, którzy raz po raz odrywali łby od żerowiska, by zerknąć na bladoskórego nieczłowieka. W ich inteligentnych ślepiach błyszczała nieufność, ale też podzięka.

     Pradawna więź została zniszczona, niemniej wiekowy Obserwator nie zapomniał, jak porozumiewać się ze zwierzętami. To one zapomniały, jak porozumiewać się z nim. Nie, nie zapomniały. Nikt ich tego nie nauczył.

     – Twa celowa opieszałość jest nie tyle dokuczliwa, co podejrzana, Obserwatorze.

     Oczy jarzące się żółcią i zielenią najpierw stały się wielkie z zaskoczenia, by zaraz przygasnąć i zwęzić się pod naporem zmarszczonych brwi. Cień irytacji przemknął przez wykrzywione grymasem oblicze, umazane krwią od prostego nosa po koniec gładkiej brody.

     – Wybacz zuchwałość, mój panie, lecz pragnę wyjaśnić, iż opieszałość jest wynikiem trudnej sytuacji, a nie jawnej intencjonalności. – Syczące słowa przykuły uwagę wilków, które znów uniosły zakrwawione pyski. – Poszukiwany zniknął. Gdybym mógł...

     – Nie możesz! – przerwał mu rozzłoszczony Pan. – Czas ucieka, a zwłoka działa na naszą niekorzyść. Masz go odnaleźć! Miękka powłoka to marna wymówka, nieprzyzwoicie niestosowna na tle twych umiejętności. To ty stworzyłeś Ornament, zatem to ty powinieneś go wyśledzić.

     Obserwator nie stworzył go samodzielnie. On nasycił go energią magiczną, ale dla Pana było to bez znaczenia. Dla Pana liczyły się wyniki daremnych poszukiwań.

     – Nie potrafię go zlokalizować. – Przyznanie się do porażki z ledwością przeszło mu przez gardło. – Jego obecność została całkowicie wymazana. Pogłos energetyczny umilkł, a sam artefakt wyciszył się. Miasta ludzkie...

Biały elfWhere stories live. Discover now