Przyjęcie trwa w najlepsze. Wszyscy goście się bawią, piją i rozmawiają. Nawet Mikołaj dał trochę na luz. Mój humor jednak jest fatalny. Odkąd przyjęcie się rozpoczęło nie mogę w pełni cieszyć się szczęściem Młodych. Ciągle myślę o swoim wisiorku, który straciłam przez to, że chciałam zrobić mu na złość. Nie był żadną pamiątką rodzinną, nie miał większej wartości, ale był mój. Ten wisiorek towarzyszył mi zawsze. W lepszych i gorszych momentach... Dawał wiarę i siłę. Był moim talizmanem, a teraz go nie ma... I już nigdy się nie odnajdzie.

- Ohhh.

Wzdycham ciężko bo przed moimi oczami pojawia się drugi powód mojego smutku. Arogancik od dwóch godzin nie schodzi z parkietu. Nie sądziłam nawet, że potrafi tańczyć, a co dopiero tak wywijać jak przed chwilą z cycatą blondynką. Widzę jak zerka co jakiś czas w moją stronę. Na początku byłam obojętna na jego zagrania i zajęta myślami, później coraz bardziej działały mi na nerwy jego obściskiwania z pannami, które wymianiał co parę piosenek. Teraz... teraz muszę wstać i zwiększyć naszą odległość, aby nie widział wyrazu mojej twarzy bo mój talent aktorski powoli przestaje działać...

Czuje, że opieranie się mu przychodzi mi coraz trudniej. Chwytam kieliszek wina i uzupełniam go pod sam czubek białym słodkim trunkiem. Rozglądam się chwilę po Sali i dostrzegam swoje miejsce, które pozwoli mi nieco się skryć przed oceniającymi oczami. Po drodzę mijam kilka starszych osób do których się uśmiecham w myślach prosząc, aby mnie nie zatrzymywali. Nie mam teraz siły na sztuczną życzliwość, a ilość wypitych przeze mnie kieliszków zaczyna mi powoli szumić w głowie. Filar podtrzymujący sufit jest na uboczu. Z niego doskonale będę mogła obserwować wszystkich jednocześnie kryjąc się przed jasnymi, kolorowymi reflektorami. Niestety na moje nieszczęście muszę minąć drugiego człowieka, którego nigdy nie powinno tu być... Serb. Siedzi nabuzowany na krześle z założonymi rekoma. Obserwowałam go trochę na początku wesela. Nic nie je, nie pije. Wstaje jedynie do łazienki po czym szybko wraca. Z jego twarzy nie da się odczytać zbyt wielu emocji. Gdyby nie to, że od czasu do czasu zerka nerwowo w telefon mogłabym powiedzieć, że Marcel przyszedł z robotem, a nie człowiekiem.

Przechodząc obok rzucam mu zauważalnie sztuczny uśmieszek unosząc przy tym kielich wina. Mężczyzna zwęża oczy i mrozi mnie spojrzeniem.

- Sztywniak.

Upijam łyk i opadam bokiem na ścianę kwadratowej kolumny, która sięga od ciemnej, zimniej podłogi, aż do sufitu. Bezwiednie przekręcam głowę obserwując jak Weronika tonie w ramionach męża. Ten obraz tak mnie pochłania, że nie wiem nawet kiedy opró-opróżniam większość kieliszka. W głowie mi coraz moccniej szumi, a muzyka daje się we znaki. Zerkam na zegarek. Moje powieki są już nieco ociężałe, a wzrok nie pierwszej sprawności. Mrużę oczy i dostrzegam, że jest już prawie dwunasta w nocy. Zaciskam usta w cienką, krzywą linie. Powinnam przestać pić. Zaraz będą oczepiny. Jako świadkowa powinnam... powinnam choć udawać, że trzymam kla..klasę. A patrząc po tym, że nawet w myślach się jąkam jest źle..Rozglądam się w poszukiwaniu kelnerów, bo chce odstawić resztę wina, aby mnie więcej nie kusiło. Jak na złość wszyscy gdzieś zniknęli. W związku z tym chcąc ulokować gdzieś moje myśli, które coraz częściej wracają do jego oczu zaczynam kręcić nadgarstkiem i obserwować płynne ruchy białego wina.

- Nie wyglądasz na zbytnio szczęśliwą.

Przymykam oczy, bo znam ten głos... Wiem, że nie mogę teraz spojrzeć w te oczy więc jeszcze mocniej wbijam wzrok w dno szkła. Moje owalne ruchy nadgarstka stają się coraz mniej systematyczne. I nie wiem czy to za sprawą procentów, które przejmują nade mną kontrole, czy jego obecności.

- Unikanie mnie jest dziecinne Liv.

Jest. Nawet nie wiesz jak bardzo. Jednak w tym momencie to jedyne wyjście, aby wyjść z twarzą z tego wesela. W innym wypadku mogłabym zrobić coś za co jutro rano się znienawidzę. Choć wzrok mam dalej zawieszony w dole czuje jak jego ciało jest coraz bliżej. Nie wiem jak, ale wyłapuje stukot jego butów, które zatrzymują się tuż za mną. Moje ciało pokrywa gęsia skórka. Nagle jak za dotknięciem magicznej różki zalała mnie fala obrazów z kościoła, a raczej mojej wyobraźni, która przyprawiła mnie o wypieki. Mój umysł słysząc ten chrapliwy głos natychmiast przywołał uczucie jakie powodował we mnie za każdym razem jego oddech na mojej skórze. Przymykam oczy. Wciągam zachłannie powietrze, tłumiąc wszystkie dźwięki.

Zerwany układ. Oddane serce #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz