5

151 12 1
                                    

Andrea

Nie mogłam uwierzyć w to, że Thyme tak sobie ze mną pogrywał. Był co raz bardziej świadomy moich słabych punktów i sprawnie to wykorzystywał. Od ponad godziny obmyślałam plan jak się na nim zemścić. Bardzo chciałam znaleźć na niego coś, co pomogłoby mi odczepić go od siebie, raz a porządnie.

- Nie musisz ich tak molestować. Już są martwe - usłyszałam przyjemny, damski głos i zorientowałam się, że w tłoku myśli zamiast wybierać kwiaty dla babci, zgniatałam je. Długowłosa brunetka o jasno-czekoladowych oczach, która stała po drugiej stronie straganu i miała na sobie zieloną koszulkę z napisem Greene's Flowers, patrzyła na mnie z zaraźliwym uśmiechem, który odwzajemniłam.

- Przepraszam, zamyśliłam się - przyznałam.

- I to porządnie - przyznała dziewczyna, odgarniając proste pasma włosów z twarzy. - Byłaś mocniejsza od babki, która przychodzi na rynek przekrzykiwać warzywniaki, a to jest wyczyn.

Obie się zaśmiałyśmy, a ja się nieco rozluźniłam przez energię tej dziewczyny. Uwielbiałam, gdy ktoś potrafił mnie rozśmieszyć.

Wyciągnęłam do niej dłoń nad kwiatami.

- Andy Harding - przedstawiłam się.

- Sloan Greene - dziewczyna uścisnęła moją dłoń i ponownie obdarowała mnie uśmiechem aż po dołeczki w policzkach. - Kto cię tak poruszył? Szarmancki pan Rhodes?

- Christian jest ok - odparłam. - To tego Czarnego Diabła nie mogę.

- A więc Thyme Aston - dziewczyna pokiwała głową.

- Znasz go?

- To najlepszy kumpel mojego starszego brata - przyznała. - Mieszkają razem od roku.

Czyli Thyme nie mieszka już w domu rodzinnym.

- Ty mieszkasz niedaleko kościoła, prawda? - spytałam.

- Tak, niestety - Sloan wywróciła oczami. - Rodzice mają tam szklarnie.

- Bierzecie udział w wystawie?

- Nie, ale będę tu na każdym spotkaniu, bo rodzice są dostawcami kwiatów, jak widać. W razie gdybyś potrzebowała pomocy w zabijaniu martwych kwiatów, wiesz gdzie mnie znaleźć. - Dziewczyna puściła do mnie oczko.

- Właściwie, to mam pytanie. O której kończysz?

- Za pół godziny.

- Masz może ochotę na drinka w Smalls? - spytałam, nerwowo przechodząc z nogi na nogę. Nie chciałam iść tam sama, a Sloan wydawała się być na prawdę dobrym towarzystwem.

- Z nimi? - spytała ze skwaszoną miną.

- Niestety. Muszę coś odzyskać - oznajmiłam. - Też nie przepadasz za panną Parker?

- Bardzo ładnie to ujęłaś - przyznała. - Ja ujęłabym to nieco inaczej.

Sloan kątem oka rzuciła Beth surowe spojrzenie.

- Ale zgoda, potowarzyszę ci. Chętnie popatrzę jak ona się poci.

Ucieszyłam się na słowa dziewczyny. Oficjalnie miałam sojuszniczkę w tej walce. Poza tym znała Thymea i mogła mi pomóc w odzyskaniu pierścionka.

- Jesteś najlepsza - przyznałam. - Za pół godziny przy zegarze?

- Będę. Powodzenia z kwiatami.

Dziewczyna puściła do mnie oczko zanim ja odeszłam od stoiska aby zanieść babci kwiaty, które dla niej wybrałam.

Przez całe pół godziny czułam na sobie ich spojrzenia i słyszałam szepty. Byłam bliska eksplozji, ale starałam się powstrzymać dla dobra mojego pierścionka.

All Our StarsWhere stories live. Discover now