6

185 7 3
                                    

Minął kolejny dzień... I kolejny... I jeszcze kolejny. Codziennie chodziłam na plac, z nadzieją spotkania tam dziewczyny o imieniu Hope. Z każdym dniem jednak mój zawód rósł coraz bardziej, gdyż dziewczyny nigdzie nie było.

Była północ. Na środku nieba widniał księżyc w pełni, który świecił tak jasno, że mógł by oświetlić całe miasto.

Traciłam nadzieję. Nadzieję na to, że jeszcze kiedykolwiek spotkam tą wyjątkowo piękną, czarnowłosą dziewczynę.

Siedziałam już tutaj od dwóch równych godzin. Pewnej otuchy dodały mi słowa Hope, o tym, że powinnam częściej się uśmiechać, a także ta wielka gwiazdka na niebie, która dawała mi wrażenie, że moja mama wciąż żyje i jest tu razem ze mną. Wpatrywałam się w ciemność, bo to jedyne co mogłam tutaj ujrzeć.

Skierowałam swój wzrok na ten przepiękny księżyc, a kiedy chmury pokryły go na tyle, że w ogóle nie było go widać usłyszałam jakiś szelest. Z ciemności wyjawiła się postać.

- Cześć. - usłyszałam ten lekko chropowaty, acz atrakcyjny głos. Hope!

- Cześć! - powiedziałam optymistycznie, kiedy tylko mogłam ujrzeć pełną postać dziewczyny.

- Czekałaś tu na mnie? - zapytała żartobliwie.

- Ależ skąd! - zaprzeczyłam od razu. - Przebywanie tu to moja codzienność. - dziewczyna uniosła brwi. - A zresztą - machnęłam ręką. - Interpretuj to jak chcesz!

Dziewczyna zaśmiała się i od razu żwawo rozpoczęła rozmowę. Po chwili jednak zapadła cisza, a Hope się delikatnie skrzywiła.

- Wiem, że to dziwne pytać teraz, ale - zaczęła. - Jak ty w ogóle masz na imię?

- I gdzież moje maniery, kiedy przedstawiam się dopiero jak mnie o to pytasz? - skarciłam sama siebie. - Moon.

- Moon, Moon, Moon - powtarzała w kółko. - Piękne imię. - uśmiechnęła się.

Ten uśmiech był... cholera przepiękny.

×××

Wróciłam do domu około godzinę później, gdy Hope wspomniała, że musi wracać. Otworzyłam drzwi z wielkim uśmiechem. Widziałam, że światło w jadalni się pali. Niesamowicie mnie to zdziwiło, gdyż była pierwsza w nocy i każdy powinien już spać.

- Moon? - usłyszałam dość szorstki głos Jerrego. - Dlaczego nie śpisz? Jest późno.

- Przepraszam. - odpowiedziałam szybko, unikając kontaktu wzrokowego. - A ty?

- Cóż, muszę jeszcze zrobić coś do pracy. - wyglądał na lekko skołowanego pytaniem.

Nie odpowiedziałam mu niczym, tylko poszłam do kuchni po jakąś przekąskę. Wróciłam z powrotem do jadalni, choć nie wiem po co. Może po prostu było mi żal mojego brata, który siedzi tutaj sam?

- Mogę? - zapytałam, wskazując na krzesło obok niego. Zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc o co mi chodzi. - Mogę usiąść i dotrzymać ci towarzystwa?

- Um - wyglądał na naprawdę zagubionego. - W porządku. - odpowiedział po chwili niepewności.

Delikatnie usiadłam na krześle i zaczęłam jeść kawałek pizzy, który wzięłam z kuchni. Przyglądałam się temu co robi, co pisze.

Nie wiedziałam co w niego wstąpiło, gdyż ani razu nie dodał żadnego niemiłego komentarza, ani nic z tych rzeczy. Nie wiedziałam co wstąpiło we mnie, próbując nawiązać jakiś kontakt z bratem.

Wczoraj był na mnie wściekły, gdyż nie umyłam dokładnie naczyń, a dziś? Dziś siedziałam obok niego i patrzyłam jak pracuje, a on nic do tego nie miał.

- Czy... Czy w końcu porozmawiałeś z Laurą? - zapytałam cicho i niepewnie.

- Tak. - powiedział szybko. - Uświadomiła mi ona coś, co w głębi duszy chciałbym zmienić.

- Co takiego?

- To, że jesteś moją siostrą. Moją rodziną. I powinienem był traktować cię z szacunkiem. - westchnął i wstał z krzesła, zamykając laptop. - Dobranoc, Moon. - i poszedł. Nawet nie zdążyłam mu odpowiedzieć.

Wow.

Tyle udało mi się z siebie wydusić. Nie wiedziałam co zrobić, ani powiedzieć. Byłam w ogromnym szoku.

~~~

heej

jak samopoczucie?

Chciałabym was poinformować, że rozdziały nie będą się pojawiały dość często ze względu na moją szkole, która wiąże się z brakiem czasu. W tygodniu postaram się wrzucać jeden lub dwa rozdziały. W weekendy natomiast postaram się to jakkolwiek nadrobić.
trzymajcie się ;)

do następnego!

Can we talk about Moon?Where stories live. Discover now