Imperialny elf widział w nocy prawie jak za dnia, a oko wyszkolonego łowcy pozwalało mu sięgać znacznie dalej, niż sięgał wzrok przeciętnego człowieka. Ton jego melodyjnego głosu uniósł się o jeden stopień, kiedy uważniej przyjrzał się biegnącemu ku nim chłopakowi.

    - Ale nic przy sobie nie ma. Nawet płaszcza. Ulewa jak się patrzy, zimny wiatr szarpie łachy, a on jak stał, tak wyszedł.

    Mag uśmiechnął się pod wąsem, lecz na próżno było szukać w tym lekkim skrzywieniu ust oznak triumfu. Raczej było to zwyczajne zadowolenie. Ewentualnie cicha radość. Chłopak tak rozpaczliwie pragnął rozpocząć nowe życie, że biegł w zdartych szmatach pośród nocnej ulewy. Oczywiście, że tak, przecież nie miał żadnej własności poza tym, co niósł na grzbiecie. I tym, co miało znacznie większą wartość niż pełny skarbiec stolicy, a co było skrzętnie ukryte przed krótkowzrocznymi ignorantami.

    Łysy mężczyzna wziął głęboki wdech, zwinął dłonie tuż przy okolonych zarostem ustach i kierując twarz w stronę, z której miał nadejść jego przyszły uczeń, krzyknął:

    - Nierozważnie jest wybierać się w podróż bez ciepłego płaszcza!

    W przecinanych strugami deszczu ciemnościach trudno było wypatrzyć nieznacznie drgnięcie długich uszu, lecz Mag był pewien, iż jego zniekształcone szumem słowa dotarły do młodego elfa.

    Chłopak zatrzymał się dopiero przy trójce najemników i ciężko oddychając, rozglądał na boki, byle nie patrzeć żadnemu w twarz. Deszczówka spływała z jego przydługich włosów, a kocie oczy mrugały zawzięcie, pozbywając się nadmiaru wody z krótkich czarnych rzęs.

    - Równie... równie nierozważnie jest... wybierać się w podróż... z trójką nieznajomych - wysapał ledwie słyszalnie. Nie odzyskał jeszcze pełni sił po tragicznych wydarzeniach sprzed tygodnia, a długotrwała głodówka w znacznym stopniu nadwątliła jego kondycję, lecz przemoczony, wyczerpany biegiem wyprostował się i nieśmiało zajrzał w ciemne, okolone zmarszczkami oczy człowieka. - Nierozważnie... ale zaryzykowałem.

    Deszcz mieszał się z brudem na jego białej twarzy i spływał wstęgami po ciele, do którego lepiły się połatane ubrania uwydatniające zabiedzoną sylwetkę. Elf nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia ludzkich lat, ale dokładne określenie jego wieku będzie musiało zaczekać do momentu, aż nie oswoi się on z ludźmi na tyle, by zechciał swobodnie rozmawiać. Choć celna riposta ze strony wycofanego młodzieńca była zapowiedzią wyjątkowo intrygującej współpracy - łączona z pokorą świadczyła o bystrym umyśle i inteligencji, a nie arogancji czy złośliwości.

    - Masz absolutną rację, chłopcze, lecz ta trójka nieznajomych będzie od teraz twoimi towarzyszami, tak jak ty będziesz ich towarzyszem.

    Ledwie widzący w ciemnościach Zrzęda ściągnął z pleców woskowany tobołek i zaczął zdejmować swoją pelerynę przeciwdeszczową. Szybko wyplątał się z długich troków, rozpiął srebrną broszę w kształcie niedźwiedziego łba i podchodząc krok bliżej, zarzucił ciepły jeszcze materiał na przemoczone plecy oraz głowę oniemiałego elfa, który jak rażony piorunem zdrętwiał od nagłego, zupełnie niespodziewanego dotyku. Wystawiony na działanie zacinającego deszczu Mag nie męczył się więcej z wiązaniem osłony. Zapiął tylko broszę, by peleryna przypadkiem nie zsunęła się z chudych ramion młodzieńca.

    - Weź to, chłopcze. Na nic nam się nie zdasz trzęsący się z zimna i w chorobie. Kaptur został uszyty z myślą o krótkouchych ludziach, lecz mniemam, iż poradzisz sobie z tak drobną niedogodnością.

    - Panie, ja... nie mogę tego... - Estalavanes zaprotestował równie słabo, jak się czuł. Spuścił wzrok i mimowolnie spiął każdy mięsień chudego ciała, trwając przy tym w kompletnym bezruchu. - Wybacz, ale nie mogę tego przyjąć.

Biały elfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz