45.

306 24 2
                                    

-Nie mogę podjąć tej decyzji na ten moment.- Widać było, że Mohamed jest już lekko zdenerwowany.- Umowa jest do zmiany. Pieniądze też. Jednak to jest ogrom pracy, szczególnie że połowiczne sprawozdanie, które jest zrobione nie wiem, czy jest dobre. Muszę je zrobić jeszcze raz.
-Ile potrzebujesz czasu?- Założył ręce.
-Minimum tydzień, aby zapoznać się z dokumentami... Mogę wtedy też oszacować koszt.
-Widać, że mamy odczynienia z kapitalistką.- Zaśmiał się, ale mi nie było do śmiechu. Jestem coś tam warta i nie będę się z nim targować. Nie z nim. Spojrzałam jeszcze raz w dokumenty i usłyszałam delikatne pukanie w szybę. Zerknęłam i zobaczyłam Lewisa. Uśmiechnął się szeroko i oparł się o ścianę.- Panowie możecie nas na chwilę zostawić?- Zdziwiłam się. Mężczyźni wyszli, a my zostaliśmy sami. Spojrzałam na Lewisa, która teraz zagadywał panów, ale widziałam, że jest równie zaskoczony jak ja. Powróciłam wzrokiem do mężczyzny w garniturze.- Wiem, że nie chodzi o ilość pracy i o pieniądze.
-A o co?
-O tego faceta za szklaną szybą. Na razie jesteście w związku, nie nosisz jego nazwiska. Podpiszesz NDA i nikt nie będzie wam robił z tego problemu.
-Nie chodzi o NDA, fakt chodzi o Lewisa. Wiesz, że ostatnio łatwo wydaje się osądy na jego temat. Też bierzesz w tym udział.
-Unikam, ale czasem się nie da.
-Właśnie. Jak to będzie wyglądać? Okaże się, że przekroczy budżet topowy zespół, wypłynie moje nazwisko i będzie kocioł.- Przeczesał ręką włosy. Wiem, że jest facetem, który z tym nic nie zrobi. Akurat na tyle się już znamy.- Co jak weźmiemy ślub w między czasie?
-A planujecie?
-Może.- Jego mimika zmieniła się na zdziwioną.- Australia to deadline.
-Dobrze.- W jednym momencie wstaliśmy. Podałam mu dłoń i zabrałam przygotowane dokument.- Dzisiaj dostaniesz na maila, bieżące ekspertyzy. Do zobaczenia w Australii.- Uniosłam rękę w geście pożegnania i mężczyzna wyszedł. Usiadłam i otworzyłam jedną teczkę. Zaczęłam ją przeglądać. Spojrzałam kątem oka na Lewisa, który rozmawiał z sympatycznym mężczyzną. Choć ciężko przechodzi mi takie coś przez myśl. Przerzucałam kartki i już coś mi się nie zgadzało. Na środku leżały przybory do pisania. Zgarnęłam ołówek i zakreśliłam kilka liczb. Zagłębiłam się w to bardziej, do takiego stopnia, że nie usłyszałam Lewisa, który usiadł i mi się przyglądał.
-Sara?- Spojrzałam nagle przed siebie, a on siedział wyluzowany i uśmiechnięty.
-Lewis?- Odłożyłam ołówek i zamknęłam teczkę.
-Co chciał?
-Pomocy.- Uśmiechnęłam się.- Propozycja pracy, przy certyfikatach budżetowych.
-Przyjęłaś?
-Nie. Takich decyzji nie można podejmować od tak.- Zaczęłam mu tłumaczyć jak to wygląda z mojej perspektywy. A on siedział i uważnie mnie słuchał. Temat nie był obcy, bo wiedział, że brałam już w tym udział. Nie miało to wtedy takiego znaczenia jak teraz, więc tym bardziej martwię się o to, że Lewisowi może to zaszkodzić. Dla mnie to na pewno duża możliwość kolejnego rozwoju i zebrania danych. Coraz mocniej myśle o pracy nad tytułem doktorskim. Wiem, że mam do tego możliwości, a temat idealnie sprawdził by się w tej materii. Mogłaby wyjść z tego idealna praca naukowa. Siedzieliśmy i spontanicznie rozmawialiśmy o tym, co działa za, a co przeciw. Lubię to w nas, że zawsze staramy się analizować wszystko. Widziałam, że coś jednak go mocno gryzie.
-Coś jest nie tak prawda?
-Chce żebyś była moją żoną. Ta sytuacja skutecznie to opóźni.- Delikatnie przymrużyłam oczy i spojrzałam na niego badawczo.- Mówię totalnie poważnie. Teraz niby wystarczy tylko NDA, a poźniej będzie jeszcze znowu coś innego i innego. Na końcu nie będziemy mogli razem sypiać, bo czasem coś powiesz. Federacja jest bezwzględna.- Wykrzywiłam usta, bo nie mogłam powiedzieć, że tak nie będzie. To nie jest tylko jakaś tam minimalna praca, tylko poważny projekt.- Będziemy dyskutować okej?
-Dobrze.- Zabrałam dokumenty i wstałam. Chciałam już wyjść, a on obrócił się na krześle, ale dalej siedział na nim.- Wszystko dobrze?
-Tak.- Wskazał gestem ręki, aby podeszła do niego bliżej i tak też zrobiłam. Mimo wolnie usiadłam na jego kolanach. Jego dłonie spoczywały już na dole moich pleców. Odłożyłam teczki na stół i objęłam jego twarz dłońmi. Nie mogłam się pohamować i moje usta zainicjowały pocałunek. Tęskniłam za taką naszą namiętnością, który zdecydowanie nie należała do delikatnych. Od momentu, kiedy jestem kontuzjowana raczej wkradła się delikatność i niepewność do naszej sfery intymnej. Nie wiem, dlaczego nie martwiłam się, że ktoś może nas zobaczyć, bo nie było to najlepsze miejsce do uprawiania jakiejkolwiek aktywności w dwie osoby. Czułam, że potrzebowaliśmy tego zbliżenia w formie pocałunków. Sekcja namiętności została zakończona delikatnym pocałunkim, który był wprost idealny. Spojrzałam na niego, a on był uśmiechnięty od ucha do ucha.- Zmiana planów. Spadamy stąd.
-A nie musisz już pracować?- Wstałam i poprawiłam sukienkę. Zabrałam swoje rzeczy z sali konferencyjnej i wyszliśmy.
-Mam teraz ważniejsze zajęcia.- Pocałował moją skroń, a ja uśmiechnęłam się.- Serio.- Zabraliśmy nasze ubrania wierzchnie, pożegnaliśmy się z innymi pracownikami i wyszliśmy przed budynek. Wiosna była cudowna. Dzisiaj słońce było idealne, a niebo miało tylko kilka białych niewielkich chmur. Auto z szklanym dachem jest zdecydowanym atutem, bo można podziwiać zmieniające się niebo. Lewis głaskał moje udo bardzo powtarzalnie i było to bardzo przyjemne. Śpiewał pod nosem wersy z piosenki Eltona Johna, a ja przysłuchiwałam się. Piosenka zdecydowanie pozytywnie kojarzyła mi się z dzieciństwem i królem lwem. Miło było go słuchać.


Gdy dojechaliśmy do Londynu, zdecydowanie nie kierowaliśmy się w stronę domu rodzinnego Lewisa. Byłam zdziwiona, ale oddałam to zaufaniu do kierowcy. Po przejechaniu kilku ulic już wiedziałam, że kierujemy się do jego domu. Nie byliśmy tutaj od świąt bożego narodzenia, a mimo to ogród wyglądał nienagannie. Gdy drzwi do domu się otworzyły, a jasna przestrzeń, która charakteryzowała wszystkie posiadłości Lewisa nas dopadła, od razu poczułam mocny
i zdecydowany pocałunek.
-Chciałam zapytać co będziemy tutaj robić.- Ściągnęłam płaszcz i postawiłam torebkę na drewnianej konsoli, nad którą wisiało przepiękne okrągłe lustro. Na nim umieszczone było zdjęcie Roscoe i Coco wykonane polaroidem. Jest to jedna ze słodszych fotografii jakie widziałam. Zamki w drzwiach zostały zamknięte. - Ale pewnie twój plan jest dość intensywny.- Podeszłam do mężczyzny i uwiesiłam się na jego szyi.
-Tak.- Zaśmiał się i szybkim ruchem ściągnął swoją kurtkę. Kurtka wylądowała na siedzeniu, a on odgarnął z mojej twarzy kosmyk włosów i delikatnie zaczesał go za ucho.- Lubię cię bardzo.- Poczułam delikatny pocałunek na swoich ustach.
-Ja ciebie też lubię bardzo.- Uśmiechnęłam się. To zdecydowanie słodkie wyznanie. Nasze usta ponownie połączyły się, a te kilka następnych godzin były zdecydowanie cudowne. Cudownie jest go mieć. 
-To co? 
-Co co?- Spojrzałam na niego. Idealnie zarysowane mięśnie rąk i klatki piersiowej kontrastowały z miękką białą pościelą. W połączeniu z białym zawsze wygląda cudownie. Oparłam się na rękach i złożyłam delikatny pocałunek na niego barku. 
-Sierpień, a może wrzesień? 
-Na prawdę chcesz to robić w tym roku? 
-Tak. 
-Czy da ci to pełnie szczęścia?- Uśmiechnął się szeroko. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. 
-Tak.
-No dobrze. To zacznijmy przygotowania.- Momentalnie znalazłam się w mocnym i ukochanym uścisku. Przygotowania do ślubu, remont, praca i oczywiście formuła jeden na piedestale naszego życia. Obyśmy to wytrzymali. 

About me. I love you.Where stories live. Discover now