33.

319 16 0
                                    

-Dwudziesty trzeci grudnia.- Zerknęłam w telefon i zabrałam kawę z ekspresu. Usiadłam przed komputerem i odpaliłam pocztę. Dzisiaj mieliśmy ostatnie połączenie firmowe przed rozpoczęciem przerwy świątecznej. O 12:30 miałam samolot do Londynu i nie mogłam się doczekać, aż zobaczę się z Lu. Spotkanie było prze ogromnie nudne, ale musiałam przetrwać. Tradycją było to, że każdy z nas ubierał się w ubrania z motywem świątecznym. Mój ojciec zaszalał i przebrał się za świętego mikołaja, co dodało wiele śmiechu. Walizka stała spakowana już koło drzwi, a ja chyba już byłam duchem w samolocie. Gdy rozłączyłam się po pożegnaniu
z innymi pracownikami postanowiłam przebrać się w dres i wyruszyć na lotnisko. Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi i byłam zaskoczona. Nie spodziewałam się nikogo. Z rodzicami wczoraj spotkaliśmy się na kolację świąteczną, a P. będzie w Londynie z Georgem i mamy spotkać się na kolację w trakcie świąt. Podeszłam do drzwi i delikatnie je otworzyłam. Zobaczyłam opierającego się o ścianę Maxa.
-Cześć.
-Cześć.- Otworzyłam szerzej drzwi zakładając, że będzie chciał wejść do środka.- Mogę?
-Tak.- Odeszłam od drzwi i gestem ręki zaprosiłam gościa do domu. Wszedł i oglądał się dookoła.
-Wyjeżdżasz?
-Tak.- Rozmowa była bez emocji. Przeszedł do salonu i stanął przed główną ścianą, gdzie wisiały zdjęcia.
-Ładne.- Spojrzał na mnie i usiadł na kanapie.
-Dziękuje.- Usiadłam kawałek dalej i zapadła cisza. Nie myślałam, że kiedykolwiek tak między nami będzie. Patrzyłam na swoje ręce, a on oparł głowę i patrzył się na sufit.
-Sara mogę zadać ci pytanie?
-Tak.- Od razu odpowiedziałam i spojrzałam na niego. Nagle miałam tak wiele emocji w jego kierunku.
-Co musiałbym zrobić, żeby być na jego miejscu?- Zamurowało mnie. Patrzyłam na niego, a on oparł ręce o kolana, a następnie przeczesał włosy. Ucięło mi mowę. Czułam jakbym siedziała
w bezruchu i straciła głos, siłę i wszystkie funkcje życiowe były zatrzymane.-Przegrał a i tak zabrał mi wszystko co miałem najcenniejsze. Boli mnie to. Boli mnie życie bez ciebie...
-Max... Dlaczego chcesz być na jego miejscu?- Miałam wrażenie, że mój głos jest prawie nie słyszalny.- Dlaczego tak mówisz?
-Bo cię... - Wstał i ruszył w stronę wyjścia.- Kocham Sara...
-A Kelly?-To była pierwsza rzecz, którą byłam w stanie powiedzieć po tym wyznaniu. Pokręcił głową i drzwi zamknęły się, a ja siedziałam i nie mogłam wstać. Czułam jak popłynęło mi kilka łez po policzku. Zerknęłam w telefon i zobaczyłam wiadomość od Lu, a właściwie zdjęcie z Roscoe. Uśmiechnęłam się, otarłam łzy i postanowiłam ubrać się do wyjścia. Zabrałam walizkę
i wyszłam z mieszkania. Założyłam słuchawki i postanowiłam wyrzucić skutecznie z głowy to co usłyszałam. Gdy leciałam samolotem, byłam bardzo zła na Maxa. Nie powinien mi tego mówić, to i tak nic nie zmienia, a zrobiło zamieszanie, w którym nie chciałam brać udziału. Znamy się tyle lat, a kiedy jestem na prawdę szczęśliwa i w końcu układa mi się także przychodzi i mówi mi coś takiego. Nie mam do niego takich uczuć a i tak czuje się źle i nie komfortowo. 


Gdy wysiadłam z samolotu i odebrałam bagaż na lotnisku był totalnie świąteczny chaos. Mnóstwo ludzi leciało, bądź przylatywało na święta. Miałam od razu lepszy humor widząc świąteczne dekoracje i ten harmider. Kierowałam się do wyjścia, a gdy zobaczyłam dwie najsłodsze istoty przed sobą bardzo się ucieszyłam. Jedna z nich miała piękny świąteczny kubraczek, a druga trzymała przepiękny bukiet kwiatów i zdecydowanie prezentowała jeden z tych uśmiechów, które kocham najbardziej. Zostawiłam walizkę za sobą i musiałam się na niego rzucić.
-Bardzo cię kocham.- Między pocałunkami powiedziałam do Lu, a on zaśmiał się. Miał zdecydowanie lepszy humor.
-Ja ciebie też kocham. Proszę.- Pocałował mnie i podał mi kwiaty.
-Dziękuje. A kogo my tu mamy?- Pochyliłam się do psiaka i mocno go przytuliłam. Jego chrumkanie chyba oznaczało, że mu się podoba.
-Tęskniliśmy wiesz?- Zabrał moją walizkę i ruszyliśmy do wyjścia.
-Wiem, ja też.- Uśmiechnęłam się. Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy w stronę jego rodzinnego domu. Świąteczna muzyka sączyła się z radia, a jego melodyjny głos śpiewający refreny dawał ukojenie dla tego dnia. Dobrze było widzieć go w dobrym humorze, który był bardzo potrzebny.


Dom rodzinny Lewisa nie różnił się niczym od innych domów znajdujących się na tej ulicy. Drzewka były ubrane w kolorowe światełka, a obok wejścia do domu stał napompowany powietrzem bałwan. Choć jedna oznaka zimowej aury, bo deszcz raczej średnio kojarzy się ze śniegiem. Gdy weszliśmy do środka od razu poczułam zapach pieczonych ciasteczek i ciast. Na pewno też było głośno i przytulnie.
-Jesteście?- Usłyszałam głos mamy Lu, która ubrana w dres i świąteczny fartuszek przyszła do nas.- Sara! Dzień dobry.- Przytuliłam kobietę równie mocno jak ona mnie, a zaraz pojawiły się dzieci siostry Lewisa, które uwiesiły się na moje nogi. Dawno ich nie widziałam, ale po Lu widziałam że zrobił mi niezły PR.- Dajcie Sarze się rozebrać.
-Jest okej.- Uśmiechnęłam się do kobiety, a ona wróciła do kuchni. Dzieci mówiły tak wiele, że połowy rzeczy nie usłyszałam.- Zaraz zagramy, tylko pójdę się rozgościć dobra?
-Idziemy z tobą.
-Dzieciaki...- Lewis stanął poważnie, a one postanowiły poczekać na mnie w salonie. Poszliśmy na górę do jego pokoju. Byłam w nim tylko raz i nic nie zmieniło się od tamtego czasu. No może doszło kilka trofeów więcej, bo je Lewis zawsze przywozi do rodzinnego domu. Na biurko wyłożyłam komputer, z którym nie rozstaje się. Zobaczyłam, że Lewis zrobił mi miejsce w swojej garderobie, co było bardzo miłe. Otworzyłam walizkę i powiesiłam ubrania na spotkania i kolacje świąteczne. O dziwo na kolacje wigilijną wybrałam czerwony garnitur.
-Czerwony?
-Tak.- Uśmiechnęłam się.- Nowy kolor w mojej szafie.
-Zaskakujące.- Usiadł na brzegu łóżka i czułam jak mnie obserwuje. Zdecydowanie często to robił, a mi chyba to aż tak bardzo nie przeszkadzało. Gdy rozpakowałam się poszliśmy na dół, gdzie przywitałam się z rodzeństwem Lewisa. Dobrze było ich widzieć ponownie. Resztę popołudnia przeleciała mi nie wiadomo kiedy, bo chyba zagrałam w większość gier jakie były dostępne w tym domu. Dzieci nie chciały dać mi spokoju. Wieczorem, kiedy poszły spać mogliśmy usiąść i odpocząć.
-Wina?- Siostra Lu przyniosła mi lampkę czerwonego wina i usiadłam obok mnie na kanapie.
-Dziękuje.- Zanurzyłam usta w czerwonej cieczy, która była przepyszna. Lewis spędzał czas z bratem, a my jak to baby siedziałyśmy i plotkowałyśmy. Po czasie dosiadła się do nas druga siostra i mama.
-Szkoda, że twoi rodzice nie będą z nami.
-Mi też szkoda, ale oni zdecydowanie postawili na opaleniznę w tym roku.- Uśmiechnęłam się do rodzicielki Lu, która zdecydowanie była jedną z bardziej uroczych osób w moim życiu.
-Muszę zadać to pytanie.
-Jakie?- Spojrzałam na nią z zaciekawieniem, a siostry Lu delikatnie zachichotały.
-Kiedy ślub?! Mój syn wiecznie powtarza, oj mamo jak będzie to będzie...- Zaczęła gestykulować śmiesznie rękoma, a ja zachichotałam głośno.
-Nie myśleliśmy jeszcze o tym...
-Jak to?!
-To chyba ogólnie wszystko jest tak szalone...- Spojrzałam na nie, a one jeszcze głośniej zaczęły się śmiać.- Może w sierpniu? Nie wiem... Nie myślałam, że będę kiedyś zaręczona... A na pewno nie myślałam, że to będzie Lewis...
-Byliśmy mocno zaskoczeni, gdy nam powiedział że jesteście razem. Od razu mu powiedziałam, że ma się postarać, bo więcej szans mu już nie dasz.- Gdy to usłyszałam przypomniała mi się nasza rozmowa po zwycięstwie w 2020 roku, gdy kolejny raz wszystko kończyło się tak jak co roku. Powiedziałam jej wtedy, że nie bawi mnie jego zachowanie i na tamten moment nie chce mieć z nim nic do czynienia.- Od razu stał się szczęśliwszy, a gdy oświadczył ci się pierwszy raz... Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego.- Uśmiechnęłam się nieśmiało, miło słyszeć takie wyznanie od jego mamy.- On tak na prawdę od wielu lat świata poza tobą nie widział, tylko potrzebował czasu.- Uśmiechnęła się ciepło, a mi było bardzo miło, wiedząc, że Lewis jest szczęśliwy i inni to widzą. 
-Sierpień to wasz miesiąc prawda?- Siostra Lu postanowiła przejąć stery w zadawaniu pytań. 
-Oj tak...- Gdy przypomnę sobie wszystkie nasze sierpnie, od kiedy się znamy czuje, że jest co wspominać. Z tematu ślubu przeszłyśmy na tematy damsko- męskie, a panie skutecznie próbowały wyciągnąć ze mnie smaczki związane z intymnym życiem Lu. Raczej moje czerwone policzki o wiele więcej zdradzały niż słowa.  Można by powiedzieć, że klasyki spotkań rodzinnych zostały odhaczone. Rozmowa o ślubie była, pytanie o intymne rzeczy było, zabawa z dziećmi była... A przede wszystkim trwała przemiła atmosfera, co było zdecydowanie najwspanialsze. Po winnym wieczorze miałam bardzo dobry humor, gdy kładłam się spać.
-Przemaglowały cię?
-Nie, co ty...- Spojrzałam na niego, gdy leżał już obok mnie w łóżku. Pachniał cytrusem połączonym z zapachem drzewnym. Przyłożyłam delikatnie nos do skóry na jego ramieniu
i mogłabym czuć ten zapach cały czas.
-Wino było dobre?- Uśmiechnął się, a ja przytaknęłam skinieniem głowy. Przytuliłam się do niego mocno i sama nie wiem kiedy zasnęłam. 

About me. I love you.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz