36.

349 20 0
                                    

Styczeń przeleciał nam dosłownie przez palce, a dla mnie był zdecydowanie jednym z miesięcy gdzie mogę otwarcie powiedzieć, że leciałam samolotem raz, gdy wracałam do Monako. Lewis został w Stanach, gdzie przemieścił się do domku na plaży w LA i spędzał czas z przyjaciółmi. Ja miałam kilka ważnych projektów w pracy co wymagało ode mnie powrotu do Monako. Byliśmy też w momencie finalizowania nowych umów sponsorskich co wymagało, że musiałam udać się na wiele spotkań. Nowy bolid W13 był już prawie gotowy i mogę wam zdradzić, że już wygląda pięknie. Lewis przepracował w styczniu pewien etap tej traumatycznej sytuacji i po rozmowach
z wieloma osobami pracującymi w federacji motosportu zdecydował, że nie będzie rezygnował 
z jazdy w przyszłym sezonie. Sam zespół zrezygnował z procesów sądowych, ale ugoda wymaga od federacji rozpoczęcie śledztwa w tej sprawie. Monako w lutym już żegna zimę, a zaraz będzie witać lato i zdecydowanie nie mogę się doczekać lata, bo czuje że będzie magiczne. Bardzo brakuje mi Lewisa i Roscoe, bo jednak będąc z nimi przyzwyczaiłam się do ich stałej obecności. Dobrze było widzieć ponownie jego uśmiech na fotografiach dodawanych na instagram. 


Wczoraj odwiedziłam mnie mama z butelką przepysznego wina i pysznym dojrzewającym serem, co spowodowało że nie mogła sama wrócić sama do domu, a tata który przyjechał po nią nie mógł przestać się śmiać z jej cudownego zachowania po alkoholu. Kac męczy ją dzisiaj, ale mnie także, więc kawa była zdecydowanie wskazana. Siedzenie i tworzenie tabelek, wykresów i różnych innych rzeczy jest z jednej strony dość fascynujące, a z drugiej po czasie nużące. Dobrze, że nie zdecydowałam się dzisiaj na soczewki, bo jednak swoboda w przecieraniu oczu dodawała otuchy w trakcie pracy. Mamy środę a ja w ogóle nie czuje, że jest prawie weekend. Dzisiaj słońce za oknem aż zachęca do spędzenia czasu poza domem, więc zdecydowanie po pracy udam się na spacer do portu. Na razie musiałam dokończyć pracę, ale na szczęście chociaż raz udało mi się skończyć pracę o godzinie 16. Założyłam dres, ciepłą kurtkę i postanowiłam wyjść z domu. Założyłam słuchawki i zaczęła lecieć jakaś losowa muzyka. Udałam się powolnym krokiem do portu, a chłodne powietrze momentalnie sprawiło, że moje policzki były chłodne. P. pracowała na sesji w Paryżu i zasypywała mnie zdjęciami w paryskim klimacie. Zdecydowanie raźniej było spacerować z Roscoe i szkoda, że nie ma tu go ze mną. Słuchałam nie wiem dlaczego, One Republic Apologize, ale ta piosenka jakoś tak pasowała do klimatu portu w którym było dość spokojnie, praktycznie nie było ludzi, a jachty były dokładnie zabezpieczone przed chłodem
i ewentualnymi zimowymi zniszczeniami. Mój telefon nagle się odezwał, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Lu. Odebrałam i zobaczyłam jego słodką zaspaną twarz. 
-Wszystko okej?- Stanęłam obok jednego z jachtów i przyjrzałam mu się dokładnie. LA zdecydowanie mu służyło. Jego skóra nabrała jeszcze głębszego odcienia, co dodawało jeszcze większego blasku jego uśmiechowi. Dobrze było go zobaczyć, choć rozmawialiśmy kilka godzin temu.
-Nie mogę spać. Dzisiaj odczuwam większy brak ciebie.- Położył się na wprost i ułożył rękę pod głową.Jego mięśnie na klatce piersiowej idealnie zarysowały się razem z tatuażami.- Wracaj do nas. 
-Wracajcie do mnie.- Na jego twarzy pojawił się słodki zaspany uśmiech.
-Jesteś na spacerze? 
-Tak.- Obróciłam kamerę w telefonie i pokazałam mu widok przede mną.- Dzisiaj jest lepsza pogoda, idealna do spacerowania.- Obróciłam ponownie telefon i znowu mógł widzieć mój czerwony od zimna nos. 
-Szaleje za twoim czerwonym nosem.- Uśmiech sam pojawił się na twarzy.- Bardzo za tobą tęsknie, ale wiem że tabelki są równie ważne. 
-Każdy ma swoje tabelki, bądź kierownice, albo opony. 
-Spróbuje zasnąć. 
-Śpij dobrze, bardzo cię kocham.
-Kocham ciebie.- Połączenie się zakończyło, a ja postanowiłam wrócić do domu i zaparzyć herbatę. Resztę popołudnia ponownie spędziłam przed komputerem, a wieczorem postanowiłam zaszaleć i postawiłam na kąpiel z lampą czerwonego wina. Nie mogłam się doczekać wyjazdu do Barcelony i momentu, kiedy będę mogła wyściskać Lewisa. Piana, wino
i marzenia do spełnienia były idealnym dopełnieniem tego popołudnia i praktycznie każdego do wyjazdu do Barcelony. Pakowanie się pierwszy raz nie było dla mnie problemem, może dlatego że postawiłam na dresowe stylizacje. Na tych testach będę też troszkę pracować, ale postawię na bycie wyluzowaną pracownicą. P. nakręcała się już na zakupy w Barcelonie, więc też wiem, że w razie co zawsze mogę coś kupić. Lot miałam w środę o 16 i miałam świetne towarzystwo, bo oprócz moich rodziców leciała też Suzie z Jackiem, P. i Tiffany, która tak jak i ja rozłączyła się 
ze swoim ukochanym. 

-Dzień dobry wszystkim!- Postawiłam walizkę obok bagażu moich rodziców i przywitałam się z nimi. Tata w dresach oznacza tylko jedno, jest po pracy i zdecydowanie dzisiaj w samolocie nie będzie się zachowywał formalnie.
-Cześć. Gotowa na testy? 
-Zobaczymy co uda się przetestować.- Zerknęłam w telefon i odczytałam wiadomości od P.
i Lewisa. P. pokazała proces pakowania swoich koronek. George na pewno będzie bardzo zadowolony. Nie wiem co na to Toto, ale mam nadzieje, że doda to Georgowi energii do działania.
-Sarcia zamówiłam nam masaż.- Mama stała podekscytowana, taty mina była dziwna, bo chyba on miał ochotę na masaż z mamą, a ja marzyłam o masażu... Tylko wolałabym, żeby ten masaż wykonał ktoś zdecydowanie bardziej wyjątkowy. 
-Dziękuje mamo, na pewno się wybierzemy.- W końcu pojawiła się możliwość, aby móc zapakować się do samolotu. Dołączyła do nas już reszta ekipy podróżniczej, a mały Jack nie chciał się ode mnie odkleić, więc całą drogą powietrzną oglądaliśmy psi patrol i wyklejaliśmy jego specjalny zeszyt naklejkami. Czułam, że zabrał większość mojej energii, ale widziałam dużą wdzięczność w oczach jego mamy, że nie musi się nim zajmować, a może popracować. Barcelona przywitała nas zachmurzonym niebem, ale była cudowna. Marzyłam o ciepłym prysznicu i room serwisie z przepysznym jedzeniem. 
-Omówimy jutro pare kwestii na torze?- Suzie zabrała rzeczy Jacka ode mnie. Chłopiec miał dalej, aż nadto energii i ciężko było go wpakować do auta, ale finalnie jakoś jej się udało. 
-Tak. Sprzedamy Jacka i popracujemy.- Pocałowałam jej policzek i udałam się do auta, w którym czekali rodzice i P. Droga do hotelu miałam wrażenie, że trwa wiecznie. Pewnie dłużyła się też przez to, że tata nie do końca rozumiał się z nawigacją. W lobby hotelowym kulturalnie pożegnałam się z moimi towarzyszami i zabrawszy klucz do pokoju udałam się do niego.
O dziwo byłam sama, ktoś w nim już mieszkał, bo dało się to poznać po znacznej ilości rzeczy, które znajdowały się wszędzie, ale byłam sama. Odstawiłam walizkę, torbę z komputerem i rzuciłam torebkę na losowe krzesło. Przeszłam w dalszą część z apartamentu, gdzie znajdowało się wielkie łóżko i łazienka otwarta na pokój. Już mi się podobało. Położyłam się na łóżko i wybrałam połączenie do Lu. Nic nie pisał, że gdzieś wychodzi. Nie odbierał, więc postanowiłam zamówić jedzenie i udałam się pod prysznic. Obsługa była cudowna i idealnie wyczuli, że skończyłam się myć i mogłam odebrać jedzenie. Otworzyłam drzwi i przywitał mnie wózek z jedzeniem oraz pięknym bukietem kwiatów. Zabrałam do środka przesyłkę i było mi bardzo miło, że otrzymałam kwiaty. Za chwilę usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam i otworzyłam je dość nie śmiało, ale za chwile na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. 
-Można?- Zaśmiał się, a ja musiałam się na niego rzucić. Pachniał cudownie i cały był cudowny.- Tęskniłem.
-Tęskniłam.- Nie mogliśmy się od siebie oderwać. Całowaliśmy się tak, jakbyśmy nie widzieli się conajmniej rok. 
-Kwiatki podobają się?- Pokiwałam głową, że tak. Oparł nas o ścianę i czułam, że jego ręce błądzą po moich pośladkach.- Ściana, podłoga, stół czy może łóżko?
-Obojętnie.- Pocałunki na mojej szyi pogłębiły się, a ja czułam, że zostało wybrane łóżko. To była zdecydowanie cudowna noc. 

About me. I love you.Where stories live. Discover now