42.

268 20 1
                                    

Jak się czułam? Okropnie źle. Mam wrażenie, że nie tyle dolegał mi ból fizyczny co psychiczny. Czy byłam gotowa na tą nowinę? Oczywiście, że nie. Nie planowaliśmy powiększania rodziny, ale totalnie miałam luz i Lewis też. Jednak ta nowina i pozytywna,
a następnie negatywna wpłynęły nas nas i zmieniliśmy punkt widzenia. To kolejna strata czegoś w moim życiu w tym roku i jest zdecydowanie najdotkliwsza. Gdy mama dowiedziała się co się wydarzyło, od razu przyleciała do mnie i jestem jej wdzięczna za jej obecność. Jestem wdzięczna za obecność każdego, kto przyszedł i wsparł mnie dobrym słowem. Martwiłam się o Lewisa i jego pracę, bo niekoniecznie to dobry moment, weekend wyścigowy trwał. On zamiast skupić się na jeździe, spędzał tutaj czas, bo nie umiał znaleźć sobie miejsca w hotelu.
-Czy chcesz jeszcze wody?- Spojrzałam na niego i pokiwałam głową na znak, że nie.- Jutro nie będę mógł ciebie odebrać.
-Masz wyścig to jest najważniejsze.
-Najważniejsza jesteś ty i twoje zdrowie.
-Doceniam, ale w ten weekend najważniejszy jest wyścig i walka o punkty.- Uśmiechnął się delikatnie. Dobrze było widzieć jego uśmiech, nawet ten delikatny. Wiem, że zależy mu mocno a wydarzenia tego tygodnia zdecydowanie nie pomogły i totalnie pogorszyły jego wyniki. Wszyscy zastanawiają się co jest nie tak, że idzie mu tak źle w ten weekend. Jego porażka daje im uśmiech
i radość, a mi mocno go szkoda i nie mogę przestać pisać i mówić mu, że jest wspaniałym człowiekiem. Jedynym plusem bycia w szpitalu było to, że mogłam się totalnie wyspać. Leki były pomocne i czułam się wypoczęta. Miałam też ultra potrzebę powrotu do domu. Osoby mi bliskie były ze mną, ale swoje łóżko, lekarz i dom to zawsze jest lepsze.


Wypis niestandardowo miałam dostać w niedziele do południa. Poprosiłam o to, aby móc wrócić do Monako w niedziele razem z Lewisem. Nie marzę nawet o pójściu na wyścig, ale chce z nim wrócić. Czas w szpitalu był leniwy, lekko produktywny. Chciałam zapomnieć, więc pozwoliłam sobie na pracę przeplataną serialem. Nadrobiłam to co ostatnio wyszło premierowo. P. zdawała mi relacje z toru i było mi ultra miło, że mnie wspierała. Mama dokarmiała mnie, choć tu
w szpitalu standard jedzenia jest na bardzo wysokim poziomie i nie czułam się głodna. Lewis pracował po kwalifikacjach, ale miałam okazje z nim pogadać i wcale mu się nie dziwie, że totalnie mu nie wyszło. Dawno tak nie miał, ale wierzy, że jutro będzie lepiej. Słuchawki, woda i serial umilały mi sobotni wieczór. Byłam też po zmianie opatrunku, więc grafik dzienny w szpitalu został wypełniony. Niestety rana nie goi się dobrze, ale ja mam dość duże problemy z gojeniem ran, więc totalnie mnie to nie martwi. Mam czas. Niebo miało już totalnie granatowy kolor a światło, które pochodziło z szpitalnych sal i oświetlenia fasady szpitala dodawało mu różnych odcieni niebieskiego. Widok był dość przyjemny, chociaż coś. Spojrzałam na drzwi i zobaczyłam rękę
z bukietem kwiatów. Byłam dość zdziwiona, ale ręka była mi znajoma. Ściągnęłam słuchawki
i zamknęłam komputer. Gość pojawił się
w środku. Zasłaniał swoją twarz bukietem kwiatów, ale ciężko było nie rozpoznać człowieka, który przyszedł. Kurtka zdecydowanie nie nadawała się na idealny kamuflaż. Niecodziennie ktoś chodzi
w granatowej kurtce z czerwonymi aplikacjami w kształcie byków.
-Możesz pokazać swoją twarz.- Bukiet powędrował w moją stronę, a za nim zostałam mocno przytulona.
-Cześć.
-Hej. Dziękuje za kwiaty.- Uśmiechnęłam się i położyłam bukiet na łóżku.
-Zacznę od standardowego pytania... Jak się czujesz?- Zagarnął krzesełko i na nim usiadł. Ściągnął kurtkę, więc miał też w planach zostać dłużej.
-Stabilnie. Mogłoby być lepiej, ale bywało gorzej. A jak u ciebie? Tym razem bolid jest już okej?
-Tak. Wszystko dobrze. Lewis miał słaby wynik, auto nie jest zbyt konkurencyjne, ale przeczuwałem, że coś się stało.- Bystrzak. - Spotkałem twoją mamę i ona mi powiedziała, że jesteś w szpitalu.- Westchnęłam. Prosiłam, aby nikomu nie mówiła. Tylko czy akurat Max należy do grona osób należących do „nikomu".- Powiesz mi dlaczego tu jesteś? Czy to coś poważnego?
-Dość poważnie było, ale teraz już jest dobrze.
-Powiesz co się stało?- Nie wiem czy do końca jestem przekonana, czy chce mu o tym mówić. Nie chce, aby to wpływało na jego emocje kiedy jest wyścig. Nie chce, aby przez ten pryzmat spoglądał na Lewisa.
-Powiem ci, ale proszę cię o to abyś zachował to dla siebie i nikomu nie mówił. Jest to dość prywatne, a że dotyczy Lewisa, a wy razem pracujecie to nie chce, aby wszyscy wiedzieli. Tak czy siak jesteśmy na świeczniku i nie potrzebujemy większego szału i rozgłosu dobra?
-Okej.- Oparł się o koniec łóżka i spoglądał na mnie dość intensywnie. Nie wiedziałam jak mu to powiedzieć, bo nie byłam do końca przekonana i pewna jak on to przyjmie. Ostatnio jest dość nieprzewidywalnie.
-Nie wiem jak to powiedzieć.
-Po prostu powiedz.- Produkcja łez w moich oczach była ogromna. Westchnęłam i postanowiłam się przełamać.
-No dobrze... Byłam w ciąży, spodziewaliśmy się dziecka... Ciąża niestety nie miała szansy...- Otarłam łzy z policzków i było mi ciężko. Spojrzałam na niego i nie spodziewałam się, że on także będzie ocierał łzy z twarzy dłonią. Po chwili usiadł na łóżku i mocno mnie przytulił. Ponownie płakałam, płakałam i płakałam. Jego bluza była zdecydowanie mokra i można by wycisnąć z niej część moich łez. Nikt tak nie działa kojąco jak Max i Lewis. Dobrze, że mogę się wypłakać. Oderwałam się i otarłam twarz dłońmi.
-Lepiej?
-Troszkę.- Uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Bardzo jest mi przykro z powodu waszej straty, bo wiem że jest to dla was trudne...Zawsze możesz na mnie liczyć pamiętaj o tym.- Zamknął moje dłonie w swoich i było mi ultra przyjemnie. Dobrze mieć jego wsparcie.- Wiem, że ja i Lewis nigdy nie będziemy przyjaciółmi...
-Ciężko się nie zgodzić... 
-Jednak widzę, że jesteś przy nim najszczęśliwsza i o takim życiu marzyłaś. Trafił na was trudny czas, ale zaraz znów będzie pięknie.- Uśmiechnął się i poczułam jeszcze raz mocne przytulenie 
z jego strony. 
-Dziękuje. Muszę to przepracować. Dziękuje za zaakceptowanie Lu.
-Tylko nie proś mnie, abym był dla niego miły.
-Nie mam zamiaru. Czasem lubię posłuchać jak się wzajemnie obrażacie.- Zaśmiał się
i widziałam w nim już zdecydowanie pogodnego ducha. Mi także ulżyło, bo dało mi to jakąś nadzieje, że będzie dobrze. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym do nocy, a po jego wyjściu przyjemnie było zasnąć. Nie mogłam doczekać się aż będziemy wracać do Monako. 

About me. I love you.Donde viven las historias. Descúbrelo ahora