Jest super , kocham swoje życie

167 10 0
                                    

  Remus wchodził smutny do domu . Jego synek znowu nie czuje się dobrze. Zostawił kufer , zapalił światło , bo było jeszcze ciemnawo i poszedł do pokoju Harrego . Zobaczył, że na fotelu śpi Syriusz okryty kocem z workami pod oczami,  a w łóżku leży Harry , który nie wygląda lepiej .  Był blady , na twarzy policzki mu się zapadły...Oczy miał zamknie,  spał. Od razu wziął delikatnie jego rękę . Odwinął przecieknięty bandarz i zobaczył sączące się jeszcze ranę . Wypowiedział zaklęcie opatrujące i szybko na ręce dziecka pojawił się świerzy opatrunek . Jego ręka była zimna , a czoło rozpalone. Na klatce też ujżał chyba 15 świerzych cięć . Obudził delikatnie Syriusza mówiąc :
-Łapo ? Łapo jestem...Idź do łóżka...A może jednak powinniśmy zawieźć Harrego do szpitala?- mówił patrząc na śpiące , a może nie przytomne dziecko .
-Remus...Wreszcie ...-powiedział wstając z fotela i przytulając przyjaciela najmocniej jak umiał .
- Jestem Łapo...Jestem...- mówił przytulając go czule .
- Dlaczego nie możemy zbudować domu ? Dlaczego nie może być szczęśliwie...Dlaczego nasze dziecko musi być chore ...Dlaczego musi tak cierpieć..- powiedział patrząc na  Harrego.
- Przejdziemy przez to...Zobaczysz jeszcze nam podziękuję...- powiedział z wiarą w głosie i puszczając uścisk .
Podszedł do Harrego potrząsając lekko jego ramienia . Chłopak nie reagował. Zrobił to raz jeszcze . Zobaczył jak jedynie miną na jego twarzy się zmienia.  Nawet nie założył mu okularów - wsadził je do kieszeni płaszcza , wyjął grube skarpety z jego szafki i nałożył na zimne jak lód stopy chłopca . Dalej naciągnął na jego wiotkie , pokaleczone ciało bluzę I wyszedł z nim na rękach.
Syriusz też zakładał buty , płaszcz . Już miał w rękach klucze , kiedy Remus zakładający Harremu kurtkę , czapkę I szalik powiedział :
- Nie. Nje będziesz kierował w takim stanie . Muszę to być ja .
Wziął przedmiot z rąk Syriusza I powiedział:
- Weź Harrego na ręce. Nie wstanie.  Jest zbyt słaby . Jedziemy...
Wychodząc z domu zobaczył rodzeństwo z którym Harry pobił się ostatnio.  Jeden chodził o kulach ze złamaną nogą,  drugi miał na nosie opatrunki.  Otworzyli oczy szerzej patrząc jak dwóch mężczyzn wnosi tego samego chłopaka z którym się pobili do luksusowego auta . Ten że złamaną nogą odskoczył szybko widząc jak bryka rusza jak szalona z wielkim rykiem silnika .
- Widzisz Edgar...Ten chłopak nie wygląda na bogatego a wozi się takim samochodem , do tego niesiony  na rękach.
- Weź...Pewnie jego ojciec to gej . To chyba nie normalne aby dwóch mężczyzn mieszkało razem , co?- powiedział szyderczo drugi .
    - Remus do prawdy! Ja dam radę pokierować ! Słup! ...Drzewo! Remus , chcesz nas zabić?- darł się Syriusz patrząc jak jego przyjaciel jedzie nie umiejętnie.  Nagle zobaczył na ogonie mugolską policję.
-Chce Ci powiedzieć , że teraz trzeba coś wykombinować...Zatrzymają Cię i wezmą Harrego do mugolskiego psychiatryka ...- mówił patrząc jak włączają syreny.
- Tak? To patrz teraz !- powiedział przyspieszając na maksa , tak aby ukryć się za drzewem i kliknął guzik nie widzialności.  Syriusz zrobił dumna minę mówiąc:
- Jednak coś z Ciebie będzie .
Jechali dalej jak szaleńcy kręcąc wkoło , bo nie znali drogi w 100%
Syriusz siedział na tylnym siedzieniu z Harrym . Patrzył jak chłopak śpi nie przytomnie . Kiedy otworzył ciężko oczy od razu wziął go za głowę i popatrzył w nie.  Były tak pięknie zielone jak zawsze...Były prześlicznie lśniące.
- Harry! Witamy Cię wśród żywych!- powiedział szczęśliwy.
- Co...Co tu się dzieje ?- powiedział patrząc jak leży na siedzeniu , za kierownicę trzyma Remus , a on znajduje się na tylnej kanapie samochodu .
- No cóż...Wiesz co robiłeś wczoraj,  prawda? Teraz musimy skonsultować się z lekarzem. Nie budziłeś się długo Harry. Baliśmy się o Ciebie i zapakowaliśmy w samochód. Nie gniewaj się,  ale Remus nie jest projektantem mody- powiedział pokazując,  że ma czerwoną kurtkę,  zielono niebieską czapkę , żółte skarpety i fioletową bluzę zakrywającą spodnie od pasiastej piżamy .
- Słuchaj...Nie wiem...Chciałem to wszystko zakończyć ...Ale teraz jak patrzę...REMUS DRZEWO!- przerwał na chwilę patrząc jak jego opiekun prawie w nie wjechał - to chyba bym żałował...Walczycie o mnie jak lwy...Na prawdę podziwiam was , że się mną opiekujecie i tak o mnie walczycie...- tak na prawdę to wymamrotał chwytając na oślep rękę Syriusza,  bo przez brak okularów prawie nic nie widział .
- Kochamy Cię ...Synu...Każdy rodzic zrobi to dla swojego dziecka .- powiedział także chwytając go za zimna dłoń.
- Jakie masz...Ciepłe ręce...- wyszeptał opierając się o drzwi .
- Jakbyś wtedy odszedł to stracił bym Cię tak jak gwiazdy tracą słońce o porannym jego blasku ...- uśmiechnął się i pocałował na prawdę lodowatą rękę .
    Pod placówką znowu była bitwa o miejsca parkingowe . Remus jednak się nie patyczkował.  Zajechał drogę jakiemuś polonezowi i całą masą samochodu parkując walnął w kosz na śmieci stojący przed nim .
- Harry , koniec wycieczki - powiedział Syriusz patrząc na wschód słońca .
- Wezmę go na ręce. Jest za słaby . Nje można go przemęczać- powiedział wysiadając za kierownicy .
- Nie...Nie...Dam radę- wymamrotał pod nosem.
- Zobacz Harry . Chcę Cię nieść człowiek,  który podczas godziny złamał więcej przepisów drogowych niż szlabanów w Hogwarcie przez całe swoje życie. Daj mu,  bo ja chyba wezmę dziś od niego autograf - zaśmiał się Syriusz.
- Nie przesadzaj Syriusz...Podobało mi się całkiem , wiesz ?- powiedział śmiejąc się pod nosem.
- Na prawdę sobie poradzę .- powiedział stanowczo,  ale słabo Harry naciskając klamkę.
Tylko wytknął nogę I próbował na niej ustać to ta zachwiała mu się . Nje jadł nic od 2 dni , wczoraj stracił trochę krwi , przeładował się broniąc swojego życia.  Nic dziwnego,  że był słaby. Zprubiwał raz jeszcze , ale wtedy próba okazała się znowu nie skuteczna . Padł by jak długi na ziemię,  gdyby nie Remus stojący przed nim .
- No dobra...Skorzystam z pomocy mistrza przepisów drogowych .- zaśmiał się cicho , kiedy mężczyzna podnosił go za nogi i pod głowę.
- Wygląda to ...trochę dziwnie , co?- powiedział w stronę Syriusza .
- Może trochę...Nje wiesz co Wygląda to jak kochający ojciec niesie swojego syna do szpitala po ciężkiej nocy..- powiedział uśmiechając się w jego stronę.
W drzwiach podszedł do recepcji.
- Dzień dobry. James Potter...Znaczy Harry Potter...Ja Syriusz Black , jestem jego opiekunem ...- poplątał się trochę .- Harry wczoraj wieczorem miał próbę samobójczą,  przyszliśmy dowiedzieć się czy jest okej . Do tego jest bardzo słaby ...Znaczy nie jest dobrze , ale ...No wie pani o co chodzi , prawda?- plątał się gestykulując ręką że zdenerwowania.
- Zaraz sprawdzę...- powiedziała otwierając magiczną księże w , której wszystkie informacje o pacjencie znajdowały się na jednej karcie .- Uzdrowicielem prowadzącym jest zaraz...Alexander Mancini. Jest akurat w sali numer 67. Teraz są już dobrze ponumerowane , bo wtedy wkradł się nam błąd i wszystkie numery ponadawano źle.- powiedziała kobieta wskazując na mapie szpitala pomieszczenie .
-Nie macie tu windy?-obużył się Syriusz widząc ,że salą znajduje się na 1 piętrze .
-Niestety,  zepsuły nam ją chchliki . Aktualnie cały szpital jest w remoncie ...-powiedziała wracając do uzupełnienia czegoś w książce.
-Na górę-powiedział tylko patrząc na już chyba śpiącego chłopaka na krześle obok Remusa.
-My zawsze tak trafiamy...-powiedział biorąc go na ręce .
- No niestety masz rację ...- powiedział szukając numeru .
   Znowu szukali go chyba 10 minut chodząc po schodach. Harry poczuł się już lepiej , obudził się jakby ze snu i nie przytomnym jeszcze wzrokiem patrzył na białe korytarze , na których czasem siedzieli inni czarodzieje czekający na swoją kolej . Były tam dzieci , dorośli . Spotkał tam dziewczynę z huflepuffu,  która jak się dowiedział kd Hermiony dwa dni wcześniej wróciła do domu , bo jej babcia zachorowała. Zrobiła wielkie oczy , kiedy zobaczyła go na Ręchach profesora Lupina obok Syriusza Blacka . Usłyszała :
- Witaj Amelio . Jak Twoja babcia ?- Kiedy przechodził przez korytarz obok niej.
- Dzień dobry . Już lepiej - powiedziała omało co nie otwierając szczęki , że opiekuje się on Harrym .
  Teraz chłopak miał pewność , że po szkole rozniesie się wiele plotek na jego temat . On też uśmiechnął się do niej sucho . Po tym jak wyszeptała coś do swojej matki zobaczył,  że większość ludzi gapi się na nich jak na kosmitów . Jakby nie dziwił im się. Gdyby nie był wybrańcem gazet to gdyby spotkał takiego kogoś na korytarzu szpitala niesionego przez profesora Hogwartu też by się gapił .
Wreszcie dotarli do sali . Uzdrowiciel od razu wstał z krzesła widząc stan chłopaka . Kazał położyć go na łóżku , po czym podszedł do niego każąc wyjść jego opiekunom .
Ci złapali się za ręce przed salą i wymienili spojżeniami . Wiele ludzi gapiło się na nich jakby ich winą był stan Harrego.  Po części może i tak , ale starali się nie obwiniać. Nie mogli pilnować go przecież 24 godziny na dobę . Na korytarzu było jakoś wiele uczniów Hogwartu.  Czy im wszystkim nagle umierała babcia , czy inny członek rodziny? Było to niezwykle nie komfortowe .
   Po chyba pół godzinie uzdrowiciel ,,oddał" Harrego w ręce jego opiekunów.  W nosie miał coś to do tej pory przerażało go najbardziej- rurkę do jedzenia , bo znowu schudł , a na ręku było kilka szwów . Sam chłopak  był już trochę mocniejszy. Sam wstał i doszedł do krzesła o własnych siłach .
- Harry zostaje tutaj na kolejne dni...Pan Potter jest w ciężkim stanie psychicznym . Potrzebuję on dożywienia.Jak dobrze będzie jutro go wypuścimy - powiedział z taką miną jakby błagał o wybaczenie.
Spuścili głowy.  Harry zobaczył na korytarzu Amelię i Patrica z Huflepuffu, Zoe ze Slytcherinu i Johna z Ravenclawu. Był wściekły, że widzą go słaniającego się po podłodze , podbieranego pod pachy aby się nie przewrócił . Założył kaptur aby nie było widać tej cholernej rurki .Jeszcze te spojżenia ich rodziców i innych czarodziejow . Był pewien,  że następnego dnia będzie w gazecie .

Nie chcianyWhere stories live. Discover now