16

70 5 15
                                    

Z samego rana po śniadaniu Saphira wsiadła do powozu Newgate'ów w towarzystwie Maggie. Gregor ponownie stawił się w liberii rodzinnej, otworzył przed nią drzwi i podał rękę, gdy wsiadały. Stary sługa stał wyprostowany i nie pierwszy raz panienka dostrzegła dumny wyraz na jego twarzy.

- Pojedziemy do kościoła, Gregor – powiedziała tak, jak dawniej mawiał ojciec – bowiem należy złożyć uszanowanie pastorowi. Później na targowisko.

Droga prowadziła ze wzgórza w dół, po klifie, z którego rozciągał się widok na morze. Szare fale obmywały skaliste wybrzeże bezustannie od kiedy sięgała pamięcią – to samo wybrzeże, na którym wiele lat wcześniej ojciec oświadczył się matce. Jadąc tamtego poranka w powozie do miasteczka Saphira uzmysłowiła sobie swój wiek i ponownie, swoje położenie.

Nie powinno mnie tu być. Powinnam uczyć Lami geografii, pić herbatę z panią Rochester... Och, dosyć, dosyć!

Ale jak wiele razy w ciągu minionych dni próbowała odgonić natrętne myśli o Amberhall, wciąż powracał do niej obraz Lawa siedzącego w fotelu w bawialni, który patrzył na nią zniecierpliwiony, jakby zdawał się pytać:

- Jak długo jeszcze zamierza pani trwonić czas z dala od domu?

Ależ ja jestem w domu! Jestem!

Zniecierpliwienie podszyte podenerwowaniem potęgowała cisza – Saphira nie otrzymała jeszcze żadnego listu, a spodziewała się choćby słowa po swoich ostatnich rewelacjach. W myślach liczyła:

W środę Gregor zawiózł pocztę, z pewnością dotarła do nich w czwartek wieczór. Mój Boże, jest sobota... Być może pan Trafalgar opuścił Amberhall, miał przecież zobowiązania towarzyskie. No tak, ale dlaczego pani Rochester milczy?

Powóz podskoczył na wyboju, a mała torebka Maggie spadła z chrzęstem koralików na podłogę.

- Panienka wybaczy – rzekła dziewczyna, schylając się – nie chciałam panience przeszkadzać.

- Och Maggie – uśmiechnęła się Saphira – prawda, że nie robię nic innego, tylko się zamyślam. Opowiedz mi trochę o miasteczku.

Dziewczyna najwyraźniej tylko czekała na sposobność, bo wyrzucała z siebie słowa niczym rwący potok. Przez kolejne pół godziny Saphira dowiedziała się niemal wszystkiego o wszystkich, o których wiedzieć należało, a o tych, których Maggie nie znała... no cóż, i o nich także. Wysiadając pod plebanią kościoła mówiła jeszcze do młodszej dziewczyny, by nikomu więcej podobnych plotek nie powtarzała, ale ponieważ uśmiechała się mówiąc to, zatem służąca nie wzięła sobie uwagi do serca.

Nie zdążyły podejść do drzwi frontowych, gdy te się otworzyły i wyszedł z nich starszy pastor, zaraz za nim wikary i gospodyni oraz kucharz. Saphira nie spodziewała się takiego przyjęcia – zbiło ją to z tropu na tyle, że się zatrzymała w pół kroku.

- Pastorze...

- Panienko Newgate!

- Na miłość boską, pani Fitz! Nie godzi się...!

- Rwetesu narobisz, kobieto! Widział to kto!

- Pastorze, pastor pozwoli...!

- Panienko!

- Czyście poszaleli, pani Fitz!

Pani Fitz – gospodyni pastora – była o wiele bardziej zdeterminowana, by złapać Saphirę za połę płaszcza niż pastor, wikary i kucharz by ją powstrzymać. Ba, oparła się samemu Gregorowi i gdy wreszcie dopadła celu, jej twarz zalała się łzami. Pani Fitz bowiem była dawniej kimś innym niż gospodynią na plebanii. Była matroną hrabiny Ralagan, wraz z którą zawitała do Newgate Manor, a później nianią małej Lereny. Po śmierci swojej pani wyjechała do rodzinnych stron, tylko po to, by kilka lat później powrócić do Durham. Lerena miała wówczas sześć lat i choć z radością przyjęła nową osobę do swego fraucymeru, to po wyjeździe do Whitechapell straciła kontakt z piastunką.

Amberhallحيث تعيش القصص. اكتشف الآن