12

36 4 0
                                    

Z Durham do Blackhall Colliery w którym rezydowała rodzina Newgate było trzynaście mil, lecz pogoda sprawiła, że musieli zatrzymać się w Wingate. Wyruszyli z samego rana i przed południem dotarli do pałacu na klifie sprawującego władzę na tej części wybrzeża. Saphira rozpłakała się po cichu, widząc po raz pierwszy od czternastu latdom rodzinny, który nic nie stracił ze swego piękna. Nadal majestatyczny, niemal groźny, rozglądający się na cztery strony świata pięknymi oknami, z powiewającymi chorągwiami na dachu stał dumnie, pozwalając się podziwiać w jesiennym słońcu. I choć brakowało mu miękkości Amberhall, miał w sobie moc zapierania tchu. 

Powóz wjechał przez wspaniałą bramę i na dziedziniec wyszła służba. W jakże opłakanym stanie! Z czterdziestu ludzi pozostało sześcioro, z nich znała tylko troje, w tym starego Gregora. Opanowała wzruszenie i wysiadła z lekkim uśmiechem, nie chcąc naruszać powagi swoją radością. Cieszyła się, będąc wreszcie w domu, choć wiedziała, że to czucie ulotni się, gdy znajdzie się w jednym pokoju z madame Newgate. 

Przed szereg wyszedł Hamish, majordomus, który dwornie ukłonił się przed nią i wskazał wejście do domu. Miał w oczach łzy i z trudem ukrywał wzruszenie, wpatrując się w twarz Saphiry z niekłamanym podziwem. 

- Cieszy nas pański widok, panienko, lecz stanie na dworze w taką pogodę to grzech. Proszę wejść, Rhona przygotowała ciepły posiłek, musi się panienka ogrzać. 

- Potrzebuję herbaty, potem chciałabym się zobaczyć z madame Newgate – rzekła Saphira schrypniętym głosem, uśmiechając się do młodych pokojówek. Nie rozumiała, dlaczego tylko tyle osób zostało na służbie, dom wymagał opieki...! 

Gdy weszła do środka, oniemiała zupełnie. Ogołocone ściany i korytarze sprawiały, że dom wyglądał na opuszczony. Okna pozbawiono draperii, szczególnie tych ciężkich, bordowych, pamiętających czasy jej matki. Och, wszystko, co tu było, było z wyboru jej matki, bowiem przerobiła Newgate Manor pod swoje dyktando, czemu ojciecnie śmiał się sprzeciwić. I cóż teraz z tego zostało?! Gdzie były piękne meble, które sprowadzono z Włoch? Gdzie obrazy tylu pokoleń? Bogata niegdyś rezydencja świeciła pustkami, sprawiając ponure, smutne wrażenie. Nie było konsol na których stały piękne, chińskie wazy z kwiatami, nie było ozdób, broni palnej na ścianach, ani chorągwi. 

Chłodne światło słoneczne wpadało przez okna, sprawiając, że korytarze wyglądały ponuro, odpychająco niemal. Ze schodów pościągano dywany i usunięto poręcze, a na ścianach były odbite kształty ram od obrazów – farbaw tych miejscach była jaśniejsza. Odwróciła się do idącego za nią Hamisha ze łzami w oczach, nie rozumiejąc niczego. Stary sługa obejrzał się na kucharkę, Rhonę, a ta odwróciła wzrok, jakby zostawiając go samego.

 - Co... co tu się stało? – zapytała Saphira, postępując krok w stronę sługi. 

- Pan Thach – odpowiedział z westchnieniem Hamish, zakładając ręce za plecy – wpadł w złe towarzystwo. Wiele rzeczy poszło na aukcje, by spłacić długi...

 - Długi?! Na miłość boską, ojciec zostawił kilkadziesiąt tysięcy funtów! Chcecie mi powiedzieć, że nie ma ani grosza z jego fortuny? – zawołała Saphira po czym zagotowała się w niej krew. – Ten... Ten błazen, mój brat, zaprzedał wszystko dla spłacenia długów? Zaprzepaścił rodowe pamiątki... 

- Panienko, to nie jest wszystko ani najgorsze – wtrąciła wreszcie Rhona, poprawiając czepek i czerwieniąc sięze zdenerwowania. – Bo... Bo kilka miesięcy temu przyszli ludzie z Durham i... - Uciekła wzrokiem do Hamisha, a ten westchnął głęboko.

 - I? 

- Cały dom musi iść na aukcję po śmierci madame Newgate, inaczej nie będzie można spłacić... 

AmberhallWhere stories live. Discover now