6

38 6 1
                                    

- Panienko Saphiro Newgate, to jest Wiggins. – Saphira spojrzała na panią Rochester oraz na wspomnianego mężczyznę, stojącego dwa kroki dalej, i uderzył ją sposób, w jaki starsza kobieta się do niej zwróciła. Drugiego szoku doznała, gdy mężczyzna się odezwał. 

- Wiggins. Do usług pani. 

Miał szkocki akcent i angielskie nazwisko – zastanowiło ją to. 

- Wiggins będzie towarzyszył małej panience z rozkazu pana Trafalgara – dopowiedziała pani Rochester, a Saphira odniosła wrażenie, że gospodyni zachowuje się zupełnie inaczej, choć nie potrafiła wskazać jawnej różnicy. 

- Bardzo mi miło, panie Wiggins – odparła, wstając i dygając płytko. Mężczyzna zdjął kapelusz i miss Newgate przyjrzała się jego twarzy. Nie był wielkiej postury a prawdziwy wiek wyzierał mu z twarzy, choć był maskowany siwymi włosami i brodą. Prawą rękę miał owiniętą bandażem, a gdy zobaczył, że kobieta to dostrzegła, ukrył kończynę za pasem. 

– Panienka Trafalgar musi teraz dokończyć geografię, później zjemy obiad a następnie życzyłabym sobie pańskiej obecności podczas naszej przechadzki w parku. Pogoda wreszcie pozwala na to – uśmiechnęła się, ale z jakiegoś powodu poczuła dreszcz, gdy wzrok mężczyzny spoczął na Lami. 

- A jasne, panienko. Zawołać mnie jak trza. Pan pozwolił chodzić wszędzie, znam tereny, urodziłem się tu. 

- Naturalnie. Pani Rochester, prosiłabym o herbatę – Saphira gorączkowo szukała sposobu, by pozbyć się intruza. Z jakiegoś powodu nie czuła się bezpiecznie w jego obecności i nie podobało jej się, jak patrzył na Lami. Gospodyni wyszła, z uniżonością zapewniając, że wróci jak najszybciej. Gdy zamknęły się za nimi drzwi, miss Newgate starając się nie panikować podeszła do okna. Coś było nie wporządku. Począwszy od zachowania pani Rochester, po fałszywe nazwisko człowieka i samą jego obecność. Wiggins. Oczywiście! A mocny akcent ze Szkocji nabył pracując na polach Warwickshire! I dlaczego Trafalgar miałby przysyłać tu tego człowieka? Naturalnie, że nie miał obowiązku tłumaczyć się przed nikim ze swoich decyzji, ale przeważnie wspominał o rzeczach, które dotyczyły służby i Lami. Nie zająknął się nawet słowem... Dlaczego?

 Sprawę poszukiwań zamknął i wyraźnie powiedział, że morderca musiał zbiec. Czyżby obawiał się, że pod jego nieobecność ten ktoś może wrócić? Och, nie, gdyby pan miał choć najmniejszą obawę, nigdzie by się nie wybrał! Nie zostawiłby ich w Amberhall bez opieki. Więc co robić? Należy go jakoś zawiadomić o tej obecności, jeśli jest to z jego rozkazu, Saphira poprosi go, by odprawił Wigginsa i przysłał kogoś innego, lecz jeśli Trafalgar nie wydał podobnego rozkazu...

 Mimowolnie zagryzła wargi i z niecierpliwością oczekiwała powrotu pani Rochester. Lami obserwowała ją, a Rosalie milczała ze swojego miejsca. Zwróciła się do nich w uprzejmych słowach po francusku i nakazała im zachowywać się normalnie. 

- Pan nie wpuściłby podobnego barbarzyńcy przez próg – powiedziała stanowczo Rosalie, hamując wybuch paniki. Podeszła do guwernantki ze strachem w oczach. – Pan by nie pozwolił. 

- Nie, i być może, że nigdy nie wydał podobnego rozkazu. Ten człowiek nie jest stąd, jestem pewna. Ale musimy udawać, dopóki pani Rochester nie przyjdzie i nie wyjaśni nam tego wszystkiego. Może się mylimy. 

Gdy gospodyni wróciła z herbatą, siedziały sztywno wyprostowane na krzesłach, a Lami powtarzała głośno nazwy państw Afryki.

 - To nie jest człowiek przysłany przez pana – powiedziała cicho, jakby obawiając się, że Wiggins czai się za drzwiami. – Rosalie, nie odstępuj panienki na krok. Nawet jeśli ja lub miss Newgate ci każemy, nie wolno ci –przykazała pokojówce i odeszła z guwernantką na bok. – To jest morderca Bessie – powiedziała szeptem, na co Saphira zachwiała się na nogach – i nie nazywa się Wiggins tylko Heth.

AmberhallWhere stories live. Discover now