25. Momenty

109 4 8
                                    

Przez pewien czas było ciemno.

Nie wiedziałam, gdzie jestem. Czym jestem. Ani kiedy jestem. Wokół mnie rozprzestrzeniała się jedynie czarna próżnia, w której na próżno było doszukiwać się początku lub końca.

Początkowo mnie przerażała. Nie miałam pojęcia czym, ale im dłużej nie mogłam odzyskać świadomości, tym uczucie duszności wzrastało. Nagle zdolność do jakiegokolwiek ruchu gdzieś przepadła, robiąc z mojego ciała klatkę, z której nie można było się wydostać. Wszędzie widziałam wyłącznie czerń, która niczym koszmar śmiała mi się prosto w twarz.

To było dokładnie to samo, co doświadczałam w trakcie paraliżów sennych. Brak jakiejkolwiek władzy nad samym sobą i to potworne przekonanie, że właśnie umarłeś, ale twoja dusza nie może uciec z ciała. Uwięzienie w samym sobie doprowadzające do utraty zmysłów.

Trudno mi stwierdzić, ile czasu minęło nim cokolwiek zakłóciło panujący w niej spokój. Pierwszym, co udało mi się zarejestrować to dźwięk. Potworne piszczenie, którego nie potrafiłam się wyzbyć z własnej głowy. Nie potrafiłam stwierdzić, czy tkwiło ono tylko w mojej świadomości, czy też coś innego było jego sprawcą, lecz im dłużej się temu przysłuchiwałam, tym ból głowy stawał się coraz mniej znośny.

Później przyszedł węch. Czułam dziwny metaliczny odór oraz coś niezidentyfikowanego, co nieprzyjemnie osadzało mi się w nosie. Nie umiałam w ogóle określić, gdzie byłam ani co się wydarzyło. W tamtej chwili jedynym, co się dla mnie liczyło, to ten przeklęty ból i cichnący pisk, który ustępował miejscu jakimś głośnym hałasom. Wydawało mi się, że ktoś próbuje się przebić przez stan, w którym się znalazłam, ale sama nie chciałam mu w tym pomóc. Im więcej rzeczy rejestrowałam, tym gorzej się czułam.

— Coro.

Poruszyłam się niespokojnie, usłyszawszy swoje imię. Głos ten był znajomy, ale jednocześnie dziwnie obcy, jakbym słyszała go jedynie kilka razy w życiu.

I znów dźwięki dookoła mnie stały się tak wyraźne, iż wydawało się, jakby dało się ich dotknąć. Może to właśnie to sprawiło, że poczułam potrzebę otworzenia oczu i sprawdzenia, co tak właściwie się dzieje.

— Dzwoń po niego!

Znów się wzdrygnęłam, kiedy usłyszałam tym razem zupełnie inny głos. Ten był bardziej doniosły i wzburzony od poprzedniego, ale wciąż to przeczucie, iż znam jego właściciela, nie minęło. Co się działo?

Zaciekawiona tym wszystkim jeszcze bardziej podjęłam kolejną próbę otworzenia oczu. Nie było to łatwe przez promieniujący ból oraz nagłą światłość oślepiającą moje oczy, ale czułam jednocześnie, że nie uda mi się ponownie stracić przytomności. Dlatego kiedy wreszcie mi się to udało, a obraz nabrał ostrości, zaczerpnęłam głęboki wdech, który skutkował kilkusekundowym kaszlem, jakbym lada moment miała się udusić.

— Słyszy... ie? — Usłyszałam, gdy mój mózg dalej był zbyt skupiony na analizowaniu wszystkiego wokół.

Przerażona spojrzałam wprost w oczy Gabriela, którego twarz miałam tuż nad sobą. Z jego nosa ciekło dużo krwi, zaś w okolicy skroni dało się zauważyć brzydko wyglądające otarcie. Włosy miał rozmierzwione jeszcze bardziej niż zazwyczaj, a osadzający się mu na twarzy jakiś pył sprawiał wrażenie, jakby ten urwał się z filmu o apokalipsie.

Mimo swojego złego stanu oczy wciąż błyszczały mu opanowaniem i stanowczością, gdy uważnie skanował moją dalej pogrążoną w niezrozumieniu twarz. Skonsternowana zaczęłam nerwowo biegać wzrokiem po wszystkim, co było w zasięgu mojego wzroku, gdyż nie mogłam się dalej ruszyć. Dopiero po chwili zorientowałam się, że razem z chłopakiem znajdowaliśmy się na tylnich siedzeniach jakiegoś auta, a ja leżałam Mitchell'owi głową na kolanach.

LaleczkaWhere stories live. Discover now