18. Grzeszny Eden

96 4 14
                                    

R.W
Destiny

Trzymając ciało zakrwawionego chłopaka, nie potrafiłam zrobić nic prócz chorobliwego płakania. Moje ciało drżało, gdy z gardła ulatywały kolejne przeraźliwie krzyki. Tak strasznie chciałam, by ktoś mu pomógł. By go uratował, żebym chociaż jeden raz mogła spojrzeć w jego wiecznie żywe i ciepłe oczy. To nie mogło przecież się tak zakończyć. Nie mógł odejść. Przecież jeszcze chwilę temu tutaj był. Dlaczego już go nie było? Czemu on?

Zakrwawionymi dłońmi próbowałam przeczesać jego ciemne włosy, by mu nie przeszkadzały. On nie umarł. Przecież z nim rozmawiałam. Mówił do mnie tyle rzeczy. Pomagał mi. Czemu więc nie wstawał? Czemu wokół nas dało się zauważyć coraz więcej czerwonej cieczy?

Miałam wrażenie, jakby ktoś zawiązał wokół mojej szyi sznur odbierający mi zdolność zaczerpnięcia wdechu. Czułam jedynie metaliczny odór, który wydawał się być coraz bardziej duszący. Musiałam gdzieś uciec, ale nie potrafiłam. Nie potrafiłam go tutaj zostawić. Jeremy umarł, a przecież jeszcze chwilę temu żył.

— On nie żyje.

— Żyje. Będzie dobrze. Zaraz się obudzi — mówiłam chaotycznie, starając wytrzeć własnymi rękoma krew z jego twarzy, jakby miało to sprawić, że ten się ocknie.

— On nie żyje.

Spojrzałam zapłakana na Gabriela, który z pistoletem w dłoni stał ubrany jak zwykle w czerń. Jego ciemne oczy pozbawione były wszelakiego blasku podobnie do Jeremy'ego. Dopiero po jakiś kilku sekundach dostrzegałam, że i brunet miał ślady krwi na rękach. Czerwone krople niczym w spowolnionym tępie kapały na jasną podłogę, tworząc tym samym nieznośnie echo.

A później znowu po korytarzu rozniósł się ten przeraźliwy huk. Przez pewien moment wszystko spowiła ciemność. Nie potrafiłam nic dojrzeć, ale wkrótce znowu widziałam ten sam korytarz i tę samą kałużę krwi. Jednak nigdzie nie dało się zauważyć Jeremy'ego lub Gabriela.

Widziałam tylko swoje leżące ciało.

Gwałtownie podniosłam się do siadu, głośno oddychając. Moje płuca zdawały się palić, a mięśnie niemiłosiernie drżeć. Włosy nieprzyjemnie kleiły mi się do czoła, gdy nerwowo jeździłam wzrokiem po ciemnym pokoju. W pierwszej sekundzie nie potrafiłam nawet określić, gdzie się znajdowałam. Dopiero po kilku dobrych chwilach wspomnienia minionych wydarzeń z impetem do mnie powróciły.

Orientując się, że wciąż znajduję się na miękkim materacu w tym samym pomieszczeniu, przetarłam dłońmi morką od potu twarz. Mimowolnie zerknęłam na ogromne okno wpuszczające do pokoju słabą dozę światła, a wnioskując po pogodzie na zewnątrz, musiało być bardzo wcześnie. Moje powieki dalej uporczywie się kleiły, chcąc nakłonić mnie do ponownego powrotu do snu, jednakże nie chciałam znowu się narażać na powtórkę z rozrywki. Przyciągając więc kolana do klatki piersiowej, oparłam się o nie głową, lustrując widoki z wysokiego wieżowca. Im dłużej skupiałam się jedynie na pędzących przez ulice samochodach i ludziach wałęsających się uliczkami miasta, tym bardziej mój oddech zwalniał.

Wreszcie decydując się zrobić cokolwiek innego, przekręciłam głowę w lewo, dostrzegając na łóżku tego samego chłopaka, który potrafił wyprowadzić mnie z równowagi w zaledwie ułamku sekundy. Niczego nieświadomy leżał na materacu z roztrzepanymi po poduszce włosami, a tuż koło jego głowy znajdował się czarny kociak. Delikatnie uniosłam kącik ust, kiedy zwierzę zwinięte w kuleczkę zaczęło mruczeć, ocierając się tym samym o szyję swojego właściciela. I może nie powiedziałabym tego nigdy w życiu na głos, tak musiałam przyznać, iż trudno byłoby znaleźć bardziej uroczy obrazek.

LaleczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz