21. Czarne róże i złoto

119 4 12
                                    

R.W
Destiny

Chciałabym powiedzieć, ile minęło od tego czasu, ale nie potrafiłam.

Wspomnienie Rose, która starała się mnie poprowadzić do klubu, było niewyraźne, jakbym była jedynie obserwatorem tych wydarzeń. Nie widziałam przed nami drogi, mimo iż ta oświetlana była ulicznymi lampami. Nie pamiętałam, czy Evans cokolwiek do mnie mówiła, choć dookoła było tak głośno, że mogłam tylko błagać jakąś siłę wyższą, aby wrzaski wreszcie ustały.

Każdy kolejno postawiony krok przyprawiał mnie o niewyobrażalny ból i chęć zwymiotowania. Z całych swoich sił starałam się iść prosto i utrzymać tępo, gdyby Jason postanowił jednak wrócić i dokończyć swoje dzieło, ale najzwyczajniej w świecie nie umiałam. Czułam się, jakbym napiła się sporej dawki alkoholu, przez którą nie mogłam utrzymać nawet pionu.

— Poczekaj, oprzyj się o ścianę — poinstruowała mnie Rose, prowadząc mnie w stronę jakiegoś nowoczesnego budynku. Z grymasem na twarzy zbliżyłam się do owej ściany, przeklinając w duchu wszystkich przechodniów, posyłających nam zmartwione i zaciekawione spojrzenia. — Cholera, poczekaj, Zaraz po kogoś za dzwonię, tylko, czekaj. Pieprzona bateria. Szlag by to...

— Wszyscy was szukają — Rose natychmiast wzdrygnęła się na znajomy głosu. Z przyłożoną dłonią do klatki piersiowej odwróciła się za siebie, odetchnąwszy z ulgą na widok Naomi.

Dziewczyna ubrana w czarny płaszcz wpatrywała się w nas z neutralną miną. Jej wzrok zatrzymał się dłużej na mnie, by dokładnie przestudiować moją sylwetkę, lecz za moment znów zwróciła się ku popadającej w panikę Rose.

— Idź pod klub i każ przyjść tu mojemu bratu. Ja z nią zostanę — nakazała głosem cichym acz wystarczająco stanowczym, by nikt nie podważył jej decyzji.

Rose też to wyczuła, ale nie byłaby sobą, gdyby nie zamierzała protestować. Dopiero po chwili, rozumiejąc, że teraz najważniejszy jest czas, zgodziła się iść poinformować resztę. Biegła przy tym tak, że omal nie przewróciła się na swoich wysokich szpilkach, lecz najwidoczniej pośpiech zasłonił jej wszelakie zagrożenia.

Pociągnęłam nosem, czując coraz większy ucisk w żołądku. Nie wiedziałam, czy powodem tego było zaserwowane uderzenie od Jasona, czy może strach, ale w pewnej chwili zupełnie wbrew sobie zgięłam się w pół. Łzy dalej swobodnie spływały po moich policzkach, a nudności tylko im sprzyjały. Boże, było mi tak wstyd, gdy stałam tam cała w błocie i z krwią na twarzy.

Kiedy już byłam pewna, że zwymiotuję, zrobiłam kilka kroków w tył, aby chociaż tak zdobyć odrobinę prywatności przed kilkoma gapiami. I tak jak podpowiadało mi ciało, tak ogarnęły mnie tak silne torsje, iż omal nie padłam na ziemię. Ból brzucha jedynie wzrastał na silę przy każdej próbie ruchu, choć i tak nie mogło to konkurować z uczuciem obrzydzenia względem samej siebie. Czułam się taka brudna i zbrukana.

Może to właśnie przez te odczucia nie zareagowałam w żaden sposób, gdy Naomi do mnie podeszła, aby podtrzymać mi włosy. Głaskała przy tym delikatnie moje plecy, jakby chcąc mnie uspokoić.

Kiedy ostatni raz splunęłam na chodnik, musiałam skorzystać z pomocy Naomi i, trzymając ją za ramię, usiąść kilka metrów dalej. Było mi okropne słabo, a chorobliwe uczucie gorąca zdawało się nienaturalne na takim mrozie.

— Słyszysz mnie? — zapytała nagle Naomi, kucając tuż przede mną. Uważnie mi się przyglądała, a po wyrazie jej twarzy mogłam wywnioskować, że najprawdopodobniej cały czas do mnie mówiła.

— Zostaw mnie, błagam. Zostaw — mówiłam cicho pod nosem, wplątując dłonie we włosy. Wszystko nagle stawało się tak głośne oraz przerażająco wielkie, a i tak słyszałam ją tak dokładnie. Nie chciałam jej słyszeć, nie chciałam kolejnych myśli w głowie.

LaleczkaWhere stories live. Discover now