24. Król i królowa

113 5 21
                                    

Pamiętam, że jako dziecko uwielbiałam lato.

I już nawet nie chodziło o sam fakt, że nie chodziliśmy w tym czasie do szkoły. U mnie po prostu przeważał fakt, że uwielbiałam słońce muskające moją bladą skórę, białe kłęby chmur na idealnie błękitnym niebie oraz smak lodów i słodkiego dzieciństwa na języku. Te codzienne poranki, gdy nie byłam zmuszona wstawać przed szóstą i mogłam w spokoju wypić sok, oglądając jednocześnie bajki w telewizorze. Kochałam także te codzienne wypady do Central Parku razem z Melody, Louisem oraz Oliverem, aby ostatecznie i tak skończyć w kawiarence pani Price, gdzie częstowała nas swoimi wypiekami. To był raj. Mój raj.

Lecz im starsza byłam, tym mniejsza stawała się chęć spędzania takiego czasu. Nagle zaczęły mi przeszkadzać te uporczywe upały, rażące słońce, dwukrotnie większa liczba turystów niż zazwyczaj, a do tego ta uporczywa presja wychodzenia z domu, aby nie spędzić tych kilku tygodni wyłącznie w domu. Wypady do Central Parku nie były już tak przyjemne jak kiedyś, a zaczęły mi się bardziej kojarzyć z znienawidzonym przeze mnie bieganiem, do którego byłam zmuszana przez mamę. Już nie wstawałam, o której sobie zażyczyłam, a musiałam się przygotowywać do zajęć baletowych. I w tamtym okresie szczerze znienawidziłam tę porę roku.

Lecz wcale nie ubolewałam nad tym faktem. Cały czas w głowie miałam miłe wspomnienia z wcześniejszych lat, do których czasem lubiłam sobie wrócić. Miło było przypomnieć sobie o tej cudownej beztrosce, która na początku była tak naturalna, iż człowiek nie zwracał na nią większej uwagi, aby w przyszłości dowiedzieć, jak ogromną miała wartość.

I w tym też oto czasie w rankingu mojego ulubionego czasu w roku pierwsze miejsce zajęła jesień. Kochałam panujący w niej wtedy klimat. Deszcze, pomarańczowe liście na drzewach, a do tego tę uwielbioną przeze mnie atmosferę, gdzie czytanie książek, ubieranie sweterków i picie herbaty stawało się nagle dwa razy bardziej magiczne.

Jednakże w tym wszystkim mej uwadze nie odeszła dziwnie pozytywna otoczka Bożego Narodzenia, które, mimo iż straciło swój urok, odkąd nie miałam już ośmiu lat, to wciąż pozostawało strasznie sentymentalnym okresem. I dlatego też zamierzałam zrobić absolutnie wszystko, aby przeciwności losu nie odebrały mi chociaż tej krótkiej chwili wytchnienia i zwykłego relaksu. Chciałam w spokoju móc zjeść pierniczki, napić się kubka kakaa i obejrzeć nudny, świąteczny film, bez obaw, że jakiś morderca nagle włamie mi się do domu i poderżnie gardło.

Ale i tak ten lęk wyprzedzała tęsknota. Tęsknota za mamą.

Chociaż ferie zimowe właśnie się zaczęły, to ja wcale nie miałam zamiaru nic w tym czasie nie robić. Swoją uwagę w pełni skupiłam na zbudowaniu idealnie świątecznej atmosfery, dzięki czemu szarość naszego mieszkania mogłaby zyskać trochę więcej blasku. Dlatego też wstałam specjalnie z samego rana, aby porozwieszać różne ozdoby, bombki i inne dekoracje w domu. Niestety przez całe zamieszanie ze szpitalem, śledztwem oraz sprawami prywatnymi Tom nie miał możliwości kupna choinki, za co nie zamierzałam go oczywiście obwiniać. I tak zrobił wystarczająco dużo, a zresztą wydawało mi się, że osiągnięty przeze mnie efekt był naprawdę zadowalający.

Po wszystkim postanowiłam przy akompaniamencie świątecznej playlisty upiec pierniczki. Dzień wcześniej wyposażyłam się w  dekoracyjne lukry, posypkę i inne dodatki, oraz kupiłam potrzebne mi składniki na samo ciasto, które chciałam przyrządzić całkowicie sama. I musiałam z ręką na sercu przyznać, że szło mi całkiem nieźle, a i nawet sam Tom mnie pochwalił, co przyjęłam z ogromnym i dziwnie dziecięcym zadowoleniem.

Kręciłam biodrami do All I Want for Christams is you w wykonaniu Mariah Carey, kiedy rozbrzmiał się dzwonek do drzwi. Na ten dźwięk zmarszczyłam brwi, lecz starannie umyłam ręce z ciasta, aby wnet je otworzyć. Oczywiście gdzieś w środku mnie pojawiła się nieprzyjemna i dusząca obawa, że może być to kolejna pogróżka. Sama ta myśl powodowała w moim wnętrzu nieprzyjemny supeł, lecz wiedziałam, że lepiej by było, gdybym to właśnie ja ją odebrała, niżeli miałby się dowiedzieć Tom. Ta sprawa się skomplikowała do takiego stopnia, że zdecydowanie ingerencja kolejnych służb nie byłaby zbyt dobra, a przynamniej nie dla mnie.

LaleczkaWhere stories live. Discover now