Rozdział 25

317 13 4
                                    

Znajdowali się w szpitalu.

Minęło parę godzin gdy zaczęli badać Nell i dowiadywać się, w jakim jest stanie.

Pozostała trójka siedziała pod salą i nie z mrużyli ani oka. Bali się. Chcieli wiedzieć jak najwięcej. Theo dalej czuł wielki ból, który nie chciał minąć. Czuł, że traci swoje wszystko. Bo to ona była dla niego wszystkim, co dobre. Ale mówią, że to, co dobre szybko się kończy.

Może mieli racje?

Gdy tak siedział, z podkulonymi nogami zastanawiał się, co teraz dzieje się przyjaciołom w głowach. Tego najbardziej się obawiał.

Spojrzał kątem oka na nich i sam nie wyglądał dobrze. Ciągle po jego policzkach spływały łzy. Z całej siły ściskał kawałek bluzy.

Drzwi się otworzyły.

Cała trójka spojrzała na lekarza, który szedł w ich kierunku. Podnieśli się z miejsca. Gdy stanął naprzeciwko ich, czekali na znak. Lekarz pozwolił im wejść do Nell.

I gdy tylko przekroczyli próg sali czuli wielki ból. Theo wszedł na końcu pierwszych przepuścił Ruby i Lucasa.

Bał się spojrzeć w jej oczy, bo wiedział że gdy tylko zerknie, wszystkie emocje wybuchnął.

Zajęli miejsca obok łóżka i przysunęli się do leżącej brunetki. Pierwszy raz spojrzał na nią, ale było to chwilowe. Była cała poszarpana i wszędzie miała przyczepione różne kroplówki.

Wszyscy milczeli i nawet Nell ani razu jeszcze na nich nie spojrzała. Chociaż wiedziała, że są. Są przy niej.

- Przepraszam. – Odezwała się cicho. Otworzyła oczy i spojrzała na każdego z nich i zauważyła łzy. Ten widok bolał bardzo.

Nie cierpiała takich widoków gdy jej przyjaciele źle się czuli albo ich życie leciało w dół. Tym razem nie potrafiła przerwać kontaktu wzrokowego z pewną osobą. Jednak on wbijał swój wzrok w podłogę.

- Za co przepraszasz? – Odezwał się spokojnym, lecz w szoku głosie Lucas. Spojrzała na niego.

I może Theo miał racje z powiedzeniem im prawdy wcześniej. I może teraz nie czułaby bardziej wyrzutów sumienia to i tak przed tym uciekała.

Każdy milczał, a gdy chciała się odezwać i już otwierała buzie wszystko, jak czary prysło. Nie mogła nic powiedzieć.

I teraz chciała spojrzeć w jego oczy, które tak bardzo uwielbiała, ale nie mogła. Bo on na nią nie patrzył. W tym momencie chciała się do niego przytulić, ale też nie mogła.

- Wszystko zaczęło się przed śmiercią Marcusa. – Odważyła się zacząć. Czuła na sobie ich wzrok jednak ona teraz patrzyła przed siebie. – Jeszcze byliśmy wszyscy i to się jeszcze nie zaczęło. – Na końcu kaszlnęła.

- Co się zaczęło? – Zapytała, łagodniał Ruby. Każdy uważnie jej słuchał.

- Wszystko. – Odpowiedziała i w końcu spojrzała na nią. Uśmiechnęła się blado. – Moja choroba.

Cisza.

Zamknęła na chwile oczy, aby pozbyć się wszystkiego dookoła, ale wiedziała że gdy je otworzy, będzie widziała obraz rzeczywistości który uderzał ją każdego dnia.

Bała się. To było oczywiste, ale bardziej się bała, że nic nie powiedzieli.

- Może to głupie, ale myślałam, że tak będzie prościej, ale nie daje rady. - Poczuła, jak pierwsza łza spływa po jej policzku. - Leczyłam się za waszymi plecami. O chorobie dowiedziałam się gdy był z nami jeszcze Marcus. W tamtym momencie myślałam, że nie ma dla mnie drugiej szansy i nie wyjdę z tego...

Póki księżyc jeszcze świeciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz