23

1.3K 21 0
                                    

Pov. Pietro

Ten pierdolony sukinsyn myśli, że jest panem i władcą. Już ja mu pokażę. Jeszcze mnie popamięta. Teraz, gdy nadarzyła się okazja pomszczę swoją rodzinę oraz przy okazji go zniszczę. A słodka Pani Prokurator tylko mi w tym pomoże pomyślałem. Kto by sądził, że groźny szef mafii zainteresuje się kobietą, która stoi po drugiej stronie prawa. Wystarczająco długo go obserwowałem by wpaść na plan idealny. Jeśli chłopaki się spiszą będę miał Domenico w garści. Jednak na to przyjdzie jeszcze odpowiedni czas. Niestety moją chwilę zadumy przerwał jeden z moich ludzi.

- Jefe, tenemos un problema (Szefie, mamy problem) – powiedział ostrożnie ochroniarz unikając kontaktu wzrokowego

- Que esta vez? (Co tym razem?) – zapytałem spokojnie

- La chica se escapó (Dziewczyna uciekła). No pudieron atraparla (Nie mogli jej złapać) – odparł z wahaniem w głosie

- ¿Como es eso? (W jaki sposób?) – warknąłem wściekły

- Ella pateó a uno en la ingle (Kopnęła jednego w pachwinę). Cuando llegó el segundo, ella se había ido (Kiedy przyszedł drugi, jej już nie było) - wyjaśnił niepewnie przestępując z nogi na nogę

- ¿Dónde están? (Gdzie oni są?) – rzuciłem tonem nie znoszącym sprzeciwu

- Fabio los cuidó (Fabio się nimi zajął) - wyjąkał cicho

- Bien, ahora vete a la mierda! (Dobrze, teraz idź stąd!) – rozkazałem nadal będąc zły

Na szczęście długo czekać nie musiałem. Już po chwili znowu byłem sam. Byłem wkurwiony. Ci idioci dostali jedno proste zadanie. Mianowicie porwać niejaką Veronicę Diaz, a i tak to spierdolili. W dzisiejszy czasach nie można już na nikogo liczyć. Wszystko trzeba robić samemu. Przez nich muszę obmyślić nowy plan działania. Dobrze, że przynajmniej Fabio się nimi zajął. Jeden problem z głowy. Mężczyzna był jednym z moich najbardziej zaufanych ludzi. Jak dotąd jeszcze mnie nie zawiódł. Miałem właśnie sięgnąć po szklankę z whisky, gdy rozdzwonił się mój telefon. Kurwa nawet się człowiek nie może napić przeszło mi przez myśl.

- Czego? – zapytałem odbierając połączenie nie patrząc nawet kto dzwoni

- Czyżby ktoś był nie w humorze? – odezwał się po drugiej stronie znajomy głos

- Nie igraj z ogniem, bo się sparzysz. A teraz mów po co dzwonisz? – przeszedłem do sedna, ponieważ nie lubiłem owijać w przysłowiową bawełnę

- Póki co wszystko idzie tak jak zaplanowaliśmy – usłyszałem w odpowiedzi – Zero błędów czy potknięć - uściśliła osoba po drugiej stronie

- Bardzo dobrze, informuj mnie na bieżąco – rzekłem rozłączając się

Odrzuciłem na bok telefon i upiłem wreszcie łyk alkoholu. Szykuj się Sorrentino już niebawem się spotkamy pomyślałem zerkając w okno na las.

***

Siedziałem w gabinecie analizując ostatnie ruchy Domenico. Stał się bardziej ostrożny tak samo jak jego ludzie. Wkurwiłem oraz zdekoncentrowałem go tym skradzionym towarem. Ale o to właśnie mi chodziło. Chciałem, aby zgłupiał. A to dlatego bym mógł uderzyć w niego znienacka, niszcząc wszystkich jak i wszystko dookoła. Chęć zemsty była nie do opisania. Czekałem tyle lat. To po prostu musiało się udać. Po prostu nie było innej opcji. Ten włoski capo di tutti capo (szef wszystkich szefów) nie miał pojęcia, że go obserwowałem. Zresztą nie tylko jego. Aktualnie byłem w trakcie oglądania zdjęć na których był z brunetką, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.

- Wejść – zawołałem unosząc wzrok na drewnianą powłokę

Drewno zaskrzypiało, a w progu stanęli Fabio wraz z Vincenzo. Skinąłem głową dając im pozwolenie na mówienie.

- Wszystko załatwione szefie – pierwszy odezwał się Fabio mając na myśli tych nieudaczników od próby porwania kobiety

- Doskonale – rzekłem zadowolony – Coś jeszcze?

- Mamy się zająć tą małą? – tym razem to Vincenzo się odezwał

- Nie, nią się zajmę osobiście w swoim czasie – mruknąłem

W końcu nie musieli wiedzieć wszystkiego.

- Por supuesto, jefe (Oczywiście, szefie) - odpowiedział Fabio

- Miejcie oko na tego całego przyjaciela Domenico Enzo. Wiem, że próbuje mnie znaleźć. Zróbcie wszystko by do tego nie doszło – rozkazałem im

- Tak jest jefe (czyt. he·fe - szefie) – odpowiedzieli wspólnie opuszczając pomieszczenie

Jeśli kobieta będzie kiedyś sama to rozprawię się z nią osobiście, pokazując temu skurwielowi kto tu tak naprawdę rządzi. Wystarczy tylko poczekać na odpowiedni moment.

- No hay maldad ni bien en la oscuridad, solo hay maldad, y el más fuerte sobrevivirá a todo (Nie ma zła i dobra w mroku, jest tylko zło, a najsilniejsi przetrwają wszystko) – wyszeptałem słowa, które powtarzał mi ojciec odkąd pamiętam

I właśnie tego miałem się zamiar trzymać. Półświatek mafii to nie są żarty. Tu albo jesteś silny albo wylądujesz martwy trzy metry pod ziemią. Nie ma nic pomiędzy. Krew, pot i łzy to jest nasza rzeczywistość. Nie ma miejsca na słabości. Spędziłem w chuj dużo czasu na to by się wyzbyć wszystkiego co może spowodować mój upadek. Teraz nadeszła moja kolej na wyrównanie rachunków. Już wkrótce świat pozna mój gniew. A wtedy nawet jebany prezydent im nie pomoże. Poznają moją potęgę i będą drżeć na mój widok, a ja będę się rozkoszować ich słodkim strachem. Pokażę wszystkim, że z rodziną Castelli nie ma żartów.

- Strzeż się Domenico Sorrentino bo twój czas się kończy – zaśmiałem się sam do siebie wyobrażając sobie jak strzelam prosto między oczy tego cholernego Włocha








Hejka! Mamy w końcu rozdział z perspektywy naszego czarnego charakteru. Pisałam wcześniej, że prawdopodobnie będzie się przewijała jego perspektywa wraz z perspektywą Ronnie i Domenico. Jednak teraz czuję, iż będzie go jednak mniej. Wiadomo wszystko wyjdzie w trakcie, jednak wolę uprzedzić Was o tym wcześniej. Co do rozdziału – może już się domyślacie co stoi za zemstą Pietro, ale oficjalnie to ujawnię za jakiś czas, dodatkowo będzie nowa postać związana z Castelli oraz kimś jeszcze (na razie nie zdradzę kto to taki), no i co do samego czarnego charakteru może jest trochę psychiczny, jednak tak go wykreowałam i nie zmienię tego, więc jeśli ktoś jest delikatny to nie polecam czytać dalej 😉 Na dzisiaj to koniec. Do następnego! Buźka!




El amor vencerá todoWhere stories live. Discover now