5

2K 33 3
                                    

- Skoro już wszyscy są to możemy zaczynać - oznajmił Walker

- Panie Sorrentino w przekazanych informacjach wspomniał Pan o włamaniu do pańskiej firmy - zaczęłam

- Zgadza się - odpowiedział mi

- Może Pan to rozwinąć? - zapytałam

- Naturalnie. Dwa dni temu w firmie doszło do włamania. Zostały skradzione cenne dla nas dokumenty. Jestem pewny, że za tym wszystkim stoi Samuel Williams - oznajmił Włoch

- Jakie to były dokumenty? - odezwał się mój szef

- Dokumenty dotyczyły nowego przetargu z firmą Fleming&Jennings, była tam umowa wraz z planem. Wspólnie mieliśmy zbudować najnowocześniejszy hotel tu w Nowym Yorku

- A Samuel Williams to...? - padło kolejne pytanie z moich ust

- Jest to właściciel firmy Williams&Co. Również zajmuje się budową hotelów i dopiero od niedawna siedzi w tej branży - rozwinął swoją myśl

- Rozumiemy - rzekł Lawrence dodając  - A czemu akurat go Pan podejrzewa?

- Dzień wcześniej był u mnie proponując współpracę...

- A Pan się nie zgodził - dokończyłam, a czarnooki mi przytaknął

- Ta współpraca by nam się nie opłaciła. Za dużo by było kosztów, a za mało zysków. Dodatkowo mam wrażenie, że Williams'owi zależy tylko na rozgłosie. Nie oszukujmy się ja siedzę dłużej w tym biznesie. To oczywiste, że klienci chcą doświadczonych firm - dopowiedział Domenico

- Większe doświadczenie równa się większej ilości klientów - podsumował starszy mężczyzna koło mnie

- Dokładnie, więc co robimy? - tym razem pytanie padło z ust pana Sorrentino

- Przede wszystkim musimy przesłuchać tego całego Williams'a - rzekłam - Macie kamery?

- Tak, Enzo już je przeglądał wraz z ochroną. Jednak niczego nie znaleźli - odpowiedział nasz klient

- Dobrze, ale i tak chciałabym je przejrzeć

- Oczywiście, nie ma problemu

- Trzeba też się przyjrzeć firmie Fleming&Jennings może będą coś wiedzieć - dodałam, a w pomieszczeniu rozniósł się dźwięk telefonu

- Przepraszam - odparł Domenico odbierając połączenie - Cosa vuoi? (Co chcesz?) Non, sono occupato (Nie, jestem zajęty) Non puoi fare qualcosa?! (Nie możesz czegoś zrobić?!) Bene, sto andando (Dobra, już jadę). Ciao (Pa)

Nie umiałam mówić po włosku ale znałam hiszpański. A jak wiadomo te dwa języki są do siebie podobne dlatego coś tam zrozumiałam. Widać też było, że ledwo panował nad złością. Gdyby nie był w kancelarii to na pewno by mu puściły nerwy.

- Przykro mi, ale wystąpił problem w firmie. Muszę jechać to załatwić - rzekł pan Sorrentino wstając

- Niech Pan nie robi nic na własną rękę. Jak będziemy coś mieli to skontaktujemy się z Panem - odparłam również wstając

- Dobrze, do zobaczenia - powiedział żegnając się

- Do widzenia - odpowiedziałam na pożegnanie

- Jak coś proszę dzwonić. Do widzenia - dodał Walker

- Jasne. Enzo tempo per noi (Enzo czas na nas) - zwrócił się do swojego towarzysza, po czym opuścili pomieszczenie

I to by było na tyle z tego jakże poważnego spotkania. Pożegnałam się z szefem i ruszyłam do swojego biura. Muszę to wszystko przemyśleć. Sprawa sama w sobie nie jest trudna. Jednak nie mogę powiedzieć tego o moim kliencie. Domenico to naprawdę przystojny i seksowny facet. Przez całe spotkanie utrzymywał z nami kontakt wzrokowy, a jego postawa wręcz krzyczała: Jestem niebezpieczny, lepiej trzymaj się z daleka! No cóż muszę uważać. Szczególnie, że mam wrażenie, że skądś go znam.

Pov. Domenico

Wraz z Enzo pożegnaliśmy się i wyszliśmy z gabinetu. Byłem zły, ponieważ moim ludziom sytuacja wymknęła się spod kontroli. Zamiast siedzieć na spotkaniu musiałem ogarnąć sytuację. Oczywiście w firmie było wszystko w porządku. To była tylko wymówka. Nie mogłem przecież przed Panią Prokurator oraz jej szefem walnąć tekstem, że moje nielegalne interesy się wymsknęły spod kontroli. A jak już jesteśmy przy tym temacie to muszę przyznać, że Veronica Diaz była bardzo pociągającą kobietą. Na początku myślałem, że Lawrence przydzieli mi jakąś starszą panią. W końcu mówił, że ma duże doświadczenie i jest najlepsza. Ale nie będę zaprzeczać taka Pani Prokurator mi się podoba. Z moich myśli wyrwał mnie mój przyjaciel, kiedy wsiedliśmy do windy.
- Bene amico mio (A więc mój przyjacielu), perfettamente hai colpito (idealnie trafiłeś) - mówiąc to miał na myśli pannę Diaz

Nie miała obrączki, więc musiała nią być.

- Lo so, non potrebbe essere migliore (Wiem, nie mogło być lepiej) - odparłem

Normalnie mówiliśmy po angielsku, ale jeżeli chodziło o nielegalne interesy bądź rozmawialiśmy na jakiś poważny temat zawsze używaliśmy włoskiego. Tak jest po prostu bezpieczniej. Język angielski zna cały świat, a włoski tylko niektórzy.

- È una ragazza molto bella (Jest bardzo piękną dziewczyną) - rzucił prowokacyjnie

-  Lo tocchi sua, te ne pentirai (Jak jej dotkniesz, pożałujesz) - wysyczałem w jego stronę

- Tranquillo fratello (Spokojnie bracie). Non ho tale intenzione (Nie mam takiego zamiaru) - odpowiedział mi

- Quando veniamo questo dire ragazzi per la sua hanno controllato (Kiedy przyjedziemy to powiedz chłopakom żeby ją sprawdzili) - rozkazałem mu

- Sicuro capo (Pewnie szefie) - rzucił w odpowiedzi

Wysiedliśmy z windy udając się do wyjścia. Po opuszczeniu budynku poszliśmy na parking. Wsiedliśmy do mojego Chevroleta Camaro VI Coupe, a po chwili wyjechaliśmy z terenu kancelarii kierując się na obrzeża miasta. Od razu za nami ruszył czarny Suv, w którym byli moi ochroniarze. To właśnie poza miastem znajdował się stary magazyn służący jako nasza baza do tortur wraz z egzekucjami. Po dosłownie dwudziestu pięciu minutach byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu idąc w stronę wejścia. Trochę z tyłu za nami podążali moi ochroniarze tak jak już wcześniej wspominałem. Ubezpieczony zawsze bezpieczniejszy. Nie będę ukrywać już wielu chciało się mnie pozbyć, ale jak widać jakoś im nie wyszło. No cóż nie zawsze dostajemy w życiu to co chcemy. Pchnąłem wielgaśne drzwi, a do moich nozdrzy dostał się zapach krwi. Uśmiechnąłem się pod nosem. Z tego co mi mówił Vito przez telefon to niejaki Colin nie dość, że nie chciał spłacić długu to jeszcze o mały włos a by nawiał chłopakom. Jak już go złapali to powiedział, że będzie rozmawiać tylko ze mną. Także dlatego musiałem przyjechać osobiście. Na środku magazynu siedział przywiązany do krzesła młody mężczyzna. Z tego co wiem jest tylko cztery lata młodszy ode mnie. Podchodząc bliżej zauważyłem, że chłopaki nieco go poturbowali. Nos był prawdopodobnie złamany, łuk brwiowy rozcięty, z ust leciała krew, a pod lewym okiem widniał fioletowy siniak. Podszedłem do niego i stanąłem na przeciwko. Tak aby widzieć go całego.

- Podobno chciałeś ze mną rozmawiać. Także mów o co chodzi - powiedziałem lodowatym głosem

- Ja naprawdę spłacę ten dług. Wszystko co do grosza - wycharczał

- Jak mnie mam potrzebujesz czasu - warknąłem zły

- T-tak - wyjąkał

- Niech się zastanowię - odparłem oschle dając mu tą głupią nadzieję



Hejka! Tak wiem hahahaha Znowu przerywam w najlepszym momencie. Wybaczcie mi, ale mimo nocnej weny jestem już zmęczona. Także rozdział został przerwany, ponieważ na mnie już pora. W następnym rozdziale będzie kontynuacja, ale również akcja się rozwinie. Trochę cierpliwości, a będzie miła nagroda. Mam nadzieję, że się podobało. Do następnego! Buźka! <3

El amor vencerá todoWhere stories live. Discover now