19

1.4K 27 0
                                    

Pov. Domenico

Gdy dojechałem w końcu do magazynu miałem już opracowany cały plan. Wysiadłem z samochodu i jak burza wtargnąłem do środka. Rozejrzałem się wokół dostrzegając, że Nathan też już jest. Świetnie pomyślałem. Nie wysilałem się na żadne przywitania tylko od razu przeszedłem do sedna.

- Pietro Castelli è tornato (Pietro Castelli wrócił) – oznajmiłem lodowatym tonem

Wszyscy momentalnie zamarli. Pietro Castelli był donem La Eme i moim wrogiem. Ten skurwysyn meksykańskiej mafii nie raz próbował mnie zlikwidować, ale jak widać nie udało mu się. Myślałem, że po tym co się stało ostatnio to zostanie w tym pierdolonym Meksyku, jednak najwidoczniej stwierdził, iż pora na zemstę.

- Rodrigues kim byli ci, którzy próbowali się wedrzeć na twój teren? – zwróciłem się do swojego sojusznika

- Meksykanie – odpowiedział kontynuując – Wyglądali na świeżaków

- Tak właśnie myślałem – mruknąłem

- Sugerujesz, że byli to ludzie Pietro? – wtrącił się Enzo

- Tak, mam pewne przypuszczenia – dodałem

- Jakie? – zapytał Nathan

- Po tym co się wydarzyło sądzę, że to jego zemsta – wyjaśniłem

- Ale po cholerę zaatakował Rodrigues'a?! – wyrzucił Torres

- By mnie osłabić

- Mówiłeś przez telefon coś o planie – przypomniał mój przyjaciel

- Tak – rzekłem – Od dzisiaj wszyscy mają się na baczności. Musicie być uważni oraz ostrożni, ponieważ nie znamy kolejnego ruchu naszego wroga. Sprawdzacie wszystko po dziesięć razy, a jak coś się nie zgadza to idziecie z tym do mnie bądź do Enzo – rozkazałem – Rozumiecie?

- Si capo – odparli żołnierze

- Rozejść się – powiedziałem – Nathan jak ogarniesz swoich ludzi to daj znać – zwróciłem się do Rodrigues'a

- Jasne, do zobaczenia – odparł opuszczając pomieszczenie

Kiwnąłem głową na Torresa by poszedł ze mną. Opuściliśmy budynek udając się do aut.

- Namierz mi tego skurwiela, a jak to zrobisz to mnie od razu o tym powiadom – rzuciłem

- Dobra, będę dzwonić jak coś znajdę – powiedział

Następnie pożegnałem się z przyjacielem i wsiadłem do auta. Ruszyłem z piskiem opon udając się do biura. Byłem wkurwiony. Nie dość, że zostałem okradziony to jeszcze ten meksykański śmieć postanowił sobie wrócić. Zajebiście kurwa, po prostu zajebiście warknąłem w myślach zwiększając przy okazji prędkość.

***

Przez kilka dni byłem nieosiągalny dlatego, gdy wszedłem do biura moi pracownicy byli zdziwieni moją obecnością. Ale również się mnie wystraszyli, ponieważ wpadłem tam jak burza z wkurwieniem wymalowanym na twarzy. Nie zwracając na nikogo uwagi udałem się prosto do siebie. Usiadłem do biurka i zabrałem się za papiery. Umowy, przetargi, propozycje współpracy i jeszcze więcej umów. No cóż jak się znika na jakiś czas taki jest potem tego skutek. Na szczęście nie miałem dziś z nikim spotkania, a moi ludzie nie zawracali mi niczym głowy. Dokumenty zajęły mi głowę chociaż na chwilę. Złość nadal buzowała w moich żyłach, ale zeszła na drugi plan. Kiedy skończyłem wstałem od stołu. Musiałem wymyślić co zrobić z Pietro. Podszedłem do okna przystając przy nim i podziwiając panoramę miasta. Dzięki najwyższemu piętru widok był przedni. Choć nie pomógł mi się uspokoić tak jak to robił w innych przypadkach. Przez to całe gówno byłem strasznie spięty. I tak oto z tym napięciem błądzącym po moim ciele po kilku minutach zmusiłem swoje nogi do powrotu za biurko. Usadowiłem się na fotelu, a wtedy mój wzrok przykuła migocząca ikona poczty na komputerze. Kliknąłem w aplikację będąc ciekawym kto do mnie pisze tym razem. Nadawcą okazał się Lawrence Walker. Wysłał mi maila, w którym poinformował mnie o postępie w sprawie. Odpisałem mu szybko dziękując za przekazane informacje. Jednocześnie wpadł mi do głowy pewien pomysł. Sięgnąłem po telefon pisząc wiadomość do Enzo.

El amor vencerá todoМесто, где живут истории. Откройте их для себя