Pov. Domenico
Gdy dojechałem w końcu do magazynu miałem już opracowany cały plan. Wysiadłem z samochodu i jak burza wtargnąłem do środka. Rozejrzałem się wokół dostrzegając, że Nathan też już jest. Świetnie pomyślałem. Nie wysilałem się na żadne przywitania tylko od razu przeszedłem do sedna.
- Pietro Castelli è tornato (Pietro Castelli wrócił) – oznajmiłem lodowatym tonem
Wszyscy momentalnie zamarli. Pietro Castelli był donem La Eme i moim wrogiem. Ten skurwysyn meksykańskiej mafii nie raz próbował mnie zlikwidować, ale jak widać nie udało mu się. Myślałem, że po tym co się stało ostatnio to zostanie w tym pierdolonym Meksyku, jednak najwidoczniej stwierdził, iż pora na zemstę.
- Rodrigues kim byli ci, którzy próbowali się wedrzeć na twój teren? – zwróciłem się do swojego sojusznika
- Meksykanie – odpowiedział kontynuując – Wyglądali na świeżaków
- Tak właśnie myślałem – mruknąłem
- Sugerujesz, że byli to ludzie Pietro? – wtrącił się Enzo
- Tak, mam pewne przypuszczenia – dodałem
- Jakie? – zapytał Nathan
- Po tym co się wydarzyło sądzę, że to jego zemsta – wyjaśniłem
- Ale po cholerę zaatakował Rodrigues'a?! – wyrzucił Torres
- By mnie osłabić
- Mówiłeś przez telefon coś o planie – przypomniał mój przyjaciel
- Tak – rzekłem – Od dzisiaj wszyscy mają się na baczności. Musicie być uważni oraz ostrożni, ponieważ nie znamy kolejnego ruchu naszego wroga. Sprawdzacie wszystko po dziesięć razy, a jak coś się nie zgadza to idziecie z tym do mnie bądź do Enzo – rozkazałem – Rozumiecie?
- Si capo – odparli żołnierze
- Rozejść się – powiedziałem – Nathan jak ogarniesz swoich ludzi to daj znać – zwróciłem się do Rodrigues'a
- Jasne, do zobaczenia – odparł opuszczając pomieszczenie
Kiwnąłem głową na Torresa by poszedł ze mną. Opuściliśmy budynek udając się do aut.
- Namierz mi tego skurwiela, a jak to zrobisz to mnie od razu o tym powiadom – rzuciłem
- Dobra, będę dzwonić jak coś znajdę – powiedział
Następnie pożegnałem się z przyjacielem i wsiadłem do auta. Ruszyłem z piskiem opon udając się do biura. Byłem wkurwiony. Nie dość, że zostałem okradziony to jeszcze ten meksykański śmieć postanowił sobie wrócić. Zajebiście kurwa, po prostu zajebiście warknąłem w myślach zwiększając przy okazji prędkość.
***
Przez kilka dni byłem nieosiągalny dlatego, gdy wszedłem do biura moi pracownicy byli zdziwieni moją obecnością. Ale również się mnie wystraszyli, ponieważ wpadłem tam jak burza z wkurwieniem wymalowanym na twarzy. Nie zwracając na nikogo uwagi udałem się prosto do siebie. Usiadłem do biurka i zabrałem się za papiery. Umowy, przetargi, propozycje współpracy i jeszcze więcej umów. No cóż jak się znika na jakiś czas taki jest potem tego skutek. Na szczęście nie miałem dziś z nikim spotkania, a moi ludzie nie zawracali mi niczym głowy. Dokumenty zajęły mi głowę chociaż na chwilę. Złość nadal buzowała w moich żyłach, ale zeszła na drugi plan. Kiedy skończyłem wstałem od stołu. Musiałem wymyślić co zrobić z Pietro. Podszedłem do okna przystając przy nim i podziwiając panoramę miasta. Dzięki najwyższemu piętru widok był przedni. Choć nie pomógł mi się uspokoić tak jak to robił w innych przypadkach. Przez to całe gówno byłem strasznie spięty. I tak oto z tym napięciem błądzącym po moim ciele po kilku minutach zmusiłem swoje nogi do powrotu za biurko. Usadowiłem się na fotelu, a wtedy mój wzrok przykuła migocząca ikona poczty na komputerze. Kliknąłem w aplikację będąc ciekawym kto do mnie pisze tym razem. Nadawcą okazał się Lawrence Walker. Wysłał mi maila, w którym poinformował mnie o postępie w sprawie. Odpisałem mu szybko dziękując za przekazane informacje. Jednocześnie wpadł mi do głowy pewien pomysł. Sięgnąłem po telefon pisząc wiadomość do Enzo.
ВЫ ЧИТАЕТЕ
El amor vencerá todo
Любовные романыOna - trzydziestodwuletnia Pani Prokurator, która rozwija swoją wymarzoną karierę i ciągle pnie się w górę. Jest najlepsza z najlepszych. Nie ma niczego co by ją zagięło. Jest inteligentna, ambitna, utalentowana i piękna. Ale co się stanie jak pojaw...