Bez sentymentów

80 14 13
                                    

Jongho znalazł ich po dobrych dziesięciu minutach zaglądania w różne zakamarki piętra, gdzie ludzie na każdym kroku opatrywali rany. Wygrana była już po ich stronie i wielu ludzi Mabel poddało się, uznając to za najrozsądniejszą decyzję. Po burzy nastał ten wyjątkowo spokojny moment, w którym przeważała cisza, z ciał uchodziły emocje oraz strach. Osiemnastolatek widząc swoich przyjaciół w ciemnym korytarzu, poczuł tak przenikliwe odprężenie, że pomimo nieczęstej demonstracji własnego samopoczucia, uśmiech zagościł na jego twarzy, a brwi uniosły się pogodnie. 

Podszedł do nich, przyglądając się to Joongowi, to Seonghwie, który zagarniał go do siebie by jak najszczelniej odciąć go od przytłaczających bodźców. W pobliżu leżał San, ledwo przytomny, z Mingim u boku, który był w takim szoku, że praktycznie się nie poruszał, patrząc się tępo przed siebie. Jongho zauważając, że blondynowi potrzeba jest jak najszybsza pomoc, podbiegł do niego, by klęknąć i sprawdzić mu puls. Trzymał się, niemniej ktoś musiał prędko zatamować krwawienie oraz opatrzeć jego ranę. 

- Mingi...- nastolatek był tuż przed nim, ale Song nie koncentrował na nim swojej uwagi.- Mingi kurwa...

Jongho szarpnął go za ramię i dopiero wtedy drugi przeniósł na niego wzrok, chociaż wciąż blady oraz nieobecny. 

- Musimy go zanieść do ludzi, którzy trzymają apteczki. Nayla wspominała, że zabrali ze sobą dużo opatrunków.- chwycił jasnowłosego pod plecami oraz kolanami. Nie dał jednak rady  zrobić tego sam, a do Mingiego zdawało się absolutnie nic nie docierać.

- Mingi!- wrzasnął Hwa, najwyraźniej wyprowadzony z równowagi. Zakrywał uszy Hongjoongowi, aby nie słyszał ich awantury, lecz miał już tego po dziurki w nosie. Każdy z nich był w tragicznym stanie, zarówno psychicznym, jak i fizycznym. Natomiast nie mogli pozwolić, aby którykolwiek stracił życie z powodu braku reakcji. Byli już cholernie blisko, żeby to zakończyć, żeby w końcu znaleźć chwilę na oddech. Seonghwę niemiłosiernie to irytowało, bo tak jak pozostali, marzył o wypoczynku. Mimo wszystko, przed tym mieli jeszcze coś do zrobienia.- Rusz się! Musimy iść. 

Song obruszył się i dołączył do Jongho przejmując część ciężaru Sana. Nieśli go w stronę wyjścia, a Hwa musiał w pojedynkę zaprowadzić Honga w bezpieczne miejsce. Brunet pochylił się nad nim, przyglądając się jego blademu oraz wyczerpanemu obliczu. Chociaż oddech miał stosunkowo stabilny, to wciąż nie było z nim dobrze i Park nie miał pojęcia dlaczego. 

- Joongie... Jesteś w stanie iść?- zapytał, ale młodszy mu nie odpowiedział, tylko cicho majacząc pod nosem. Mężczyzna złapał go za przedramiona i ostrożnie podniósł z posadzki. Jedną jego rękę zarzucił sobie na szyję, swoją oplatając wokół talii młodszego, aby go podtrzymywać. Musiał mieć wolną dłoń, gdyż w razie niebezpieczeństwa niezbędna była mu broń. 

Wyszli na główny hol. Kim ledwie utrzymywał się na nogach, ale stawiał powolne kroki. Odrobinę ich to spowalniało, a Seonghwa też nie do końca wiedział, gdzie powinni iść. Niby Jongho idący na przodzie obrał jakiś kierunek, ale Hwa nie był pewny, czy sam również się nie zagubił. 

Hong był coraz słabszy, co śmiertelnie niepokoiło dwudziestoczterolatka. Z jego czoła spływał pot, kończynami co pewien czas wstrząsały dreszcze. Jak na początku zaczynało się poprawiać, tak teraz robiło się coraz gorzej, a Park nie znał przyczyny. 

- Hej? Zabiliście Ericę?- zapytał Jongho, który twierdził, że to nie jest odpowiednia pora na pogaduszki. 

- Nie wiem czy nie żyje. Zostawiliśmy ją nieprzytomną. Musieliśmy zająć się anulowaniem kodu.- odparł z niechęcią. 

- Jak to zrobiliście?- brnął Seonghwa. Znał podobne przypadki, gdy Joong czuł się w ten sposób. I to zawsze zdarzało się wtedy, gdy aplikacja była włączona zbyt długo, a on dostawał masę komend, często mieszających się ze sobą. Po takich sesjach wracał nieprzytomny, a Hwa przerażony bał co z nim będzie. Aplikacja musiała zostać kategorycznie wyłączona. 

OTAKJA|  SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz