Już po wszystkim

100 14 17
                                    

Mabel wraz z Jongho i Hanem błądzili po piętrach dopatrując się wskazówek, gdzie mogła ukryć się Erica. Czuli się zupełnie tak, jakby kręcili się w kółko, a czasu było coraz mniej. Punktem kulminacyjnym ich misji było zabicie lub aresztowanie Shifflet. Bez tego ludzie, którzy dziś stracili życie, stracili je na darmo. Każdy miał na sobie presję, a sprawy nie układały się zupełnie tak jakby to sobie wymarzyli. 

- Z pewnością będzie w jakimś nieoczywistym miejscu. Nie ma sensu przeszukiwać gabinetów, bo to byłoby zbyt banalne...- westchnęła Mabel, łapiąc się za kolana i dysząc ciężko. Dopiero co mieli za sobą przepychankę z kilkoma, dość dobrze wyszkolonymi strażnikami, a ona odczuwała zarówno obrażenia, jak i nużące zmęczenie.- To będzie gdzieś, gdzie byliśmy na samym początku, bo sądzi, że nie będziemy sprawdzać pomieszczeń po raz drugi. 

- A co jeśli wróciła do siedziby partii?- odezwał się Han, ale kobieta od razu pokiwała głową. 

- Niemożliwe. Zastawiliśmy wszelkie wejścia. Nikt stąd ani nie wyjdzie, ani tu nie wejdzie. Jeśli by się tak zdarzyło, od razu dostałabym informację. Ona jest gdzieś tutaj.- 

- Sala komputerowa. Na początku w niej nikogo nie było...- wycedził Jongho łamanym angielskim. Mabel spojrzała na niego oświecona, a oczy jej rozbłysły pełne ponownej determinacji. 

- Tak, stamtąd najłatwiej przecież sterować aplikacją. Że od razu nie pomyśleliśmy, aby się tam wrócić.- zawołała rezolutnie, po czym pomknęli na poziom niżej, mijając oddziały swoich sojuszników. Wygrywali, co było pokrzepiającą wiadomością dla każdego z nich. Byli niesamowicie blisko, dzieliły ich metry. Dosłownie metry. 

Stanęli zaraz przed zamkniętymi drzwiami do wielkiej sali komputerowej, w której informatycy przeglądali monitoring, opracowywali zabezpieczenia, a także prowadzono prace nad programem, który od lat stanowił najważniejszy projekt dla rządzących Milano. Było to pierwsze pomieszczenie, jakie odwiedzili, lecz zastali tam zaledwie kilka osób, wystraszonych oraz zdezorientowanych, nie chcących powiedzieć ani słowa o aplikacji, czy Erice. Teraz zamek był zablokowany, chociaż byli pewni, że wcześniej wejście zostawili otwarte. Nie dobiegały stamtąd żadne dźwięki. Ale jakim cudem Shifflet zdołała się tam zakraść, kiedy kręciły się tutaj tabuny żołnierzy Jaylona? Tego Mabel nie była w stanie zrozumieć, ale nie była to odpowiednia pora na roztrząsanie. 

- Jesteście w stanie to sforsować?- zwróciła się do tamtej dwójki z nadzieją, a Jongho, noszący przy sobie piłę do metalu, jako swoją podręczną broń, uśmiechnął się z zuchwałością. Już nie takie rzeczy robił. 

Poszło nawet sprawniej niż przy Seonghwie, gdyż już wcześniej ktoś musiał naruszyć ten zamek. Dumny z siebie, zrobił krok do tyłu, po czym z obrotu kopnął w powierzchnię drzwi z impetem. Te gładko odskoczyły. Zanim weszli do środka, poszły pierwsze strzały i osiemnastolatek miał szczęście, że wcześniej profilaktycznie się odsunął, ponieważ kula prawie przeszyła jego czoło na wylot. Oprócz Erici, było tam kilku jej podwładnych, mających za zadanie ją bronić. Choi ukradkiem spostrzegł, że tamci nie strzelają bezpośrednio do nich, a naboje odbijają się od ozdobnej, szklanej ściany, następnie odbijając się od niej i swój tor obierając w ich stronę. Jongho postanowił to wykorzystać. W takich momentach, jak w żadnych innych, był wdzięczny za wszystko, czego nauczyli go Joong, Mingi oraz San w trakcie wspólnych wypraw. Pamiętał jak podczas napadu na Główną Siedzibę Fedory nie był w stanie stabilnie utrzymać noża w dłoni. Z perspektywy czasu, było mu wstyd za tamten incydent. Nie dlatego, że uważał, iż jego postulaty nie były wartościowe, a przez fakt, że w ogóle nie był na to przygotowany. Był tylko dzieckiem, charakteryzującym się wybuchowością, brakiem umiejętności opanowywania emocji, mającym zbyt duże marzenia, w porównaniu do swoich możliwości. Po tej całej drodze stał się silniejszy, pewniejszy siebie oraz własnych zdolności. 

OTAKJA|  SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz