Ten moment

90 16 11
                                    

Czy San miał w sobie coś z szaleńca? Z pewnością. A właśnie ta część jego osobowości uruchomiła się w momencie, gdy czekał na swoją ofiarę skryty za zasłonką kabiny prysznicowej. Chase, na którego z utęsknieniem oraz nożem w ręku, czekał, zjawiał się tu każdego dnia blisko ósmej trzydzieści, tuż po szybkim śniadaniu. Najpierw mył zęby przed małym okrągłym lustrem, puszczając strumień wody z kranu, bez wyraźnego powodu. Nie istniała dogodniejsza okazja niż ta, aby zabawić się w cichego mordercę i wyeliminować człowieka odpowiedzialnego za skierowany przeciwko nim spisek. Choi stał, z zaciśniętą pięścią oraz szczęką, wsłuchując się jak tamten powoli wchodzi do środka, odwiesza swoją marynarkę na drewniany wieszak, po czym leniwym gestem, sięga po pastę oraz szczoteczkę. Ociągał się, co wystawiło cierpliwość chłopaka na niełatwą próbę. W końcu jednak odkręcił kurek, a to było jak sygnał. 

Jasnowłosy w ciągu chwili, zeskoczył na błękitne kafelki, a następnie, wyćwiczonym dzięki sporemu doświadczeniu, ruchem, wymierzał kolejne ciosy ostrzem w szyję zastygłego w szoku mężczyzny. Wszystko odbijało się w zwierciadle, do którego San zaglądał z szyderczym uśmiechem, patrząc jak z tętnicy mężczyzny tryska krew, brudząc tym samym lustro oraz dłonie napastnika. Nastolatek skończył dopiero w momencie, kiedy ciało wroga ociężale upadło na ziemię, zatapiając się w czerwonej cieczy. Choi zdążył jeszcze umyć ręce, po czym zatrzasnął za sobą drzwi tak, by nikt zbyt prędko nie dowiedział się o zbrodni, która tu zaszła. 

Dumny z siebie i o dziwo, bez żadnych wyrzutów sumienia, powędrował do Seonghwy oraz Hongjoonga, których powitał porozumiewawczym spojrzeniem. Kim przytaknął, zadowolony z wypełnienia powierzonemu przyjacielowi zadania. Pozostali członkowie ich drużyny, zajęli miejsca przy wejściach na właśnie ten pokład, odliczając minuty, aż pojawią się żądni dopięcia intrygi na ostatni guzik. 

Nie potrwało to wcale tak długo. Jeszcze przed dziesiątą, w pobliżu zaczęło krążyć kilku marynarzy, niby czymś się zajmujących, aczkolwiek Joong był przekonany, iż nigdy dotychczas nie przychodzili tutaj o tej porze. Zresztą, ich twarzy nie widywał zbyt często, a on zadbał o to, by poznać każdego pracownika tego statku oraz jego profesję. Tych widział raz, gdy niemrawo pałętali się podczas obiadu, ni to pytając o coś kapitana, ni to przyglądając się Hongowi, jak gdyby pragnęli zorientować się, kim jest osoba, na której unicestwieniu im zależy. Później dziewiętnastolatek wysłał do odszukania ich Seonghwę, a następnie Mingiego. Za każdym razem odpowiadali inaczej na pytania kim są i czym zajmują się na statku. Chociaż ich reakcje były zbliżone, tak profesje jakie wymieniali, różniły się nieco, więc wieloletni marynarz nigdy nie popełniłby takiej gafy. Wyruszyli na ten rejs specjalnie. Pięciu, całkiem dobrze zbudowanych mężczyzn w średnim wieku, noszących wręcz karykaturalne stroje, mające wtopić ich tłum, chociaż efekt okazał się zupełnie przeciwny. Hongjoong był nawet w stanie stwierdzić, gdzie trzymają swoją broń, toteż w myślach przygotował potencjalny scenariusz jaki może wkrótce nastąpić. Ich tryb działania nie powinien być skomplikowany, a nawet jeśli czymś by go zaskoczyli, wielokrotnie znajdował się w gorszej pozycji lub przynajmniej równie beznadziejnej. 

Z czasem na ich poziomie zbierało się coraz więcej załogi. Yunho oraz Mingi czuwali w pogotowiu, natomiast Jongho z oczu nie spuszczał kapitana oraz nawigatora, którzy byli dla nich szczególnie ważni. Nie mogła im się stać żadna krzywda. 

Wraz z upływem czasu, tempo następowania po sobie kolejnych etapów przybierało na sile. Ciężko było określić moment, kiedy ktoś, chcąc odezwać się do Joonga, przyłożył mu pistolet do głowy. W tej samej sekundzie Seonghwa, spod rękawa marynarki wyjął lufę, a kula przeszyła skroń czterdziestolatka. Mrugnięcie oka starczyło, aby z tego jednego incydentu, wywiązała się poważna potyczka, w którą był wplątany każdy, znajdujący się nieopodal. Śmiech Sana mieszał się z czyimś krzykiem. Wściekłość Hongjoonga poskutkowała czyjąś twarzą, zmiażdżoną ciężkim, wojskowym butem. Z całkowicie połamanego nosa, wylewał się strumień krwi, a ktoś uderzał gorączkowo pięścią w deski. Coraz wolniej... wolniej... aż zamarł w bezruchu. 

OTAKJA|  SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz