Bez władzy

67 12 14
                                    

Seonghwa siedział skulony w kącie celi, wściekły przez swoją bezradność. Martwił się, cholernie się martwił, a słowa Honga zeszłej nocy tylko to wzmogły. Nie dostał odpowiedzi, dlaczego powinien chronić Mingiego oraz Sana, ani przed czym. Był cholernie zagubiony i chociaż mając dwadzieścia-cztery lata, spodziewano się po nim dojrzałości oraz łatwości w podejmowaniu wyborów, tak on czuł się jak dziecko we mgle. Zaistniałe okoliczności go absolutnie przerastały. On jedyne o czym marzył to bezpieczeństwie dla siebie oraz tych których kocha, a całym swoim sercem kochał tylko jedną osobę. Tą, której tak trudno było to bezpieczeństwo zapewnić. 

Nagle usłyszał głosy dochodzące z korytarza. Nie byłoby to niczym dziwnym, ale zazwyczaj strażnicy rzadko tutaj rozmawiali. Park zerwał się na równe nogi i podszedł do wejścia, spodziewając się najpewniej gwardii prowadzącej tutaj Joonga. Było na to za wcześnie, jednak nic innego nie przychodziło mu do głowy. Ku jego zdziwieniu, im bliżej te tajemnicze postacie się znajdowały, tym mniej sprawiały wrażenie straży. 

- Gdzie może być?- burknął jeden do drugiego. Walili po kolei w metalowe drzwi, wołając czyjeś imię. Echo zniekształcało dźwięki, toteż Hwie zajęło chwilę by pojąć, że to właśnie o niego chodzi. Zaniepokojony wziął głęboki wdech, zacisnął powieki, przygotowując się na każdą ewentualność. Kim byli i czego od niego mogli chcieć? Może to po prostu nowozatrudnieni ludzie, którzy dostali polecenie przyprowadzić go do Shifflet. Jeśli nawet tak by było, naprawdę nie otrzymaliby informacji, w którym dokładnie pomieszczeniu się znajduje?

Wkrótce głośne pukanie rozniosło się w jego celi. Wstrzymał oddech, nie mając pewności, czy winien odpowiadać, a może wpakuje się przez to w tarapaty. Wciąż mu coś nie pasowało, jeśli przychodziło do zachowania wspomnianej dwójki, ponieważ taką ilość szacował. 

- Halo? Seonghwa?- ktoś rzucił, a głos ten wydał się jakiś znajomy. Tak, wiedział kto to. Doskonale wiedział. Ale co u diabła robił tu Jongho?

- Tak. Jestem. Co ty tutaj robisz?- zapytał zdenerwowany. 

- Odsuń się od drzwi.- burknął i sekundę później ogłuszył go hałas przecinarki do metalu. Po kilku minutach uporczywej pracy, zamek ustąpił, a do środka wtargnął osiemnastolatek wraz z Mingim. Nie było z nimi Sana, co wzbudziło w Parku niepewność. 

- Gdzie San?- 

- Ratuje dupę Hongjoongowi, jak miewam. Nie gadaj tyle. Z własnej woli bym tu nie przyszedł, ale to lepsze niż taplanie się w krwi na korytarzach.- odpysknął mu Choi z tą samą, naburmuszoną miną co zawsze. Hwa już wiedział, że nie warto zwracać mu uwagi na nieodpowiednie słownictwo, gdyż ten podobne komentarz ignorował równie sprawnie co pozycję Seonghwy.

- A wyjaśni mi ktoś, co zaszło?- próbował się czegoś dowiedzieć, gdy Mingi wciskał w kieszenie jego spodni magazynki z amunicją, a w ręce włożył specjalnie przyniesioną dla niego broń. Song pchnął go w głąb korytarza. Musieli prędko dołączyć do pozostałych, bo sytuacja nie była wcale tak kolorowa. 

- Nayla i Mabel nam pomagają. Nie zabijasz osób w czarnych kombinezonach.- wytłumaczył w skrócie, co może nie było wyczerpującą dawką informacji, ale wystarczała dla ogólnego oglądu. 

- A Yunho?- brnął dalej, podczas drogi. Szybko jednak zauważył rosnącą wściekłość na twarzy Mingiego, a nie zdarzało się tak często, by ten aż buzował od emocji. 

- Zamknij się.- warknął stanowczo bliski wybuchu. 

----------------------------------------------

Wypuścili go. Hong poruszał się przejściami w zupełnie innej części budynku. Tutaj również toczyły się walki, ale jego mózg nie przetwarzał tej informacji jako potencjalnego zagrożenia. Było to dziwne uczucie, ponieważ po raz pierwszy w życiu nie czuł nic. Nie było to "nic" porównywalne do obojętności, czy też wyzucia z jednego, konkretnego uczucia. On nie miał w sobie żadnego z nich. Szedł, ledwie mając świadomość samego siebie. W jego głowie huczała komenda zasłaniająca sobą jakiekolwiek inne myśli, czy odczucia. Świat nie wydawał się dla niego niebezpieczny, podły, okrutny, piękny lub szczęśliwy. On istniał, ale Joong nie był w stanie przypisywać do rzeczy i zdarzeń żadnych epitetów. Stracił tą zdolność. Teraz był tylko robotem, androidem, którego każdy mógł zaprogramować wedle własnych potrzeb. Przestał być podmiotem. 

OTAKJA|  SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz