Niewystarczalność

103 18 13
                                    

Wiatr rozwiewał czarne włosy dziewiętnastolatka, stojącego na dziobie i wykorzystującego ostatnie sekundy przerwy na kawę. Nie znosił stresu jaki ciążył na jego barkach. Znienawidził zapach oceanu, a ta otwarta przestrzeń stała się dla niego przekleństwem. W widzianym niedaleko lądzie dostrzegał coś znacznie dla siebie ważniejszego niż ucieczkę. Tam czekało na niego wytchnienie. Parę niezobowiązujących minut, godzin, dni, spędzonych pod gołym niebem, na własnych warunkach. Tam czuł, że każda podjęta przez niego decyzja będzie tą dobrą. Tu z kolei była niepewnością, była ryzykiem. Hongjoong nie należał być może do najbardziej rozważnych oraz ułożonych dowódców na świecie, lecz cenił sobie stabilność we własnym szaleństwie. Cenił sobie kontrolę. Wiedział jak daleko w danej sytuacji wypada mu się posunąć, aby wszystko poszło zgodnie z planem. Na szerokich wodach każdy punkt dało się zastąpić znakiem zapytania, ponieważ Joong chociaż ufał swojej intuicji, to ostatecznie niebezpieczeństwo klęski wisiało nad ich głowami wyjątkowo nisko oraz na niezwykle cienkiej lince. 

- Uważam, że to co tak bardzo chcesz zrobić ma szansę się udać. Jednak zginą ludzie, nie tylko ci, których pragnęliście ukarać. Wielu pracowników będzie skazanych na koniec. Wątpię, aby większości dało się wydostać z fal, przetrwać bez łodzi ratunkowych i dopłynąć do brzegu. Dalej przystajesz przy tych działaniach, czy będziesz szukać innych, lepszych?- zapytał Walker, stając tuż za plecami Kima. Chłopak nie odwrócił się do niego. Wbrew pozorom, wcale nie ubóstwiał go tak, jak twierdził Seonghwa. Mężczyzna stał się pionkiem w jego grze. "Jego", a więc musiała być rozgrywana na warunkach przez niego ustalonych. Trzydziestodwulatek nie zdawał sobie sprawy, o jak wielu rzeczach wiedział Joong. Raczej nie był świadom wszelkich jego zdolności oraz całej analizy, jaką na nim przeprowadził. Kogo jak kogo, ale Honga nie dało się tak po prostu oszukać, zmanipulować, ani podporządkować własnym celom. Chłopak znał tylko jedno rozwiązanie, jakie oprócz bezapelacyjnych zagrożeń,  mogło im zagwarantować całkiem sprawne przedostanie się na w głąb terenu. Rozważył wszystkie opcje. Mogliby okrążyć ląd, ale nie miał wiedzy gdzie rozmieszczone są poszczególne porty oraz wioski. Co jeżeli wpłynęliby prosto w ręce nieprzyjaciela? Co jeśli zostawiając statek w całości, a pełną załogę przy życiu, jednocześnie pozostawiliby po sobie tak wiele śladów, iż znalezienie ich okazałoby się wręcz banalnie proste?

- Wybory nastąpiły, nie musisz ich kwestionować.- uśmiechnął się sztucznie, wymijając karmelowowłosego. Została im doba, może dwie, zanim "to" się wydarzy, więc musiał mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Wkrótce też wypadało poinformować resztę załogi, aby ci wiedzieli co robić i nie wpadli w popłoch przy punkcie kulminacyjnym. 

- Skąd pewność, że jesteś nieomylny?- rzucił tamten, z jakąś pretensją w głosie. 

- Nigdy tak o sobie nie twierdziłem.- nie raczył zatrzymać się dla niego. Zamiast tego, poszedł zebrać swoją grupę, by przedstawić im harmonogram najbliższych godzin. Byli już dość blisko, należało ustawić stery, przygotować wszystko co najważniejsze do ratunku własnej skóry, kiedy nastąpi kolizja. Statek miał zaledwie jedną szalupę, na wypadek katastrofy. Żaden z nich, łącznie z Joongiem nie wiedział dlaczego tak postąpiono, gdyż w szkicu parowca projektant zaznaczył, iż powinno być ich przynajmniej kilkanaście. Może przewidzieli, że będą chcieli się wydostać, co pragnęli im uniemożliwić, jednak w razie niebezpieczeństwa, najważniejsza część personelu musiała mieć jakiś sposób na ochronę życia. Więc taki sposób był i starczał na zabranie ze sobą tylko gromadki ludzi. 

      Zasiedli przy stole pokładowej jadalni. Zastraszona kucharka przyniosła im herbaty, której Hong nie tknął, toteż pozostali również się od tego powstrzymali. Najwięcej werwy miał Jongho oraz San. Właściwie ta dwójka nie dość, że trzymała się najlepiej ze wszystkich, to wspólne urzędowanie w małej kajucie sprawiło, iż zaczęli nieźle się dogadywać. Kim nie miał pojęcia, czy to za sprawą ich umysłów przesiąkniętych rosnącą nienawiścią, agresją oraz szaleństwem, czy przymus, gdyż oboje za bardzo różnili się od innych, by to z nimi zawiązywać więź. Mingi nawet zdawał się przerażony tym jak nieobliczalny stał się Choi. Co prawda, w jego towarzystwie dalej był miłym chłopakiem, trochę bardziej zgaszonym niż wcześniej, natomiast kiedy stróżował przy jeńcach, zmieniał się niemalże w potwora. Bawiła go niedola związanych więźniów, często ignorował ich potrzeby fizjologiczne, śmiał się im w twarz podbierając jedzenie, a jednemu, który podstępnie starał się wydostać, napluł w twarz, po czym związał jego nadgarstki tak mocno, że gdyby Hongjoong nie zainterweniował, konieczna byłaby amputacja dłoni. 

OTAKJA|  SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz