xii. pożegnanie

849 54 24
                                    

     W więzieniu trwały ostatnie przygotowania. Wszyscy, od wczesnych godzin porannych, byli już na nogach i upewniali się, że są gotowi na atak Gubernatora. Mogli spodziewać się go tak naprawdę w każdej chwili, toteż konieczna byla pełna mobilizacja i gotowość do akcji. Gubernator chciał wojny, a oni nie zamierzali wyciągać białej flagi.

     — Chodź z nami. — Hershel poprosił ją, bezsilnie patrząc jak dziewczyna wciska do pokrowca swój nóż, po czym zapina zamek kurtki aż po samą szyję. — Tam będzie bezpieczniej...

     Riley pokręciła głową. Staruszek starał się, mimo, że już wielokrotnie powtarzała o swojej roli w obronie więzienia, przekonać ją do dołączenia do niego i dzieciaków w lesie. Miał czekać tam, z dala od strzelaniny jaka na pewno będzie mieć miejsce, na rozwój wydarzeń i znak, że teren jest już bezpieczny. Choć nie wiedzieli, jak potoczy się sytuacja, cała grupa wierzyła, że ma nad Gubernatorem przewagę. Mimo, że on posiadał więcej ludzi, oni mieli w zanadrzu pewną broń, o której on nie zdawał sobie sprawy. 

     Sam fakt, że walka miała mieć miejsce na ich terenie sprawił, że szala wygranej przechyliła się w ich stronę. Ludzie z Woodbury nie wiedzieli o labiryncie, jaki tworzyły korytarze więzienia. Ani o tym, co można w nim spotkać.            

     — Wciąż jesteś osłabiona. — Hershel spróbował raz jeszcze, a Riley podniosła na niego wreszcie wzrok. Starszy mężczyzna sprawiał wrażenie szczerze zmartwionego stanem dziewczyny; od przybycia na farmę stała się dla niego naprawdę ważną osobą i Hershel traktował ją niemal jak córkę. Wystarczająco martwił się już o Maggie, której rola wymagała odsłonięcia się na ostrzał wroga.

     — Odzyskałam już siły, Hershel. — zapewniła go, kiwając głową na potwierdzenie swoich słów. — Poza tym, nie skoczę przecież w sam wir walki... Mam tylko włączyć alarm.

     — Po drodze możesz trafić na któregoś z żołnierzy Woodbury — zauważył. — Wiesz, że oni nie zawahają się na moment przed zastrzeleniem cię. 

     — Wiem. Ale nie będę tam sama. — przypomniała mu Riley, odwracając głowę w kierunku myśliwego stojącego przy wejściu na blok.

     Daryl nie pochwalał pomysłu, aby to Riley włączyła alarm. Właściwie nie pochwalał samej obecności dziewczyny na terenie więzienia podczas tego ataku. Kiedy tylko Rick po raz ostatni przedstawiał im plan, a po wcześniejszej konsultacji z dziewczyną, tym razem uwzględniał on również ją, Daryl jako pierwszy wyraził swój sprzeciw. Próbował wszystkiego, aby odwieść ją od tego pomysłu, jednak nie działały żadne prośby ani groźby. Riley nie chciała się ukrywać, gdy pozostali narażali swoje życie dla tego miejsca.

     — Przed takimi ludźmi jak Gubernator powinno się ukrywać, jeśli nie jest się gotowym na walkę z nimi. — powiedział jej, po tym jak odciągnął ją nieco na bok, aby nie ogłaszać przy wszystkich swoich przekonań. — Co, jeśli odetną ci drogę ucieczki? Albo złapią i użyją jako żywej tarczy? 

     — Wtedy wprowadzę w życie wszystko to, co wiem o samoobronie. — odparła Riley. — To tylko włączenie alarmu, Daryl. A droga z kotłowni do skrzydła szpitalnego to praktycznie chwila. Zdążę, zanim tam dotrą. 

     Nie przekonało go ani to, ani zapewnienia Ricka, że ufa Riley. Tu właściwie w ogóle nie chodziło o zaufanie. Daryl doskonale wiedział, że dziewczyna poradzi sobie z powierzonym jej zadaniem. W głowie miał natomiast jedynie obraz ludzi z Woodbury i tego, do czego są zdolni. Do czego zdolny jest Gubernator

     Nie chciał, aby była narażona na konfrontację z tym człowiekiem.

      Dlatego ostatecznie wymusił wprowadzenie do planu niewielkiej modyfikacji. Po włączeniu alarmu, miał odbić w korytarzu ze swojego stanowiska do kotłowni, a stamtąd przejąć Riley nim któryś z ludzi Woodbury zdołałby dotrzeć do źródła hałasu. Następnie ich dwójka miała dołączyć do czekających w podziemiach Ricka i Johna, po drodze rozprawiając się z błąkającymi po rozwidleniach korytarzy żołnierzami Gubernatora. 

Firestarter| Daryl Dixon (POPRAWIANE)Where stories live. Discover now