ii. poszukiwania

763 63 27
                                    

          — Każdy niech weźmie broń — zarządził Rick, przenosząc wzrok między zgromadzonymi wokół pickupa osobami — W lesie może roić się od sztywnych, a my musimy mieć czym się bronić.

          Na masce samochodu rozłożony był pakunek z dość imponującym arsenałem broni białej. Wśród sporej kolekcji znajdowały się między innymi noże myśliwskie, składane motylki czy nawet maczeta. Carl pochwalił się wcześniej Riley, że to on znalazł tę broń, ale jego rodzice ponoć nie podzielili jego entuzjazmu gdy ją przyniósł.

          — Nie takiej broni potrzebujemy — Andrea pokręciła głową z niezadowoloną miną. Odkąd wyjechali z Waszyngtonu właściwie cały czas była niezadowolona bądź zirytowana. — Co ze spluwami?

          — Już o tym rozmawialiśmy. Pistolet mam ja, Rick, Daryl i John — Shane odpowiedział, nie podnosząc wzroku znad swojego Glocka — W innym wypadku strzelalibyście do drzew...

          — To nie drzewami się martwię — blondynka nie dawała za wygraną.

          Riley zdusiła w sobie znużone westchnięcie i bez słowa podeszła do rozłożonej broni, obiegając wszystkie przedmioty szybkim spojrzeniem. Zdawała sobie sprawę, że toporek jest dla niej za ciężki, a wybranie maczety byłoby po prostu idiotycznym pomysłem, dlatego zdecydowała się na niewielki składany nóż. Świadoma swoich umiejętności i braku doświadczenia w kwestii radzenia sobie z zainfekowanymi, wolała zaopatrzyć się w coś poręcznego, co w razie konieczności pozwoli jej na szybką i sprawną reakcję. Poza tym, z tego typu bronią była zaznajomiona. W jej domu takie egzemplarze walały się po szufladach w kuchni.

          Obróciła czarny przedmiot w dłoni i schowała go do kieszeni, czując w gardle nieprzyjemną gulę na samą myśl o użyciu na kimś tej broni.

          — Załóżmy, że macie broń palną — powiedział Shane, zwracając się do wciąż nieprzekonanej Andrei. — Ktoś z was wystrzeli, a w okolicy akurat będzie stado. Wtedy już po nas. Nasza czwórka wie jak się obchodzić z gnatami, dlatego najbezpieczniej będzie, jeśli to właśnie my będziemy je nosić. Koniec tematu.

          Andrea posłała mu gniewne spojrzenie, po czym sięgnęła po pierwsze lepsze ostrze i odeszła na bok bez kolejnego słowa.

          — Plan jest taki: idziemy wzdłuż rzeki jakieś pięć mil, potem zawracamy drugą stroną — głos zabrał Daryl, przedstawiając grupie jaką strategię powinni obrać. — Jest szansa, że Sophia będzie gdzieś niedaleko strumienia. To nasz, a jednocześnie jej, jedyny punkt zaczepienia.

          — Nie róbcie hałasu i bądźcie czujni. Będziemy poruszać się w odstępach, ale pozostańmy w zasięgu wzroku. — dodał Rick głosem nieznoszącym sprzeciwu. Był zdeterminowany, aby ta wyprawa zakończyła się sukcesem i pomyślnym powrotem Sophii. Wszyscy byli.

          — Przygotujcie się. Niedługo ruszamy. — rozkazał Shane.

          Wszyscy zabrali się do ostatnich przygotowań przed wyruszeniem na poszukiwania. Riley oddaliła się nieco od kampera i oparła o jeden z wraków samochodów, przeglądając zawartość swojego plecaka. Upewniała się po raz kolejny, czy aby na pewno spakowała dodatkową butelkę wody i dwie ostatnie sztuki czystych bandaży w rolce. Były to resztki, jakie pozostały po jej apteczce, którą na szybko zorganizowała sobie jeszcze w szpitalu w Atlancie. Ale mimo to czuła się dzięki nim pewniej.

           Podniosła głowę i zawiesiła wzrok na sylwetce Johna, który dyskutował o ostatnich elementach strategii z Shane'm i Darylem. Pozostali członkowie grupy byli rozproszeni po okolicy, zabierając ze sobą najpotrzebniejsze do wyprawy rzeczy.

Firestarter| Daryl Dixon (POPRAWIANE)Where stories live. Discover now