~Sen~ Crenny

162 6 0
                                    

Craig

To sen? To jawa? Gdzie jestem? Co ja tu robię?

Czuję... Czuję zapach wrzosów i pszenicy. Moje dłonie i ramiona ocierają się o jakieś polne rośliny, widzę dużo światła, jest tak ciepło.

- Tucker! - krzyknął znajomy głos, stojąc przede mną. Czyjaś lodowata dłoń złapała mnie za nadgarstek, dłoń zjechała niżej, złapała mnie za środkowy palec i zaczęła ciągnąć przed siebie. Nie mogłem otworzyć oczu, widziałem tylko światło, czułem zimno dłoni, czułem zapach pola - Chodź, chodź  - poganiał mnie znajomy, ciepły, radosny głos. Skąd kojarzyłem ten głos?

- Ale gdzie? - spytałem kogoś znajomego, biegnąc za nim. Czułem pod nogami suchą ziemię, słońce grzało nasze ciała, a lodowata dłoń kogoś trzymała mnie mocno za palec, ciągnąc daleko przed siebie.

- Nie zdążymy! - krzyknął w moją stronę ten sam głos, który kojarzył mi się ze słońcem, radością, imprezą, pijaństwem, zabawą. Coraz bardziej wiedziałem, że osoba która zaciska swoją mniejszą dłoń na moim palcu, jest kimś kogo znam. Bardzo dobrze znam, ale kto to? Kto mnie prowadzi? Skąd się znam z tą osobą?

- Ale na co? - spytałem, czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Jednak nic nie usłyszałem, odpowiedź po prostu znalazła się w mojej głowie, zrozumiałem że nie zdążymy i musimy się spieszyć. To miało po prostu jakiś sens, nie wnikałem w to.

- Tucker, bo jeszcze na mnie polecisz - zażartował znajomy głos, zatrzymując się przede mną, zatrzymując nasz bieg przez pola. Jego lodowate palce splotły się z moimi, zaciskały się wprawiając mnie w znajome uczucie. Z jakiegoś powodu, rozpoznawałem ten uścisk, kojarzyłem zimno dłoni, ale nie wiedziałem dalej z kim - Musisz otworzyć oczy, jeśli chcesz zdążyć - znajomy głos zbliżył się do mnie. Czułem zapach czekolady i sierści oposa, poczułem zimną dłoń na swoim policzku, a dłoń zaczynała powoli być cieplejsza.

- A jeśli otworzę oczy i znikniesz? Nie chcę zdążyć, jeśli ciebie tam nie będzie - powiedziałem coś co jednocześnie miało dla mnie w tej chwili ogromny sens, a z drugiej strony nie posiadało go wcale. Chciałem zdążyć, chciałem otworzyć oczy, ale z drugiej strony jeśli nie będzie tam znajomego przewodnika, to jaki jest sens? Jaki jest sens, jeśli nie poczuję jego dłoni w swojej, jeśli nie usłyszę jego głosu, jeśli nie będzie go tam gdzie mam zdążyć?

- Otwórz oczy, proszę cię - wyszeptał ciepły głos, dłoń delikatnie założyła kosmyk włosów za moje ucho - Będę przecież zawsze przy tobie - przekonywał mnie głos, a kciuk jego prawej, wciąż zimnej dłoni głaskał mnie po ręce - Udowodnię Ci.

- Jak? - spytałem, mając jakąś nadzieję na jedną z czynności. Miałem nadzieję, że znajdziemy się w kosmosie, że zostanę otoczony ramionami, że zabraknie mi tchu w piersiach, że będziemy tylko my. Nie wiem skąd taka potrzeba. To po prostu robiło sens, że zaraz możemy znaleźć się z ciepłym głosem w kosmosie.

- Zabiorę cię tam, gdzie będziesz pamiętać, gdzie zdążysz, gdzie będziemy, gdzie jesteśmy - mówił w taki sposób, że szczerze nie wiedziałem co o tym myśleć. Nie rozumiałem znaczenia jego słów, nie rozumiałem nawet dlaczego kończyły się w połowie, nie wyjaśniając przez siebie nic.

Ale to nie miało znaczenia.

To, że głos był tak tajemniczy, robiło po prostu sens. Chciał mnie gdzieś zabrać, chciał mi pomóc, chciałem mu zaufać.

- Gdzie jest to miejsce? - spytałem szeptem, czując jak lodowata dłoń puszcza moją, jak silne ramiona otaczają mnie w talii, czułem jak dłoń przejeżdża przez moje ciało w górę. Ktokolwiek był posiadaczem głosu, był ode mnie niższy, ktokolwiek był posiadaczem głosu, kojarzyłem jego wzrost, jego zachowanie, kojarzyłem jego czyny, jego słowa. Skąd je znałem? Dlaczego teraz nie mogłem połączyć dwóch kropek?

Posiadacz ciepłego głosu złapał mnie za kołnierz koszulki, pociągnął mnie w dół i uderzył naszymi ustami o siebie. Znałem te usta. Znałem za dobrze.

Jak mogłem nie kojarzyć? Przecież wiem kto to jest!

Usta chłopaka, mojego chłopaka, delikatnie i umiejętnie zaczepiały o moją dolną wargę, przysysał się do niej i ciągnął dla zabawy. Wplotłem dłoń w jego blond włosy, przyciągnąłem go do siebie i oddałem mu za te chwilę w której starał się kokietować.

Przyciągnąłem go do siebie, jego pomarańczowa kurtka ocierająca się o moje ciało, nasze usta w cudownej harmonii zaczepiające o siebie nawzajem, spragnione siebie nawzajem, pogłębiające namiętność, coraz bardziej zbliżające się do siebie. Nie był to już delikatny pocałunek, nie był to czuły pocałunek. Był to mokry, spragniony pocałunek zakochanych. Jego dłonie zaciśnięte na mojej koszulce, moja dłoń trzymająca go za włosy, druga dłoń zaciskająca się na jego biodrze.

Cichy pomruk, języki zaczepiające w zabawie o siebie, pocałunek którego żadne z nas nie chciało przerwać. Pocałunek, który miał po prostu sens.

Kenny. Mój Kenny.

Tylko przy nim bije mi tak mocno serce, tylko przez niego brakuje mi powietrza w płucach, tylko przez niego mam motylki w brzuchu, tylko jego chcę mieć tak blisko siebie, tylko jego chcę całować bez końca.

- Craig - wymamrotał w moje usta chłopak, a jednak nie zaprzestawał pocałunku. Jednak dalej kontynuował, dalej bawił się w osiąganie dominacji. Bawił się i przegrywał, zaciskał dłonie na mojej koszulce starając się nie odlecieć w kosmosie, który po prostu zaczął nas otaczać. W którym się znajdywaliśmy, bo otaczała nas nieskończona miłość.

- Kocham cię - wyszeptałem pomiędzy pocałunkami. To jednak było.. Zbyt magiczne słowo. Pocałunek powoli stawał się łagodniejszy, Kenny cały drżał, odkleił się ode mnie i przytulił mnie mocno. Schował twarz w mojej koszulce, a wokół jego twarzy czułem mokrą plamę.

- Nie uwierzę, póki nie otworzysz oczu - wyszeptał cicho. Jego głos drżał, jego ciało drżało, czułem że mam wystarczająco dowodów, wystarczająco powodów do otworzenia oczu.

Otworzyłem powoli powieki, widziałem nieskończone złote pola pszenicy, widziałem blond, złote loki tuż pod moją brodą, widziałem pomarańczową kurtkę, która spadała z ramion właściciela, widziałem niską posturę mojego chłopaka.

- Kocham cię Kenny - wyszeptałem, głaszcząc delikatnie po złotych włosach Kennego, który zaciskał dłonie na moich plecach. Było to jednak ostatnie co zapamiętałem z pięknego snu.

Potem otworzyłem oczy już naprawdę, obudziłem się w łóżku. Dwuosobowym łóżku, w jakimś dużym mieszkaniu, a przez zaspanie trudno było mi powiedzieć czy to na pewno było moje mieszkanie.

Kenny leżał tuż obok mnie. Wtulał się we mnie, ssał moją koszulkę pozostawiając mokry ślad. Spał tak spokojnie, otulał się moimi ramionami i nie miał zamiaru się odsunąć.

Na twarz sam właził mi uśmiech. Mój Kenny. Mój słodki, śpiący Kenny.

Delikatnie odgarnąłem blond włosy z czoła chłopaka i złożyłem czuły pocałunek w odsłoniętym miejscu. W pierwszych promykach słońca błysnęła mi obrączka na mojej prawej dłoni, a wtedy wszystko zrobiło po prostu wielki sens.

Wielki, szczęśliwy, dobry sens, którego nie musiał nikt więcej rozumieć niż ja czy Kenny. Nikt oprócz nas.

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
Jestem w trakcie pisania fanfika Butters x Craig, potrzebowałam trochę crenny w swoim życiu
Więc
Tadaaa

South Park One Shot Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz