~Pocałunek prawdy~ kyman

586 16 23
                                    

"Żegnaj, moja miłości"

To były ostatnie słowa jakie król elfów wyszeptał czarnoksiężnikowi, ofiarowując pocałunek na czole kochanka, a następnie uciekając w popłochu, sekundy przed rozpoczęciem walki o kijek prawdy. Czerwony płaszcz elfa migotał w promieniach słońca za każdym jego pospiesznym krokiem, migotały też pojedyncze łzy spływające po policzkach chłopców. Jak utrzymać w tajemnicy związek pomiędzy dwoma różnymi klanami? I to jeszcze między dowódcami? Istna paranoja!

Eric uderzył nogą w najbliższy kamień, schował dłonie w kieszeniach i poszedł przez korytarze własnego zamczyska do swoich ludzi czekających na rozkazy. U jego boku znalazł się szybko paladyn Butters wypytując o plany odebrania kijka prawdy.

- Jakie są rozkazy, mój panie? - spytał, idąc przy lewym boku czarnoksiężnika. Jego granatowa peleryna unosiła się delikatnie na wietrze przy szybszych krokach. Butters był wśród chłopców tym najbardziej atakowanym ze względu na wygląd o wiele słabszego. Był też najmilszy i najbardziej ciepły wśród nich, co tylko intrygowało bardziej księżniczkę Kenny.

- Craig, Clyde i ty pójdziecie do elfów i ukradniecie ten cholerny kijek prawdy - zarządził dowódca, poprawiając swój kapelusz - Jeśli ktoś ma mieć kontrolę nad wszechświatem to tylko ja - powiedział widocznie skrzywdzony. Serce biło mu tak szybko, łzy zbierały się mu w oczach na samą myśl w jaki sposób Kyle się z nim pożegnał. "Żegnaj" zawsze znaczy "nie zobaczymy się już więcej", więc co mógł mieć na myśli w tamtej chwili król elfów? Nie chciał się więcej widzieć z Ericiem? To kwestia różnych klanów? Czy nie przeżywa tego tak jak on? A jeśli przeżywa, to czy płacze? Jak się musi w tej chwili czuć, planując natarcie na swojego ukochanego?

- Się robi, mój panie - skłonił się Butters i odbiegł gdzieś, gdzie powinien być w tej chwili. Cartman poprawił swoją pelerynę i wszedł do swojej sali tronowej, siadając na krześle. Tuż obok niego, usiadła księżniczka Kenny, najpiękniejsza białogłowa w całym królestwie (kliknij TUTAJ, aby zobaczyć więcej). Blondynka przyglądała się sobie w lusterku, poprawiając swoje warkocze i tiarę. Nie zwracała uwagi na czarnoksiężnika, dosłownie jej nie obchodził.

- Wyślij gołębia pocztowego - powiedział po długiej ciszy Cartman - Do Craiga, spytaj gdzie są.

- Mm mm mmf - odpowiedziała dumnie księżniczka i wyjęła z kieszeni telefon coś szybko wystukując. W całym królestwie przyszła wiadomość od księżniczki Kenny. Po niedługiej chwili przyszła druga wiadomość, zapewne od złodzieja na 10 poziomie i kompanii. Eric Wyjął swój telefon I odczytał obie wiadomości. Niewiele mu to dało, oprócz stracenia kilku sekund.

Odłożył telefon, a minuty zaczynaly się rozwijać w godzinę nudy. Księżniczka Kenny uciekła gdzieś z komnaty królewskiej, pewnie w poszukiwaniu paladyna, kilka razy przyszedł do nas barbarzyńca Tweek, pytając o przedmioty do treningu, a poza tym działo się absolutnie nic.

- Wasza wysokość - do sali wszedł złodziej Craig, chowając dłonie w kieszeniach - Elfy chcą negocjować, Clyde pilnuje, aby nie zmienili zdania. Wasza obecność jest szczególnie ważna, według elfów - mówił dalej monotonnie Craig, gdzieś uciekając już wzrokiem. "Moja obecność ważna?" Pomyślał Cartman, a do głowy wpadła mu tylko jedna osoba, która mogła tak powiedzieć. Kyle.

- Prowadź - odpowiedział czarnoksiężnik, wstając ociężale ze swojego tronu. Wyszli razem z komnaty, oślepiające słońce wpadło na ich twarze. Kiedy tylko przyzwyczaili się do zmiany oświetlenia, zaczęli widzieć więcej szczegółów królestwa. Księżniczka Kenny zauroczona, zakładała ramiona wokół szyi paladyna Buttersa, wysłuchując jego historii. Tweek uderzał pięściami o kukły, co na jakiś czas zwróciło uwagę Craiga. Trudno było jednak powiedzieć czy widok walczącego chłopca mu się podobał, budził zachwyt, a może obrzydzenie, nigdy nie okazywał tego co czuł w danej chwili. Twarz Craiga była zawsze nieopisanie spokojna, przerażająca wręcz.

South Park One Shot Where stories live. Discover now