Pan Tucker, bo tak nazywa się nauczyciel, po incydencie z kartą pracy, zaczął na każdej lekcji robić kartkówki, przepytywać i sprawdzać na wiele sposobów naszą wiedzę. Jak to każdy racjonalny uczeń powie, nienawidziłem go. Jedyne co go ratowało, był fakt że z jakiegoś powodu, nigdy mnie nie przepytywał, a jeśli nadszedł cud, że coś wiedziałem i się zgłaszałem, to w jego oczach widziałem błysk dumy i radości. Możliwe, że to tylko przez to że jestem uczniem, a on cieszył się że wywiązuje się z obowiązków nauczyciela, ale gdzieś tam od dłuższego czasu wierzyłem że to dlatego, bo skrycie mnie lubi. Na niektórych lekcjach błądziłem myślami często zaczynałem się gubić i myślałem jedynie o nauczycielu od fizyki. Wtedy myślałem ze to tylko przypadek, głupota, ale z każdym dniem kiedy widziałem na korytarzu tego wysokiego, czarnowłosego mężczyznę, moje serce coraz szybciej biło, czasem nawet się zatrzymywało kiedy przez tłum ludzi, poczułem jak nasze dłonie delikatnie o siebie muskają. Przynajmniej mam cichą nadzieję, że to były nasze dłonie.

Miłość do nauczyciela nie należy do łatwych. Nie należy nawet pewnie do prawdziwych miłości, a jedynie do zauroczeń, które towarzyszą nam przez ludzkie życia, aby nie było tak łatwo znaleźć "tą jedyną". Zauroczenia mają to do siebie, że nigdy nie wypalają, jest samo piękno zakochania się bez wzajemności, przez własny strach, który poskramia strach przed samotnością. Chociaż przyznaję, że czasami łatwiej byłoby powiedzieć szczerze co się czuje do kogoś, nawet jeśli jest on nauczycielem, niż ukrywać się po końcach sali za książka, przyglądając się co jakiś czas z jaką ekscytacją on mówi o tym co go interesuje i czego uczy. Byłoby łatwiej, gdyby nie fakt, że jest to raczej nielegalne i dzieli nas różnica przynajmniej ośmiu lat. Byłoby też prościej mając pewność, że to ten jedyny. Miłość jednak nie polega na pewności, że to ta jedyna osoba, że to co zrobimy będzie dobre czy złe. W miłości najpiękniejsze jest właśnie to, że nic nie wiemy. Jest to skok na głęboka wodę, gdzie nie znamy dna, nie widzimy nawet glonów i skaczemy na główkę, mając nadzieję, że to nie jest tak głupi pomysł jaki nam się wydaje. Z zauroczeniem jest podobnie, tylko że wskakujesz w jeszcze głębszą wodę, która jest bardziej mętna i jeśli z niej szybko nie wyjdziesz to toniesz. Toniesz, słyszysz głos swojego najlepszego przyjaciela, który śmieje się z ciebie i z sytuacji, słyszysz jak cię poucza, a na końcu okazuje wsparcie i stara się pomóc. Słyszysz w tej głębinie, gdzie się dusisz, głos pana Tuckera, który dudni po głowie bez przerwy, słyszysz jak mówi twoje imię, widzisz każdy rysunek na twojej pracy klasowej, który dokańcza własnym turkusowym długopisem, widzisz wszystkie jego spojrzenia w twoją stronę, zatracasz się jeszcze bardziej w jego zielonych, spokojnych oczach i dusisz się jeszcze bardziej, bo jesteś bezbronny, twoje nogi się załamują, płuca wypełnia woda, w głowie masz mętlik, bo tylko na ciebie spojrzał. Tylko spytał czy wszystko gra, tylko zaprowadził cię do pielęgniarki, tylko się uśmiechnął, tylko dał Ci swój numer, aby upewnić się, że trafisz do domu. Wystarczyło to "tylko", aby zacząć się dusić we własnej sieci zauroczeń, miłości, wszystkiego co kiedykolwiek sam zarzuciłeś dla żartu.

Miłość jest jednak na tyle nieopisanie neutralnym uczuciem, że nawet kiedy duszę się we własnej sieci, spoglądając na każdy jego uśmiech, słysząc każdą ciekawostkę jaką rzuca na lekcji, to cieszę się, że moje serce bije boleśnie mocno tylko dla niego. Cieszy mnie to, że mogłem się zakochać, a raczej zauroczyć, że mogę nawet w tajemnicy cieszyć się chwilami na lekcji, kiedy spogląda na mnie pewnie wyczekując, że będę znał odpowiedź na zadane pytanie. Miłość to na tyle dziwne uczucie, że zawsze się za nim goni, pomimo bólu i rozpaczy jakie za sobą ciągnie.

Podsumowując, miłość I zauroczenie to najgorsze i najlepsze co istnieje na naszym świecie"

Końcówka? Do wyjebania. Tak jak cała ta rozprawka, ale liczę na samo zaliczenie, a nie świetna ocenę, plus nie mam czasu na poprawianie i wymyślanie czegoś nowego w związku z tym. Jest czwarta rano, za cztery godziny muszę to oddać na polskim, a za dwie godziny muszę wstać do szkoły.

Wydrukowałem szybko całą swoją rozprawkę, nie przeczytałem jej ani razu, więc na pewno ma co najmniej dwadzieścia błędów, ale czy ja się tym przejmuję? Nie. Teraz liczą się dla mnie ostatnie godziny snu.

Craig
Była trzecia godzina lekcyjna kiedy do mojej sali wparowała jedna z nauczycielek, której imienia szczerze nie pamiętałem i w chuju je tak naprawdę miałem. W dłonie wcisnęła mi kartkę zapisaną po brzegi i prawie, że zaczęła na mnie krzyczeć w radości. Chciałem szczerze zamknąć jej usta dłonią w tej chwili.

- Craig! - krzyknęła mi do ucha i wskazała na kartkę papieru - Uczeń dał mi swoją pracę, ale wydaje mi się, że nie była ona bez adresata. Musisz to przeczytać.

- Co ja mam do tego? To jakaś rozprawka, nie jestem polonistą - przyznałem, lustrując wzrokiem kartkę papieru. W oko wpadło mi nazwisko. "Pan Tucker". Zamrugałem kilka razy i zacząłem czytać całą rozprawkę od niejakiego Stana Marsha - Huh, Stan Marsh zakochał się w panie Tuckerze. Kretyn - zaśmiałem się sam do siebie, dochodząc do połowy rozprawki - Chwila, to ja - doszedłem do wniosku i wczytywałem się w rozprawkę bardziej. Serce zabiło mi mocniej, mój wzrok przeszedł z rozprawki na nauczycielkę, a potem na drzwi w których stał nikt inny jak Stan, który najwyraźniej usłyszał swoje imię i nazwisko wymienione przeze mnie. Stał osłupiały, oczy miał jak pięć złotych, zaciskał dłonie na swojej bluzie.

Cicho westchnąłem i pokazałem uczniowi, aby wszedł, a nauczycielkę oddelegowałem. Chłopak szedł do mnie mając nogi jak z waty, jego tors zupełnie się nie ruszał, a w jego błękitnych oczach widziałem strach.

- Nie denerwuj się tak - powiedziałem, odkładając kartkę na biurku - Przecież cię nie skrzywdzę.

- Przeczytał Pan tą rozprawkę, panie Tucker? - spytał szybko czarnowłosy, błądząc wzrokiem po zapisanej kartce na biurku.

- Przeczytałem i szczerze? Nie wydaje mi się, aby tematem było zauroczenie do nauczyciela - zauważyłem i spojrzałem za drzwi dla pewności, że nikogo nie ma w najbliższej okolicy. Stan obejrzał się za siebie i nogą delikatnie zamknął za sobą drzwi. Wypuścił ciężki oddech, który musiał mu zalegać w płucach pod presją gry aktorskiej - Jak bardzo późno było, żebyś takie bzdury zaczął pisać?

- Co najmniej czwarta w nocy - przyznał, ocierając swoje zmęczone oczy i podchodząc do mnie - Za późno na myślenie, za wcześnie na poddanie się - markotnął niezadowolony i usiadł na moich kolanach. Oparł głowę o moje ramię I zrelaksował się szybko, czując jak delikatnie głaszczę go po głowie. Nasz skrywany związek trwa już od dobrych dwóch lat, szokujące, prawda? Ale żeby nie było, poznaliśmy się w kawiarni, a nie w szkole. Dopiero w tym roku dostałem klasę Stana do nauki i oboje byliśmy w większym szoku, niż można sobie było to wyobrazić. Ukrywanie związku jest trudne, bardzo trudne, a tym bardziej kiedy oboje potrzebujecie fizycznego dotyku drugiej osoby albo przynajmniej te dwa buziaki dziennie.

- Było nie odkładać tego na ostatnią chwilę - mruknąłem, muskając delikatnie nosem płatek jego ucha, na co się czule uśmiechnął i spojrzał na mnie.

- Jak miałem nie odkładać na ostatnią chwilę, kiedy cały czas gdzieś wychodziliśmy? - założył ramiona wokół mojej szyi i czule przejechał wargami o moje usta. Kokieter skubany.

- Mogłeś powiedzieć, że masz rozprawkę, którą łatwo możesz zjebać i musisz nad nią trochę dłużej usiąść - mruknąłem w odpowiedzi i delikatnie pocałowałem go w nos.

- I ryzykować czasem spędzonym z tobą? Mowy nie ma, Tucker - odburknął niezadowolony Stan i pokazał mi język.

- Dojrzale

- Pierdol się

- Z tobą? W szkole nie wypada, za głośny jesteś - ah, słaby punkt Stana. Wygrałem tę bitwę, a moją nagrodą jest cudowny rumieniec na policzkach mojego chłopaka I jego ciche mamrotanie pod nosem. Czy nie jest idealnie?

South Park One Shot Where stories live. Discover now