xviii. każdy z nas

Start from the beginning
                                    

          — Hershel, T-Dog, zabierzcie wszystkich do domu. — zarządził szeryf, następnie zwrócił się do trzymających już broń mężczyzn w grupie. — Daryl, John, Glenn, idziemy go znaleźć. 

          — Pozwólcie mu odejść — drżący głos Carol ledwo przebił się przez panujący chaos. — Taki był przecież plan, prawda?

          — Planowaliśmy puścić go daleko stąd. — sparował Rick, ledwo panując nad swoją wściekłością. — Nie tuż pod domem i to jeszcze z bronią!

          — Nie idźcie tam! — Carol spróbowała raz jeszcze przekonać ich do pozostania na farmie. Nikt jednak nie słuchał jej próśb, gdyż wywołani przez Ricka mężczyźni bez słowa ruszyli za nim i Shane'm w stronę lasu. — Może dojść do jeszcze większej tragedii! 

          — Weźcie wszystkich do domu! — Rick zawołał jeszcze przez ramię. — Zamknijcie drzwi i nigdzie się nie ruszajcie! 

         T-Dog bez zawahania wykonał zadanie powierzone mu przez Ricka, momentalnie prowadząc pozostałą część grupy do domu, wraz z Hershelem na czele. Riley nie mogła powstrzymać się od spoglądania co chwila przez ramię, aż do momentu, w którym tropiąca Randalla grupa zniknęła między drzewami. Napierające na nią zmartwienie o ich bezpieczeństwo rosło z każdą kolejną chwilą. Atmosfera napięcia i narastającego strachu rosła z sekundy na sekundę, a uczucie niepewności i wiszącego nad grupą zagrożenia dawało się we znaki wszystkim. 

          Wystarczającym zagrożeniem były dla nich czyhające w lesie chodzące zwłoki zarażonych. W jak dużym niebezpieczeństwie znaleźli się więc w momencie, gdy przeciwko nim obracał się także żywy człowiek? 

          Głowa rodziny zarządziła zabarykadowanie domu, mając na uwadzę potencjalny atak ze strony uciekiniera, lub prawdopodobieństwo odwiedzin wrogiej grupy. W tamtej chwili musieli brać pod uwagę każdą możliwość - nawet tą, która zakładała że postrzegany przez niektórych za niegroźnego chłopak mógł sprowadzić na nich piekło. Grupa była podzielona, jej najsilniejsze jednostki znajdowały się daleko od domu, a cała reszta musiała przygotować się na ewentualny napad i obronę farmy. 

          Riley wyciągnęła do góry ramiona, podając T-Dogowi kolejnego gwoździa i starając się jednocześnie trzymać nieruchomo deskę drugą ręką. Czarnoskóry stał na krześle i przybijał deski do ścian, blokując tym samym okna w asyście szatynki. Każdy, a przynajmniej większość osób z grupy (wcale nie mam na myśli ciebie Lori, dop.aut.), starał się w jakiś sposób pomóc i zwiększyć poziom bezpieczeństwa w domu. 

          — Widzisz — zaczął T-Dog, którego głos tłumiony był przez rytmiczne dudnienie młotkiem w deskę. — Całym plusem tej sytuacji jest to, że sztywni są wolni. 

          — Plusem? — powtórzyła Riley, unosząc ku niemu zaskoczony wzrok. T-Dog wzruszył ramionami, nie przerywając swojego zajęcia.

          — Staram się znaleźć jakiś pozytyw w tym całym gównie — mruknął. — Poruszają się wolno i nie należą do najinteligentniejszych istot... Pomyśl co by było, gdyby potrafiły biegać. 

          — Wolę sobie chyba nie wyobrażać. — Riley odpowiedziała na wydechu, gdy w jej głowie mimowolnie pojawiły się obrazy odpowiadające słowom T-Doga. Wcześniej nie podchodziła do zainfekowanych w tej kategorii, ale gdy mężczyzna teraz wspomniał o tym drobnym fakcie, uświadomiła sobie, że czyhające na nich istoty mogły być znacznie gorsze. Nie zmniejszało to w żadnym stopniu tragedii jaka dotknęła ludzkość, jednak na samą myśl o biegających sztywnych aż robiło jej się słabo... 

Firestarter| Daryl Dixon (POPRAWIANE)Where stories live. Discover now