Pocałowałam go z czułością, wtopiłam w ten gest emocje, których nie chciałam do siebie dopuścić. Ten pocałunek różnił się od dotychczasowych. Matthew zamiast zwyczajowo przejąć inicjatywę, zdominować mnie, całował mnie głęboko, niespiesznie i jednocześnie słodko. Jakby to miało znaczenie. Sądziłam, że poznałam z nim wszystkie ich rodzaje: namiętne, do utraty tchu, pełne pasji, pozbawiające zmysłów. Jednak to różniło się od tego, co znałam.

Z dłonią na moim karku, odsunął się powoli, na minimalną odległość — wciąż czułam jego oddech na ustach — co zmusiło mnie do uchylenia powiek. Patrzył na mnie miękkim spojrzeniem, wzmagającym drżenie w moim brzuchu.

— Odnalazłeś mnie, Matt — szepnęłam. — Minęło sporo czasu odkąd byłam sobą, ale ty mnie odnalazłeś...

Od śmierci rodziców żyłam po omacku, funkcjonowałam z dnia na dzień, ale byłam bierna na otaczający mnie świat. Jakbym wcale nie istniała. Odrzuciłam taniec, jedyną rzecz, która mnie szczerze uszczęśliwiała, ponieważ byłam przerażona tym, czego może stać się symbolem. Śmierci. Straty. Winy. Bałam się, że już zawsze każdy krok będzie przypominał mi o bólu.

Zanim mógł zareagować, odpowiedzieć, zrobić cokolwiek, za nami rozległo się zduszone sapnięcie. Dźwięk pełen niedowierzania. Momentalnie poczułam zmianę w powietrzu, sposób w jaki sylwetka Matthew zastygła. Sztywność jego mięśni.

— Matthew?

Ręka na mojej szyi osunęła się, jakby bezwiednie. Od razu odczułam jej utratę. Chłopak już na mnie nie patrzył, wzrok utkwił w kimś za moimi plecami.

— Trener Bay — chrząknął Matthew.

Wspomniany mężczyzna był wielki jak dąb, wysoki i równie zwalisty, mimo przekroczenia co najmniej piątej dekady. Delikatna siwizna pokryła dokładnie zaczesane do tyłu włosy, a przystrzyżona broda była zadbana i wbrew pozorom dobrze komponowała się z granatowym dresem, który nieznajomy miał na sobie.

— Synu, dobrze cię widzieć — odezwał się zdławionym głosem, który nie pasował mi do jego aparycji. — Ile to już minęło?

— Blisko dwa lata — powiedział Matthew.

— Rekruterzy już zaczynają się do ciebie dobijać? — To było raczej stwierdzenie, niżeli pytanie.

— Od pierwszego roku — stwierdził krótko. Bez przechwałek, było to zwykłe oznajmienie faktów.

To była przedziwna rozmowa. Obserwowałam ją z niepewnością, niezdolna do przewidzenia tego, co się wydarzy. Do wyczucia czy to spotkanie miało pozytywny, czy też negatywny wydźwięk.

— Nie wątpię — odparł z uśmiechem mężczyzna. — Odkąd pojawiłeś się na moim boisku wiedziałem, że to jedynie krótki przystanek i w przyszłości trafisz prosto do NFL. Każdy to wiedział.

Z tym zdaniem przeniósł spojrzenie na gablotę, dokładnie w miejsce, które na wpół zasłaniałam. Poczułam głęboki wdech nabrany przez Matthew, wciąż stał na tyle blisko, że jego pierś przy tym ruchu musnęła moje plecy. Podniosłam głowę, odchyliłam się lekko do tyłu, by móc na niego popatrzeć — upewnić się, że wszystko było w porządku. Niemo o to zapytałam. Wyglądał na spiętego, ale w pewnym stopniu również na zadowolonego, to było przedziwne połączenie, dlatego potrzebowałam potwierdzenia.

Jego oczy, och, czająca się w nich miękkość była moją zgubą.

Przytaknął skinieniem głowy. Ta interakcja trwała sekundy, a gdy z powrotem spojrzałam przed siebie, zderzyłam się z ciekawskim wzrokiem trenera Baya.

— Trenerze, to Maddie — odezwał się Matthew, który zauważył, że uwaga przeniosła się na mnie. — Maddie poznaj mojego licealnego trenera futbolu.

— Miło mi — powiedziałam machinalnie.

— Mnie również, panienko — odparł i coś w jego tonie podpowiadało mi, że to nie były puste słowa. — Mogę wiedzieć, co was tu sprowadza?

— Konkurs taneczny — odpowiedział White ku mojemu zaskoczeniu. Nie przewidziałam takiego obrotu spraw, żadne założenia tego nie uwzględniały. — Dalej nadzoruje pan ich przebieg?

— Jak co roku.

Dlatego mnie tu przyprowadził. Od razu dotarło do mnie, że głównym celem tej wizyty nie był żaden konkurs. To był ruch ku rozgrzeszeniu się z przeszłością. Jeden krok bliżej. Matthew był świadomy, co zobaczy i kogo może spotkać, a i tak był gotowy tu przyjść.

Nadzieja rozkwitła w moim sercu, ogrzała je i owinęła się ciasno wokół niego. Trzymałam się jej mocno, gdy ruszyliśmy w towarzystwie trenera do hali sportowej wypełnionej wystrojonymi nastolatkami i później podczas jego rozmowy na odosobnieniu z Matthew, zakończonej męskim poklepaniem po plecach. Po prostu pozwoliłam temu uczuciu rozgościć się we mnie i odetchnęłam.

Nigdy nie miałam możliwości oglądania prawdziwych zawodów tanecznych, podzielonych na kategorie wiekowe, klasy i rodzaje tańca. To było fascynujące. Damskie stroje sceniczne błyszczały się w świetle jarzeniówek, zapach lakieru do włosów unosił się dookoła wraz z nutą rywalizacji. Przypominało mi to szkołę baletową, tę chwilę przed przesłuchaniem do spektaklu.

— Powiedz, co widzisz — powiedziałam, zerkając na siedzącego obok mnie chłopaka. Matthew inaczej postrzegał taniec, odczuwał to widowisko na innym poziomie. Tam, gdzie widziałam pasję, on dostrzegał również naukę, fizykę.

Uśmiechnął się swobodnie. Od powrotu z osobistej rozmowy z trenerem wyglądał, jakby zdjęto mu z barków ciężar ważący tonę.

— Widzisz ten moment w fokstrocie, gdy partnerzy stykają się biodrami — odparł, co zmusiło mnie do dokładnego obserwowania tańczących par. — Dokładnie tutaj, wraz z odchyleniem górnej partii ciała. W tym momencie zwiększają moment pędu, tym samym stabilizując obrót. Większy moment pędu to trudniejsza sposobność do wytrącenia ich z równowagi. To efekt żyroskopowy.

Matthew kochał futbol, ale równie mocno fascynowała go nauka. Nawet nie zdawał sobie sprawy, z jakim zaangażowaniem opowiadał o tym wszystkim. Jego ton był głęboki, pełen zapału i żarliwości.

— Skąd ta mina?

— Uwielbiasz to — powiedziałam z uśmiechem. — Naukę. Gdybym nie wiedziała, że masz zadatki na światowego klasy futbolistę, powiedziałabym, że jest ci pisana kariera naukowca.

Chłopak przechylił głowę z przekorą.

— Jestem mądry jak na kogoś, kto przynajmniej raz w tygodniu jest powalany na boisku przez graczy ważących czterdzieści funtów, ale chyba troszkę mnie przeceniasz — mruknął z rozbawieniem, ale coś w jego wyrazie twarzy kłóciło mi się z tą beztroską odpowiedzią. — Wybrałem studia z fizyki, ponieważ zawsze łatwo mi przychodziła, nie jest to żadne osiągnięcie na miarę Alberta Einsteina.

— To słodkie jak bardzo próbujesz zlekceważyć tę łatwość, z jaką przychodzi ci rozumienie fizyki — odparłam, na co przewrócił oczami. — Skromność jest równie seksowna, co inteligencja.

Puściłam mu oczko, zanim ponownie skupiłam się na tańczących i choć czułam jego palące spojrzenie na profilu, nie odwróciłam wzroku od parkietu.

Od Autorki:

Malutkimi krokami wychodzę na prostą, przede mną jeszcze kilka egzaminów, ale w lutym planuję powrót do pisania pełną parą — nie tylko tego opowiadania.

Mam nadzieję, że rozdział się podobał, bo powrót po tak długiej przerwie od pisania nie był łatwy. Jak wrażenia? Wasz ulubiony moment?

Every Boy Sins In HeavenWhere stories live. Discover now