— To oni? — odezwała się z przejęciem Amy — Wrócili?

          — A niech mnie... — pomruk Dale'a dotarł do osób znajdujących się najbliżej kampera.

          — Co to? — zapytała Lori, tuląc do piersi przestraszonego Carla.

          — Zgaduję, że skradzione auto — Dale odsunął od twarzy lornetkę, przyglądając się jakiemuś punktowi z rosnącym zdenerwowaniem.

          Ich oczom wkrótce ukazał się pędzący ku nim czerwony samochód, który po pokonaniu dzielącej ich odległości okazał się być Dodgem Challengerem. Wszyscy obecni w napięciu obserwowali jak auto parkuje na środku obozu, a Shane przygotował się do oddania strzału, dopóki w oknie pojazdu nie pojawiła się twarz Glenna. Młody Koreańczyk wypadł z pojazdu z najszerszym uśmiechem, jaki ktokolwiek widział na jego twarzy od początku apokalipsy. 

            — Wyłącz to cholerstwo! — zawołał do niego Dale, nie kryjąc swojego rozdrażnienia ciągłym hałasem. 

           Glenn wyszczerzył się do mężczyzny, rozłożył bezsilnie ramiona, po czym zawołał do niego wesoło:

          — Nie wiem jak!

          — Podnieś maskę — nakazał Shane, opuszczając broń i podchodząc do wyjącego samochodu. W tym samym momencie do Glenna dopadła zestresowana Amy.

          — Moja siostra...

          — Podniesiesz tę maskę? 

          — Czy nic jej nie jest?

          — Podnieś tę pieprzoną maskę! — warknął zniecierpliwiony Walsh, uderzając otwartą dłonią o dach samochodu. Glenn uniósł dłonie w obronnym geście i sięgnął do wnętrza auta, aby wykonać polecenie policjanta.

          — No dobra, już dobra! 

          — Andrei nic nie jest? Jest cała? — Amy zasypywała go kolejnymi pytaniami, potęgując rozgardiasz jaki na moment zapanował w samym środku obozu. 

          — Tak tak, nic jej nie jest! — Glenn niemal wrzasnął po otworzeniu maski czerwonego samochodu. 

          — Wraca? Dlaczego nie z tobą? — blondynka nie dawała mu spokoju, podczas gdy Shane szukał pod maską odpowiedniego kabelka, za pomocą którego mógłby mechanicznie wyłączyć alarm. — Gdzie jest? Czy jest cała? 

          — Tak! Tak, Andrea jest cała! — Glenn powtórzył po raz kolejny, a samochód wreszcie zamilkł. Dookoła znów zapanowała cisza. — Wszyscy są cali i zdrowi. 

          Zdawać się mogło, że każdy obecny odetchnął z ulgą na te słowa. Napięta atmosfera jakby opadła, a na twarzach ludzi ponownie zagościły uśmiechy. Riley wypuściła z siebie wolna powietrze i przymknęła oczy, opierając głowę o ramię Johna. Nie wiedziała co by zrobiła, gdyby komukolwiek stała się krzywda. Nawet nie chciała brać pod uwagę takiej możliwości. 

          — No... prawie wszyscy. — Glenn dodał po chwili, przez co na twarzach zebranych momentalnie wystąpiła panika. — Merle nie za bardzo...

          Riley otworzyła gwałtownie oczy i zmarszczyła brwi na jego słowa. Co miał na myśli? Czy starszy Dixon został ranny? Dopadł go któryś z zainfekowanych? A może... Nie, nie chciała nawet myśleć o najgorszym. 

          — Odbiło ci do reszty? — Shane fuknął, patrząc na młodego chłopaka z dezaprobatą. Kompletnie zignorował jego słowa dotyczące Merla. — Ściągniesz tu wszystkich sztywnych z okolicy! 

Firestarter| Daryl Dixon (POPRAWIANE)Where stories live. Discover now