Odejście

50 7 1
                                    

Walczyłem z tą postacią może z tak godzinę. Czułem jak się męczyłem, a on tego nie okazywał.
Wymienialiśmy ciosy bez ograniczeń. Męczyło to mnie już.
-Dość! - odepchnąłem go.
-Mam prawo do tego ciała. To moje ciało i nie będziesz mnie więził!
Postać przekrzywiła głowę.
-Masz mnie uwolnić. Teraz!
Rzuciłem się na niego z nową siłą.
Nie spodziewał się tego. Ostrze poleciało do góry.
-To koniec.
Ciachłem go w brzuch, posypał się z niego proszek. Postać się rozpadła w oczach.
Wygrałem.
Nagle białe światło mnie oślepiło.

Otworzyłem oczy.
Byłem tu. Naprawdę!
-Blake? - powiedziałem zachrypniętym głosem.
Do pokoju weszła Milena.
-O Boże, Dereq! - wybiegła od razu. Chwilę temu pojawili się oni.
-Dereq, całe szczęście... - przytulił mnie, a ja chętnie się schowałem.
Popłynęły mi łzy.
-Nareszcie jestem.

Blake
Obudziłem się ze snu. Nie było ze mną Dereqa. Zaniepokoiłem się, więc go zacząłem szukać. Po całym mieszkaniu, przed domem. Nawet przeobraziłem się w wilka by go poszukać na zewnątrz.
Wpadłem do pokoju zmęczony. Zdziwiłem się, gdy na szafce widziałem karteczkę.

Nie chcę być ciężarem. Postanowiłem na własną rękę siebie szkolić, aby stać się potężny. Nic mi nie będzie, więc mnie nie szukajcie. Proszę, zaopiekuj się Mileną. Kocham cię, Dereq.
-Dereq ty idioto...
Dlaczego w taki sposób to załatwia. Zostawiając mnie...

Minął miesiąc odkąd Dereq nas opuścił. Ja zająłem się czymś co zawsze mi wychodziło. Czyli zabijanie demonów. Nie obchodziło mnie już nic, skupiałem się tylko na pracy.
Parę dni mieszkałem u Mileny, ale potem przeniosłem się do miasta. Czułem, że gdzieś tam ukrywa się Dereq.
Nadzieja matką głupich... Ale cóż mam niby zrobić? Szukałem go parę tygodni, aż w końcu zrezygnowałem. Miałem tylko nadzieję, że jest cały i zdrowy.

-No dajesz wilczku.
Zamachnąłem się sztyletem rozcinając polik demona.
Walczyliśmy w wąskiej uliczce, więc nie musiałem martwić się o ludzi.
-Tak prowokujesz, a nie idzie ci.
Splunął krwią.
-A żeby cię diabli wzięli...
-Hmm... Złego diabli nie ruszają.
Ruszyłem szybko na niego i odciąłem mu głowę.
Było już po wszystkim.
Na rękach miałem jego krew, musiałem to szybko zmyć, bo to ohydna trucizna.

Pobiegłem do sklepu.
-Gdzie jest łazienka? - zapytałem sklepowego.
-Na tyłach.
Pobiegłem tam, a sprzedawca krzywo na mnie się spojrzał. Krew demona bardzo capiła. A zapach szybko się rozchodził.
Zdjąłem rękawiczki bez palców, nosiłem je, aby sztylety nie obtarły mi skóry.
Zmyłem to paskudztwo i sykłem z bólu.
Na brzuchu miałem cięta ranę od tej walki. Musiałem to jakoś odkazić.

Wyszedłem z łazienki. Szukałem po regałach wody utlenioną.
Trzy dwa jeden, o jest!
Poszedłem do kasy. Sprzedawca przyglądał mi się z grymasem na twarzy. Pewnie myślał, że jestem jakimś złodziejem czy coś w ten deseń.

Wziąłem to co kupiłem, plus gazy oczywiście i poszedłem w ciemną stronę nocy. Opatrzyłem szybko tą ranę.
Wróciłem do domu. Spojrzałem na tablice, która była zasypana wycinkami z gazet. Na jednej z nich było zdjęcie Dereqa. Miałem trop, ale szybko on się rozpłynął.
Czerwone nitki były połączone z gazetami na szpilkach.

Rzuciłem się na łóżku padając na twarz.
Nie miałem już na nic siły.
Zawsze w nocy odruchowo budziłem się, dlatego, że w nocy Dereqa uspokajałem przed koszmarami. Brakowało mi tego, więc często nawet byłem niewyspany z tego powodu...

My Demon [Yaoi] [Zakończone] Where stories live. Discover now