Zaczynam Się Zakochiwać

98 13 2
                                    

Obudziłem się lekko słaby. Obok mnie był Blake.
-Jak się czujesz?
-Trochę mi słabo, a poza tym to nic.
-Nic dziwnego. Prawie byś się przemienił, ale ja w porę zareagowałem.
Naciął nadgarstek nożem.
-Co ty r-robisz?!
-Jesteś słaby, muszę dać Ci krew.
-Nic mi nie będzie. Nie chcę żyć twoim kosztem.
-Niestety musisz.
Bardzo kusiło mnie zapach jego krwi. Aż za bardzo...
Podniósł dłoń czekając, aż ja się rzucę.
Nie mogłem się temu oprzeć. To było jak szczucie mnie...
Złapałem jego dłoń i piłem łapczywie nie upuszczając żadnej kropli.
Było mi źle, że tak go wykorzystuję, ale dobrze pod względem zdrowotnym.
-Lepiej?
-Lepiej...
Zawinął bandażem owe skaleczenie. Na materiale od razu pojawiła się plama.
-Czuję się źle wykorzystując cię...
Podkuliłem nogi oplatając je rękoma.
-Nie powinieneś tego czuć. Takie są prawa, a ja chcę Ci pomóc. Dlatego jestem Żywicielem. Poza tym głowa do góry, jestem silny i szybko się regeneruję.
-A co jeśli tej siły ci zabraknie? Co wtedy?
-Nie zabraknie. Będę zawsze. Ochronie cię i to ci obiecuję.
Spojrzałem już w jego złote oczy. Mówił to na prawdę poważnie. Jego oczy zawsze były dla mnie hipnotyzujące. Te oczy zawsze pojawiały się pod postacią wilka.
-Zatem... To obietnica nasza. Chronić siebie nawzajem.
-Tak.
Uśmiechnąłem się lekko, on również to zrobił. Było mi lekko na sercu kiedy widziałem jego uśmiech.
-To co teraz?
-Musimy ruszać dalej.
-Rozumiem, no dobrze. Zbieramy się.
Złapał mnie za rękę.
-Na pewno wszystko dobrze?
-Tak, nie martw się.

-Co to za miejsce?
-Jakaś opuszczona stajnia.
Pokiwałem tylko głową odlatując znowu w krainę myśli.
Bałem się, że znowu mogę próbować się przemienić, a wtedy będzie za późno.
-Halo, ziemia do Dereqa.
-Huh? C-co?
-Żadne ,, co''. O czym tak rozmyślasz? Nie będę w stanie Ci pomóc, jeśli nie wiem co ci chodzi po głowie.
-Umm... Ja... - wziąłem wdech - Mam prośbę.
-Jaką?
-Tylko nie wkurz się.
-Możesz powiedzieć?
Znowu odetchnąłem i spojrzałem na niego.
-Jeśli przemienię się w demona i stracę kontrolę, powstrzymaj mnie. Nawet jeśli musiałbyś mnie zabić.
-Oszalałeś?! Nie ma mowy!
-Blake! Nie chcę szerzyć zniszczeń przez tą formę. Nie chcę abyś się powstrzymywał, mógłbym zrobić ci krzywdę. Zresztą... Już Ci robię! Wypijam Ci krew jak jakąś pijawka! To nie w porządku.
-Nie ma mowy. Poza tym miałeś tylko jedną lekcję. Wszystkiego można się nauczyć.
-Blake, nie ma dla mnie ratunku. Więc proszę... Spełnij chociaż to.
Umilkł i z zaciskiem szczęki patrzył na mnie cały zdenerwowany.
Przymknął oczy i wziął wdech.
-Nie pozwolę by to wyrwało się spod kontroli. Obiecuję, że nie posuniesz się za daleko, ale... Nie zrobię tego co ty oczekujesz.
Otworzył oczy ponownie, zmienił się kolor oczu. Na te wilcze, czyli te złote.
-Blake...
Przysunął się do mnie. Był bardzo blisko.
-Nie pozwolę na to. Nie stracę cię. Nie kolejną osobę, ważną w moim życiu. Rozumiesz?
Patrzyłem w jego już szare oczy, które wpatrywały się we mnie.
Czułem, że na moich policzkach widnieją rumieńce. Za blisko...
-Musi być jakiś sposób. Damy radę. Razem. Dobrze?
Pokiwałem głową, choć nadal nie byłem do tego przekonany. Jednak jedna myśl była ważna i która podnosiła na duchu. Nie byłem sam.
I przez to... Można powiedzieć, że to właśnie lubię. Jego charakter oraz jego opiekuńczość...
Nie Dereq to nigdy się nie uda. Wyśmieją cię, jeśli wyjawię co do niego czuję...
Nienawidzę czuć się odrzucony. Lepiej jeśli zachowam to dla siebie.

My Demon [Yaoi] [Zakończone] Where stories live. Discover now