25

468 49 14
                                    

¥Shinsou pov¥

Kiedy nie mogłem wyczuć pulsu blondyna spanikowałem i nie pomyślałem by zadzwonić po karetke. Jedyne co zrobiłem to uniosłem tłów nastolatka i przytuliłem go do siebie siedząc na ziemi. Na całe szczęście dla mnie i nastolatka ulicą naprzeciwko przechodził nie kto inny jak mój ojciec... Aizawa... ewidentnie usłyszał mój szloch bo wręcz podbiegł do nas i nie pytając o okoliczności zadzwonił po karetke...

A: Toshi... odsuń się od Kaminariego...

S; n-nie! Nie m-mogę...

A: Toshi... Kaminari musi leżeć płasko na ziemi... nie możesz go trzymać

S: ale... to moja wina..

A: eh... powbijałeś mu sztylety?

S: nie...

A: więc to nie twoja wina. I tyle

S: mhm

Nie widziałem nawet kiedy, ale ojciec odciągnął mnie od Denkiego i czekaliśmy na karetke... oboje wiedzieliśmy, że szanse na ocalenie nastolatka są nikłe i maleją z każdą sekundą, dlatego najgorsze było czekanie... czekanie, aż przyjedzie karetka, czekanie, aż ktoś pomoże mojemu chłopakowi, czekanie na późniejszą diagnoze czy on przeżyje... poprostu czekanie. To była dla mnie katorga... każda chwila się dla mnie dłużyła... nie wiedziałem ile czasu mija, ale była to dla mnie wieczność. W pewnym jednak momencie zobaczyłem światła od karetki i usłyszałem syreny. Odetchnąłem z ulgą... kiedy zobaczyłem ratowników zabierających ze sobą Denkiego do karetki patrzałem na to jak zamrożony. Poczułem w pewnej chwili ręke mojego ojca na ramieniu i nie zareagowałem na to, że ją tam położył... ze swego rodzaju transu? Obudziłem się dopiero kiedy karetka z blondynem odjechała. Momentalnie ubrałem na głowe kaptur i się rozpłakałem siedząc na ziemi...

A: Shinsou... spokojnie...

S: jak spokojnie?!

A: ehh... normalnie, nie wiem co się wydarzyło, ale raczej nie miałeś na to wpływu

S: miałem! Mogłem szybciej użyć Quirk! Mogłem zaatakować! Ale nie zrobiłem tego! Nie wiem czemu! Nie uratowałem go! On przeze mnie umiera! Przeze mnie!

A: nie miałeś na to wpływu... byłeś w dużym stresie Toshi. A co do użycia Quirk... udam, że tego nie słyszałem

S: mhm...

A: chodź do domu... jutro pojedzie-

S: nie jutro. Ja jadę do szpitala za chwile.

Wstałem z ziemi i poprawiłem ubranie po czym zdjąłem z głowy kaptur i poprawiłem włosy

S: idź do domu. Ja nie wiem czy wrócę na noc do domu... możliwe, że zostane w szpitalu koło Denkiego o ile- o ile przeżyje...

A: mhm... uważaj na siebie

Po chwili ojciec jeszcze podszedł do mnie i wsadził mi coś do kieszeni bluzy

A: masz na kawe i jakieś jedzenie

Po tych słowach poszedł w kierunku naszego domu... ja jednak wyjąłem telefon z kieszeni i zacząłem szukać numeru na taksówkę, nie mogłem go z początku znaleźć bo przez łzy wszystko mi się rozmazywało, co wcale nie pomogło mi w znalezieniu numeru. Jednak po kilku chwilach udało mi się wybrać numer i zamówiłem owy transport. Następnie pojechałem nim do szpitala...

~około 2,5 godziny później~

Kiedy pozszywali Denkiemu wszystkie rany to pozwolili mi wejść do jego sali po dosyć długich rozmowach... kiedy wszedłem do sali widok blondyna wręcz zmroził mi krew w żyłach. Widziałem nastolatka przypiętego do kroplówki i wielu kabli, z bandażami na całym ciele, które nawet nie było zakryte przez koc. Od razu zaszkliły mi się oczy jednak nie pozwoliłem łzą wypłynąć. Poprostu podszedłem do jego łóżka i usiadłem przy małym krzesełku obok niego po czym delikatnie złapałem dłoń nastolatka.

S: tak cię przepraszam Denki... zje*ałem... to moja wina, że jesteś w takim stanie, ale wynagrodzę ci to jakoś. Nie wiem jeszcze jak... ale wynagrodzę ci to. Zobaczysz...

Trzymając jego dłoń zszedłem z krzesełka i usiadłem na ziemi opierając głowę o jego łóżko

S: wiesz doskonale, że bez ciebie tulącego się do mnie nie zasne... musisz się obudzić Denki... proszę cię

Siedziałem do samego rana w tej pozycji. Nie zwracałem uwagi na wydzwaniający telefon, ani na pielęgniarki, które próbowały wygonić mnie z sali... poprostu siedziałem w ciszy. Dopiero około godziny 13 tata Mic przyjechał do szpitala i usiadł obok mnie na ziemi

M: hej Toshii

Milczałem

M: wiem, że chcesz być przy chłopaku... jednak musimy wrócić do domu. A przynajmniej do akademika. Musisz ucieć myślami od tej sytuacji

S:mhm... ale nie chce stąd iść

M: wiem to Shin, ale nie możesz tu być. Odwiedzisz Denkiego jutro popołudniu, co ty na to?

S: nie chce stąd iść...

M; ehh... umówmy się tak. Codziennie o q8 przujedziemy tutaj i będziesz siedział przy Denkim do 22. Będziesz mu opowiadał co u ciebie i tak dalej. Dobrze?

S: mhm...

Niechętnie podniosłem się z ziemi całując wcześniej delikatnie jego dłoń

M; i super! ^^

Nie wiedziałem kiedy, ale ojciec złapał mnie za ręke i wyciągnął z sali po czym zawiózł mnie do akademika, w którym zająłem się kotem po czym siedziałem zamknięty u siebie w pokoju...

Przez kolejne trzy tygodnie prawie nie słuchałem na lekcjach. Całe dnie w klasie byłem nie obecny i czekałem, aż będę mógł pojechać do szpitala. Codziennie opowiadałem Denkiemu różne historie oraz dbałem o takie rzeczy o jakie nie dbają lekarze... chociażby podcinałem i czesałem mu włosy. Jednego dnia jednak zobaczyłem, że nastolatek zaczął mrużyć oczy kiedy opowiadałem mu historię o czymś co odwalili jego przyjaciele w szkole. Momentalnie więc zamilkłem i skupiłem się na jego twarzy. Po chwili otworzył oczy i spojrzał na mnie...

D: -k..kim ty jesteś...?

CDN

Shinkami - do końca twoich dniΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα