#22

53 5 0
                                    

Z Potterem, Weasley'em i Granger nie rozmawiam tak często - odkąd byłam w Paryżu - ponieważ mieli dużo pracy. Ostatnio chłopaki chełpili się jak to oni, że zamknęli pięciu czarodziejów do Azkabanu - jakby było się czym chwalić. Oczywiście dalej nie wiedzą o podróży w czasie - i chyba nigdy się nie dowiedzą.

Przez cały czas chodziła mi myśl, kto by miał taką samą ideologię co ja. Gdybym zrobiła to samo co widziałam na cmentarzu... Tylko kto by przyszedł odkąd mamy pokój na świecie? Czarodzieje są zrażeni przez Voldemorta.

Korytarze Ministerstwa były - jak zawsze - zatłoczone. Ciągle ktoś się o kogoś popychał, ocierał. Najgorzej było w recepcji - Atrium. Udało mi się dotrzeć do gabinetu Hermiony bez najmniejszego szwanku. Nad drzwiami wisiał szyld głoszący:

Pani Minister Hermiona Granger-Weasley

Pchnełam za klamkę. W pomieszczeniu było sporo książek, o czarnej magii - które wszystkie znam na wyrywki - regały pokrywały wszystkie ściany. Poza jedną z wielkim oknem. Z sufitu zwisał wielki żyrandol kryształowy. Na środku pokoju stało wielkie, dębowe biurko, za którym siedziała dziewczyna.

- Chciałaś mnie widzieć?

Wsumie nie mam pojęcia po co miałam tu przychodzić. Co ona chce ode mnie?

- Tak, tak. - powiedziała nawet na mnie nie patrząc. - Usiądź. - odłożyła pióro, zaplotła palce, a łokcie oparła o blat. - Nie wiem czy doszły cię słuchy, że Thorfinn Rowilenie zginął w Bitwie, a nikt go nie widział od tej pory.

- No i co?

- I to, że nikt go nie widział.. ale chodzi o to, że dalej wmawia czarodzieją to samo co Voldemort. Też chce jak jego Pan mieć armię.

- Myślisz, że mu się uda? - spojrzałam na nią z politowaniem. Hermiona kiwneła lekko głową. - Nie uda mu się. No proszę cię! Wszyscy mają dosyć tego... oni się boją i nie będzie miał żadnych popleczników. A poza tym.. Po co ci ja?

- Chcielibyśmy żebyś to Ty go poszukała. Doszły mnie też słuchy, że... że...

- No wyduś to z siebie.

- Że masz zmieniacz czasu...

Nie powiem, zaskoczyła mnie. Przyjęłam obojętny wyraz twarzy, dla lepszego efektu prychnełam.

- Kto tak sądzi? Ty w ogóle w to wierzysz? - założyłam ręce na piersi.

- Nie, tylko... Pauline - Coś zbyt oficjalnie - jesteś jakaś dziwna odkąd wróciłaś z Nowego Jorku. Stało się coś?

- Mówiłam już - warknełam - nic się nie stało.

- Jakby się naprawę nic nie stało powiedziałabyś coś o tej podróży. - nalegała.

- Dowiecie się w swoim czasie. - powiedziałam już spokojniej. - Naprawę kiedyś się dowiecie, ale to na pewno nie teraz.

- Dlaczego?

Nie odpowiedziałam. Wstałam z miejsca, chwyciłam za klamkę, lecz za nim wyszłam rzuciłam przez ramię.

- Dowodzenia, Pani Minister.

Oparłam się o drzwi. Westchnęłam głęboko.

Skąd?... Kto?... Przecież nikomu nie powiedziałam, a nikt moich duchów nie widzi. No chyba, że... ale to nie możliwe. A jeśli? Trzeba będzie z nimi porozmawiać.

Amore e morte //Panna Grindelwald Where stories live. Discover now