#20

63 4 0
                                    

Dobrze być w domu.

- Pamiętasz, że dziś jesteś umówiona najpierw w Ministerstwie, a potem z rodziną Weasley?

Dobrze mieć duchy, które mnie pilnują i wszystko przypominają.

- Oczywiście, że zapomniałam. Ja takie pierdoły jak Ministerstwo od razu zapominam.

W kuchni krzątały się już od rana. Usiadłam przy stole opierając łokcie o blat, a głowę na dłoni. Widziałam już wszystkie duchy przyjaciół, rodziny... stop! Nie, nie widziałam tylko rodziców. Czyżby oni mnie nie kochali? Trudno, ja też ich nie kochałam więc jeśli nie chcą nie muszą. Łapa postawił przede mną kubek kawy.

- Dzięki. - powiedziałam chwytając z uszko. - Nie chce iść do Ministerstwa. - jęknełam.

- Skaza, pójdziemy tam z Tobą! - krzyknął Potter Senior z entuzjazmem.

Chcąc nie chcąc, a cholernie nie chcąc poszłam do Ministerstwa. Minister oznajmił, że idzie na ,,zasłużoną" emeryturę - nareszcie. A nowym Ministrem zostaje...

- Panna Hermiona Granger-Weasley.

Osłupiałam. Przesłyszałam się? Naprawdę moja przyjaciółka została Ministrem? Cała władza w moich rękach!

- Nie ma mowy Paula.

Rujnuje moje marzenia.

- Ale dlaczego?

- Skaza posłuchaj... - starała szukać argumentów jakiś ale nie biorę tego do wiadomości.

Posiedzenie. Przemowy takie, które przytrzymują duszę, zapał pracujących. Zawsze musi znaleźć taka osoba, która chce coś osiągnąć, a nie może przez organ władzy.

- Zasad przez które żyjemy jak szczury w kanałach! - tak, nie wytrzymałam. - Które zmuszają nas do tłumienia własnej natury. Które każą nam kulić się ze strachu przed konspiracjom. Pytam Panią, Pani Minister... Pytam was wszystkich. Kogo chronią te zasady? Nas? Czy ich? Dość mam zginania karku.

Cisza, to jedyne co mogę od wszystkich oczekiwać. Miny przerażone lub niepewne zerkające ukradkiem na Hermione, która zmieszana przygryzała dolną warge. Prychnełam. Odwróciłam się na pięcie - z godnością - trzaskając drzwiami.

- Nie przesadziłaś? - spytał Syriusz.

- Nie. Będę do końca życia powtarzać tą ideę.

- Ale możesz stracić przez to przyjaciół. - odezwała się Lily.

Prychnełam.

- E tam. - machnęłam ręką.

- Oszalałaś.

- Odwal się!

Malfoy stał oparty o ścianę.

- Wiesz, zawsze wiedziałem, że nie jesteś normalna, a teraz udowodniłaś to już dwa razy.

- Co tobie do tego?!

Uniósł rękę w geście obrony.

- Paulinko, pamiętaj, że twoje nazwisko jest znane na całym świecie. - założyłam ręce na piersi podnosząc jedną brew do góry dając znać żeby mówił dalej. - Po prostu, jak wszyscy cię znają to... Pamiętaj, że nie wszyscy lubili Grindelwald'ów.

- Już? Tak? Skończyłeś? Tak, to co powiedziałeś... nie zaskoczyło mnie. Ja popieram te ideę i nic powtarzam NIC nie jest w stanie zrobić żebym zmieniła zdanie.

- Przecież ty nie masz nic co wygląda na to że go popierasz!

- Nic powiadasz? - udałam że się zastanawiam. Zaśmiałam się gorzko. Wyciągnęłam spod bluzy łańcuszek z Insygnią należący do Gellert'a. Zdębiał, ale to nie wszystko, podniosłam rękaw ukazując na prawym ramieniu ten sam symbol. - Nic powiadasz?

- Zdrajczyni. - mruknął.

Szybko do niego podeszłam przyciskając mu różdżke do gardła.

- Uważaj. - wyszeptałam mu do ucha. - Nie wypowiadaj słów na wiatr. To nie ja wybrałam Voldemorta. Poza tym nie jest mi ciężko rzucić na ciebie Avade. Lepiej pomyśl co jest dla nas wszystkich dobre.

- Wiem co jest dobre. Ale łamanie zasad doprowadzi nas do klęski.

- Jakich zasad! Te zasady nikomu nie służą!

Zdenerwował... zaraz zdenerwował? Nie, rozwścieczył. Chciał się chyba wytłumaczyć ale nie miałam już ochoty na słuchanie i teleportowałam się do domu.


Amore e morte //Panna Grindelwald Where stories live. Discover now