#18

62 5 0
                                    

Nastał drugi maja. Dzień, w którym wszystko miało wywrócić się do góry nogami. Nikt oficjalnie nie wiedział, że dziś miała nastać wojna. Niby nie wiedzą, lecz wszyscy czują, że ma coś nadejść. Dzień był dziś ponury jakby Matka Natura czuła to, że poplecznicy, śmierciożercy i sam Lord Voldemort przybędą i nastanie spustoszenie.

Wczoraj wieczorem Snape... oh przepraszam! Dyrektor Hogwartu wezwał wszystkich do wielkiej sali. Poszłam tam - oczywiście mi zakazali - jak czarny wilk.

Stanęłam za Severusem opierając się nonszalancko o ścianę. Snape pytał się o Harrego Pottera i o mnie, i jak ktoś nas widział, żeby nas wydał. Wtedy z tłumu wyszedł Harry. Stanęłam po lewej stronie nietoperza. Parkinson krzyczała żeby nas łapali ale nikt się nie ruszył. Dyrektor wyciągnął różdżke i wycelował nią w wybrańca. Stanęłam przed nim osłaniając go własnym ciałem, patrząc przy tym wrogo na Severusa. Oczywiście nic sobie z tego nie zrobił i tak celował w nas różdżką.
Dopiero jak McGonagall wyszła przed nas, Snape uciekł, a ślizgonów Flich zabrał do dormitorium.

Dzień minął szybko. Nawet nie zauważyłam jak nastał wieczór.

Wieczór był ciepły - nie mówiąc już o tym, że mamy maj - wracałam do zamku. Zdążyłam się wślizgnąć za nim tarcza obronna zamknęła się aż dotknęła ziemi. Powiedziałam Molly i Minerwie czego się dowiedziałam, a dowiedziałam się sporo.

- Olbrzymy przeszły na stronę Voldemorta. - rzekłam, obie panie chwyciły się za głowę. - Cantaury nie chcą w ogóle słyszeć o Bitwie ani o Wojnie.

- No nic. - powiedziała ze spokojem profesorka. - Bediemy się bronić sami. Mamy wszystkich kogo potrzeba.

- Ale wy wiecie, że zaraz przyjdą?! - nie wytrzymałam.

Mialam rację. Po chwili w uszach zabrzmiał głos Voldemorta. Powiedział, żeby Potter przyszedł do Zakazanego Lasu. Poprosiłam Syriusza, Lily i Jamesa żeby z nim byli, a oni mnie uspokajali żebym się nie martwiła. Harry się upierał, że pójdzie i żebym z nim nie szła. Reszta siedziała w wielkiej sali.

Wrażliwe uszy wyczuły dźwięk nadchodzących nieprzyjaciół. Wybiegłam przed zamek, a inni za mną. Voldemort próbował zniszczyć osłonę - udało mu się. Weszli, a z nimi Hagrid trzymając w ramionach Harrego. Ginny chciała pobiec do niego ale ją w porę złapałam.

- Harry Potter... nie żyje! - rozbrzmiał głos Voldemorta. - Przyłączcie się do mnie!

- Draco - usłyszałam. - Draco.

Lucjusz Malfoy wołał syna. Odnalazłam młodszego Malfoy'a łapiąc go za nadgarstek.

- Nie idź tam. - powiedziałam.

Czy Dracon zrobiłby to co chce? Wątpię. Puściłam go, a on zrobił kilka kroków w ich stronę. Wybiegłam na dwa kroki za nim.

- Tchórz!

- Pauline - zaczął spokojnie Voldemort - przyłączy się do mnie. Potter i tak już nie żyje, więc będziemy mogli razem panować nad światem. Pamiętasz? Nie ma dobra i zła. Jest tylko potęga.

- Póki żyje nie przejdę na stronę śmierciożerców! Zabiłeś osobę, którą kochałam choć i tak nie znałam. Ukradłeś mi Czarną Różdżke i chełpisz się jakby była twoja! Nawet jeśli Potter nie żyje będziemy walczyć! Wszyscy!

Wyciągnęłam różdżke ale nie zdążyłam nic rzucić, ponieważ Harry ożył! Rzucił w przeciwnika zaklęciem, lecz Voldemort ciągle czuwał i ich różdżki się połączyły. Pobiegłam do Pottera. Malfoy wybiegł z szeregu wyrywając Czarnemu Panu moją różdżke i rzucił ją mnie.

- Witaj przyjacielu. - rzekłam do różdżki. - Avada Kedavra!

Voldemort zaczął się rozpadać - dosłownie - w pył.

Śmierciożercy byli zdesperowani po kolejnej śmieci swojego Pana. Za wszelką cenę chcieli wymordować jak najwięcej uczniów, nauczycieli oraz członków Zakonu. Na jednym z korytarzy wilkołak zabijał Brown Lavender. Dzięki zaklęciu - oraz Czarnej Różdżce - odciągnełam go, lecz było już za późno.

- Zdrajczyni. - wycedził przez zęby, które ociekały krwią. - Jak tak bardzo chcesz wygrać to pokaż co potrafisz.

- Z miłą przyjemnością mieszańcu!

Rzuciłam zaklęcie uśmiercające. Trafiłam w wilkołaka. Wróciłam do wielkiej sali. Molly starała się pokonać Bellatrix, żeby pomóc kobiecie stanęłam u jej boku. Avada przeszła milimetr obok mojego ciała. Z większą żądzą mordu zabiłam Lastrange.

Po pojedynku dużo osób z Zakonu zginęło - nie mówiąc już o śmiercioźercach. Odnalazłam Pottera, Rona i Hermione. Ucieszyłam się na ich widok.

Amore e morte //Panna Grindelwald Where stories live. Discover now