Rozdział 23

735 39 12
                                    

Niestety po obudzeniu się, nie znajduję Luki w domu. Jednak nie wyszedł bez słowa, zostawił mi karteczkę.

Dzień dobry skarbie. Przepraszam, że wychodzę bez żadnego słowa, ale mam pracę. Może wpadniesz? Mamy super nowość, ciasto krówkowe, będzie Ci smakowało. Kocham Cię i tęsknię.
Luca

Rumienię się, czytając to wszystko. Przyciskam kartkę do serca, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Zatrzymam ją sobie, wsadzę pod pokrowiec telefonu.

- Amir! Skoro już nie śpisz, to zejdź na dół, proszę

Wzdrygam się, słysząc głos ojca. Nie sądziłem, że już wrócili. Ciekawe, czego chce? Maya już mu naskarżyła, że wygonił ją Luca? Jeśli tak, to będę musiał wynieść się do hotelu. Walić to, grunt, że jestem nareszcie ze swoją miłością. Zakładam na siebie pierwszą lepszą koszulkę i schodzę na dół. Mama siedzi w salonie, wygląda nawet na spokojną. Tata robi kawę, jak zwykle czytając gazetę. Siadam w fotelu, obserwując sylwetkę mamy. Stwierdzam, że Maya jeszcze nic im nie powiedziała, bo już bym dostał opierdol.

- Jak Ci minął wczoraj czas z przyszłą żoną?

Zawieszam się na chwilę, zostawiając ojca w niepewności. Jeśli im teraz powiem, że jestem z Luką, to wywalą mnie z domu. Mam trochę oszczędności, ale szkoda mi wydawać wszystko na hotel. Mógłbym poprosić swojego skarba, żeby pozwolił mi zamieszkać u siebie, ale najpierw wypada to z nim omówić. Cudownie byłoby mieszkać z nim. Codziennie zasypiać i budzić się w jego ramionach, robić mu śniadanie albo witać go po powrocie z pracy. Teraz jednak muszę ich okłamać, a potem ustalić wszystko z Luką.

- Jak widać, jakaś wrodzona bestia z niej wyszła - ukazuję to, co zrobiła mi na szyi. Rodzice są wyraźnie zadowoleni, czyli wygrana - Dacie mi jej adres? Zrobiłbym jej miłą niespodziankę, zwłaszcza że słabo się czuła i musiała iść. Chciałem ją zatrzymać, ale chyba się wstydziła, nie wiem dlaczego

Mówiłem już, że jestem aktorem godnym posady w Hollywood? Mama z uśmiechem na twarzy podaje mi pełny adres. Dla pozorów zapisuję go na telefonie, chociaż nigdy go nie wykorzystam. Chociaż, może raz, jak będę chciał z nią wszystko zakończyć.



Jakąś godzinę później, jestem w drodze do miejsca pracy Luki. Nie widziałem go tylko parę godzin, a już za nim tęsknię. Zastanawia mnie tylko, jak mam się z nim przywitać? Co jak co, ale będziemy w miejscu publicznym. Pocałunek? Zbierze uwagę ludzi. Przytulas już prędzej, przecież koledzy też to robią, a jak nikt nie będzie patrzył to dam mu całusa w policzek. Tak będzie dobrze, prawda? Biorę głęboki oddech i mijam ostatni zakręt do kawiarni. Jednak, zamiast ujrzeć dobrze mi już znane logo, dostrzegam spory tłum ludzi. Karetka, policja, stado ludzi i mój atak paniki. Zaczynam ciężko oddychać, siłą przepycham się między ludźmi a moim oczom ukazuje się najgorszy widok. Na ulicy jest spora plama krwi. Co tu się stało? Zerkam w środek kawiarni i dostrzegam cały personel. Wszyscy, oprócz mojej miłości. Zaczynam się dusić, ludzie wokół mnie starają się mi pomóc, ale to na nic. Dopiero gdy ratownik medyczny zabiera mnie do karetki, a do mojej twarzy zostaje przyłożona maska z tlenem, powoli zaczynam się uspokajać. Muszę go znaleźć! Nie mogę go stracić, nie teraz gdy wszystko nam się zaczęło układać. Wyciągam telefon, wybieram jego numer, a po chwili zamieram. Dzwonek jego telefonu rozbrzmiewa na ulicy. Ściągam maskę, podnoszę się i idąc za dźwiękiem, trafiam do policjanta. Dochodzi do mnie, co musiało się stać. Upadam na kolana, popadając już w kompletną histerię.

- Kto to jest?

Jeden policjant stara się mnie uspokoić, a drugi zrozumieć kim jestem. Powstrzymuję płacz na tyle, żeby się odezwać.

- Jestem jego chłopakiem. Luca Wright, co z nim? Żyje, prawda? On musi żyć!

Znów wpadam w histerię. Jeden z medyków pomaga mi się podnieść, po czym prowadzi mnie w stronę jakiejś kobiety. Gdy zbliżam się do niej, jej twarz, chociaż jest rozmazana przez moje łzy, wydaje się bardzo podobna do kogoś.

- Ten chłopak przedstawia się jako partner Pani syna. To prawda? Jeśli nie, zajmę się nim

Zdezorientowany przyglądam się jeszcze raz kobiecie i oświeca mnie. To musi być matka Luki, jest bardzo do niego podobna.

- Amir, prawda? - kiwam głową. Zanim dochodzi do mnie cokolwiek, zostaję zamknięty w jej delikatnych objęciach - Czekałam na Ciebie. Wiedziałam, że przyjdziesz. Teraz mogę jechać z tobą do niego. Ucieszy się

Pozwalam sobie wtulić się w jej drobne ciało.

- Co tu się stało? Czy on żyje?

Mówię tylko cichutko, starając się uspokoić. Odsuwam się od kobiety, ocierając łzy.

- Uspokój się najpierw kochany. Żyje, jest w szpitalu. Chodź, pojedziemy do niego - chwyta mnie delikatnie za rękę i prowadzi do samochodu. Zajmuję miejsce obok kierowcy, a gdy w nozdrza wdziera mi się zapach Luki, znów walczę ze łzami - Mój syn dużo mi o tobie opowiadał. Cieszę się, że nareszcie się spotykamy tylko szkoda, że w takich okolicznościach.

- Co się tam w ogóle stało? Miał iść do pracy

Nerwowo bawię się palcami. Chcę go już zobaczyć.

- Podobno jakaś dziewczynka wybiegła na ulicę po piłkę. Luca w ostatniej chwili zasłonił ją swoim ciałem przed samochodem. Z tego, co się dowiedziałam, był przytomny, gdy go zabierali, a jego stan był stabilny. Mój silny chłopak

Z jednej strony rozpiera mnie duma, że mam chłopaka bohatera. Jednak z drugiej strony, gdybym dorwał w ręce tą sukę... znaczy się, dziewczynkę, to bym ją chyba zabił. Przez nią ucierpiał mój skarb.

- Dziękuję, że zabrała mnie Pani ze sobą

Udaje mi się wydukać, akurat, gdy podjeżdżamy pod szpital. Jestem w stanie zrobić parę kroków, ale moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Za dużo nerwów. Całe szczęście, że łapie mnie mama Luki.

- Przede wszystkim, mów mi mamo. Musisz się uspokoić, Luca by mnie zabił, gdyby coś Ci się stało. Bądź silny dla niego

Mamo? Mam do niej tak mówić? Dlaczego ta kobieta nie jest moją biologiczną mamą? Biorę się w garść, zaczynam iść o wysłanych siłach. Po wejściu, gdy mama dowiaduje się gdzie leży Luca, ja kupuję w automacie wodę. Potem ruszamy na odpowiedni oddział, jak się okazuje, jest to pourazówka. Spokojnie siadamy na krzesłach pod wskazaną salą, ale nie siedzimy zbyt długo, bo z sali wychodzi lekarz.

- Pani jest matką? - Gdy uzyskuje odpowiedź, ciągnie dalej - Pacjenta uratował plecak na plecach i dobrze rozbudowane mięśnie pleców. Miał jedynie powbijane kawałki metalu i szkła w plecy oraz trzeba było przetoczyć mu krew, przez rozcięcie tętnicy szyjnej. Wszystkim zajęliśmy się w trakcie operacji, teraz pacjent odpoczywa. Będzie Pani mogła wejść do syna za jakąś godzinę, gdy się obudzi

Lekarz znika nam z oczu, a mi spada kamień z serca. Zostaje mi czekać, aż się obudzi.

- Kochasz go, prawda? - zerkam na kobietę i od razu potwierdzam. Nawet nad tym nie rozmyślam - Cieszę się, że nareszcie jesteście razem.

- Ja też, bardzo

Wyciągam karteczkę, którą zostawił mi Luca. Czytam jej treść jeszcze raz, po czym przymykam oczy. Pozwalam ostatnim łzom wypłynąć spod powiek. Muszę być silny, jak się obudzi.

Zostaniesz, znając prawdę? Where stories live. Discover now