Rozdział 14

1K 54 4
                                    

Jestem w trakcie przebierania się w czyste ciuchy, które przyniosła mi mama, gdy do moich uszu dochodzi dźwięk szamotaniny na korytarzu. Z początku to ignoruję, jestem już zbyt zmęczony, żeby jeszcze wtrącać się w czyjeś porachunki. Zaciągam na siebie koszulkę z długim rękawem, a gdy na korytarzu robi się cisza, udaje mi się nawet odprężyć. Nie trwa to jednak zbyt długo, bo po chwili znów słychać krzyki. Uchylam lekko drzwi na korytarz w chwili, gdy słyszę donośny głos Luki. Wybiegam z sali, a przed oczami pojawia mi się mrożący krew w żyłach widok. Ten blond psycholog jest przyciśnięty do ściany, po policzku spływa mu krew. Kto jest sprawcą? Nie kto inny, jak Luka. Nie widziałem go jeszcze w takiej furii. Jego pięści są zaciśnięte na kitlu lekarza, a oczy ma tak szeroko otwarte, że wygląda jak na haju. Wokół nich zauważam moich rodziców i ochroniarzy, ale żadne z nich nie reaguje. Nie dziwię się, Luca naprawdę oszalał. Czy to przez to, co stało się mi? Jest tak zły na niego, bo wyrządził mi krzywdę? Jeśli to, co mówił to prawda, to tak.

- Powtórzę ostatni raz, ile mu tego dałeś?!

Zauważam tylko, jak lekarz ląduje na ziemi, a nad nim kuca szatyn.

- Już mówiłem, że to nie ja! Tak, zaciągnąłem go do łóżka, ale nic mu nie dawałem!

Pięść Luki spoczywa zaraz przy jego twarzy. Domyślam się, że to ostrzeżenie.

- NIE TRAKRUJ GO JAK JAKĄŚ DZIWKE!

Luca bierze kolejny zamach, ale postanawiam zareagować.

- Luca przestań! - podchodzę bliżej i łapię jego dłoń. Chwilę tak tkwimy, aż ostatecznie podnosi się z ziemi. Zerka na mnie, najwidoczniej trochę zły, ale nic nie mówi - Nie możesz się za mnie bić. Nie warto. Co zrobisz, jak pójdzie z tym do sądu?

Teraz ja zostaję przyciśnięty do ściany. Nie jest to bolesne, bo Luka mnie przytula, zamiast dusić.

- Nie uchroniłem Cię, znowu. Tylko tak mogłem Ci to wynagrodzić. Poza tym nie mów, że nie warto. Zwłaszcza, jak jestem w tym stanie

Już chcę go przytulić, gdy ochrona odciąga go ode mnie.

-cCo Wy robicie?!

Reaguję od razu, jednak zatrzymuje mnie ojciec. Wpatruję się w niego pytającym wzrokiem.

- Pobił pracownika szpitala. Nie wyniesiemy konsekwencji, zważając na sytuację, ale ma zakaz wejścia na teren budynku

Tłumaczy mi jeden z ochroniarzy. Luka powoli się uspokaja, więc zostaje puszczony.

- Mogę tylko go na chwilę zabrać do swojej sali? Opatrzę mu rękę i uspokoję

Wszyscy się zgadzają, więc delikatnie chwytam jego ramię i ciągnę w stronę mojej sali. Dopiero gdy jesteśmy w środku, wybucham płaczem. Naraził się dla mnie.

- Amir, nie płacz. Nic mi się nie stało, poza tym zrobiłem to z własnej woli. Jak stąd wyjdę, będę na Ciebie czekał przed budynkiem. Zabiorę Cię do twojego domu, bo twoi rodzice muszą wracać do pracy - kiwam głową i sadzam go siłą na łóżku. Tym, co mam akurat pod ręką przecieram jego kostki. Całe szczęście, że to nie jest jego krew, tylko lekarza. Aż oddycham z ulgą na tę wiadomość - Martwisz się o mnie? Czyżbym aż tak się wkradł w twoje łaski?

Uderzam go lekko w głowę, na co wybuchamy śmiechem. Chociaż trochę poprawił mu się humor.

- Wiesz może, za ile dostanę wypis? Chcę już stąd wyjść

Siadam obok niego i praktycznie natychmiast zostaję objęty. Jest taki cieplutki...

- Do godziny. Muszę już zmykać, zanim ochrona się wkurzy. Do zobaczenia

Czochra mnie po włosach i znika, tak samo, jak uśmiech z mojej twarzy. Jakoś tak nie potrafię go utrzymać, gdy Luca nie jest obok.



Po powrocie do domu ledwo stoję na nogach. Jestem głodny, zmęczony i skrępowany. Po drodze zdałem sobie sprawę, że pewnie moja wanna jest w takim stanie, w jakim ją zostawiłem. Luca nie może tego zobaczyć. Muszę odciągnąć go jakoś i szybko zmyć całą krew.

- Lucaaaa - specjalnie przeciągam jego imię. Obdarowuje mnie tak zdziwionym wzrokiem, że aż zaczynam się czerwienić - Zrobisz coś do jedzenia? Ja bym w tym czasie poszedł się przebrać

Mój głos brzmi niewiarygodnie naturalnie, aż sam się sobie dziwię.

- Jasne, zmykaj. Niedługo muszę iść do pracy niestety, więc długo nie będę siedział

Kiwam głową i uciekam na górę. Wbiegam do łazienki i od razu zaczynam robić porządek. Zaczynam od wypuszczenia wody, potem zmywam resztę krwi, a na koniec przebieram się, tak jak powiedziałem Luce. Jako nowe ubranie wybieram koszulkę do kolan i krótkie spodenki pod spód. Skoro czuję się swobodnie w jego towarzystwie, to mogę sobie na to pozwolić. Zamykam za sobą drzwi do pokoju, a zaraz po zejściu po schodach, w moje nozdrza uderza zapach jajecznicy. Aż zaczynam się prawie ślinić.

- Nie chcesz zostać moim mężem? Gotujesz, jesteś przystojny i troszczysz się o bliskich. Zazdroszczę twojemu przyszłemu partnerowi. Będzie miał z tobą jak w niebie. Ja pewnie pójdę na studia, potem rodzice mi załatwią żonę, której nawet nie pokocham

Wzdycham, siadając przy stole. Panuje cisza aż do chwili, gdy dostaję pod nos jedzenie.

- Tak szczerze mówiąc, mam już kogoś, kogo kocham. Jednak jest to jednostronne, a ja wolę zostać w takiej relacji, niż go stracić. Chociaż nie powiem, ciężko jest przed nim udawać

Aż kawałek jajka wypada mi z wrażenia z ust. Nie spodziewałem się, że ktoś mu się oprze.

- Oh, przepraszam. Pewnie wolałbyś siedzieć teraz z nim niż opiekować się kimś takim, jak ja. Przedstaw mi go kiedyś

Smętnie biorę kolejny kawałek jedzenia do ust. Nawet nie wiem dlaczego, ale czuję w głębi jakiś ból. Może nawet zazdrość.

- Gdybym nie chciał, to by mnie tu nie było. Dlatego jedz grzecznie, potem idź spać. Czas na mnie, zaraz się spóźnię do pracy

Podnosi się, ale zatrzymuję go chwilę przed wyjściem.

- Mam coś dla Ciebie - otwieram schowek na klucze, a po chwili wyciągam zapasowe do mojego domu, skrzynki na listy i pokoju - Proszę, to dla Ciebie. Ten jest od dolnego zamka - pokazuję na najmniejszy - Ten od górnego - teraz największy - No a ten od mojego pokoju. O, a ten do skrzynki

Pokazuję dwa ostatnie, w innym kolorze niż reszta.

- Jesteś tego pewny? Nie boisz się? A co jeśli w nocy się do Ciebie zakradnę, jak będziesz spał?

Delikatnie wyciąga mi pęk kluczy z dłoni, śmiejąc się przy tym.

- Już nie. Wiem, że mnie nie skrzywdzisz. Na pewno nie celowo. Poza tym, nawet jeśli się wkradniesz to nie będę protestował. Jesteś super termoforem

Przytulam go jako dowód i pożegnanie, a potem wypycham za drzwi, gdy widzę, że nie ma ochoty wyjść. Nie może zawalić pracy przeze mnie.

Zostaniesz, znając prawdę? Where stories live. Discover now