Rozdział 11

931 54 1
                                    

Z tego popierdolonego snu wybudzam się z krzykiem. Nie rozumiem, co on miał znaczyć. Do koszmarów o swojej przeszłości jestem przyzwyczajony, ale koszmar z Luką i Nex w roli głównej? To chyba trochę za dużo, jak na jedną noc. Początek snu był dość przyjemny, chociaż moja wyobraźnia powinna srodze przyhamować. Reszta była okropna. Ten cały koszmar przeraził mnie chyba bardziej niż jakikolwiek do tej pory. Zerkam leniwie na zegarek i podejmuję bardzo poważną, nietypową jak dla mnie decyzję. Pójdę do szkoły. To jest dobra okazja, żeby porozmawiać z Luką. Chciałbym wiedzieć, dlaczego nie dostałem od niego żadnej odpowiedzi. Jeśli mnie znienawidził, to niech mi to powie. Będzie łatwiej zaakceptować taki ból niż ciszę z jego strony. Powoli wysuwam się z łóżka i upewniam, że jestem w stanie normalnie chodzić. Rana na nodze trochę boli, ale nie jest to jakieś duże uprzykrzenie dnia. Podnoszę się do szafy, wybieram czarne jeansy i koszulę, również czarną z oczywiście długimi rękawami. W ekspresowym tempie ubieram się, wykonuję poranną toaletę i już po chwili wychodzę z domu, a wręcz wybiegam. Mam pół godziny do lekcji, a muszę jeszcze zapolować na Lukę.

——————————————————

Zaraz po przekroczeniu progu szkoły spotykam się ze spojrzeniami pełnymi nienawiści. Nic dziwnego, przeżywałem w dawnej szkole to samo. Nikt nie ma ochoty przebywać w otoczeniu mordercy. Powoli podchodzę do tablicy, na której są plany wszystkich lekcji. Nie wiem, w której jest klasie, ale ostatnich klas jest dość mało. Wzdycham ciężko, już mam się poddać, gdy do głowy wpada mi genialny pomysł. Sprawdzam listę osób, które należą do drużyny koszykarskiej. Przeglądam listę bardzo dokładnie, aż odnajduję go. Luca Wright, więc tak ma na nazwisko. Obok dopisana jest klasa, 3A. Lekcję powinien mieć w sali 220, czyli drugie piętro. Też mam na tym piętrze lekcje, więc nie będę musiał niepotrzebnie chodzić. Powoli kieruję się w stronę schodów, przy czym staram się ignorować szepty. Szkoda, że nie wziąłem ze sobą słuchawek, byłoby łatwiej. Chociaż nie jestem fanem słuchania muzyki w takich chwilach. Bardziej mnie to stresuje, niż pomaga. Docieram na drugie piętro, skręcam w prawo i aż się zatrzymuję. Luca stoi oparty o ścianę i gada z jakimiś chłopakami. To chyba Ci sami, którzy powiedzieli mu o mnie, drużyna koszykarska. Zaczynam się trząść ze strachu, przecież nie podejdę teraz do niego, to zbyt stresujące.



Czekanie się opłaciło. Zostało jakieś pięć minut do dzwonka, a Luca został sam. Teraz albo nigdy. Biorę głęboki wdech i powoli ruszam w jego stronę. Zatrzymuję się w odległości paru centymetrów od niego.

- Hej, nie odbierałeś wczoraj ode mnie telefonów. Na wiadomości też nie odpisałeś - obserwuję, jak Luca się wzdryga. Jest to mały tik, którego pewnie większość by nie zauważyła, ale ja zdążyłem to wyłapać. Czekam na odpowiedź, ale jedyne co otrzymuję to złe spojrzenie. Cofam się o parę kroków, dochodzi do mnie, co się dzieje - Proszę, porozmawiaj ze mną! Nawet nie wiem, co złego zrobiłem... - dodaję szeptem. Zapada cisza, podczas której nie mam nawet odwagi spojrzeć na niego, nawet na jego buty. Czuć na kilometr, że się mnie brzydzi - Przepraszam, bardzo przepraszam

Rzucam chwilę przed tym, jak się rusza. Mam nadzieję przez chwilę, że podejdzie do mnie, przytuli i uspokoi moje wszystkie nerwy. Jednak to nie następuje. Wymija mnie bez słowa i zanim mogę się obejrzeć, jest już w swojej klasie. Notuję jeszcze, jak przytula jakąś dziewczynę, co powoduje potworny ból w moim sercu. Cudem powstrzymuję łzy i kieruję się do swojej klasy. Spróbuję jeszcze raz, na długiej przerwie.



Długa przerwa zaczęła się jakieś trzy minuty temu. Śledzę Lukę, który cały czas trzyma się z kimś, przez co nie mam okazji do niego podejść. W dodatku wszyscy się na mnie gapią, przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Dopiero gdy wchodzi do toalety, cichutko wkradam się za nim i na tym moje bycie ninją się kończy, bo wpadam centralnie na tors Luki. Chwilę tkwię tak jak sparaliżowany przez strach i gdyby nie odchrząknięcie brązowookiego, dalej bym tak stał. Odsuwam się, z nadzieją wymalowaną na twarzy.

- Luca... Powiedz mi tylko, żebym się odczepił i zrobię to, ale nie milcz tak. To okrutne

Spuszczam głowę, a moja pojedyncza łza skapuje na ziemię. Ponownie zapada cisza, przez co muszę podnieść na niego wzrok. Nie jestem w stanie odczytać emocji na jego twarzy.

- Po prostu daj mi spokój

Odzywa się i wychodzi. Przez chwilę analizuję, co się stało. Jego głos brzmiał dziwnie, był jakby zachrypnięty. Zresztą, to już nieważne. Dam mu spokój, raz na zawsze. Bez namysłu wybiegam z toalety, a potem ze szkoły. Postanawiam przejść się do parku niedaleko od szkoły. Powinien tam być spokój o tej godzinie.



Znudziło mnie siedzenie w parku, jak lekcja matematyki. Potrzebowałem tej ciszy, a jednocześnie przyprawiała mnie ona o ciarki. Cały czas miałem przed oczami ten wzrok Luki, a w uszach cały czas rozbrzmiewał jego głos. Teraz tylko się modlić, że rodziców nie ma w domu. Powoli otwieram drzwi wejściowe i niestety od razu napotykam wzrok ojca. Uśmiecham się do niego blado, co nie jest u mnie normalne.

- Wszystko w porządku? Znowu zwiałeś z lekcji?

Jak zwykle, szkoła ważniejsza od czegokolwiek na Ziemi. Wzdycham ciężko, wymijam go i kieruję się do swojego pokoju. Stawiam nogę na pierwszym stopniu i zatrzymuję się.

- Nigdy nie było, nie jest i nie będzie. Znowu zjebałem

Wbiegam po reszcie schodów i zatrzaskuję drzwi, zamykając je przy okazji na klucz. Szczerze powiedziawszy, od dawna nie czułem się tak źle psychicznie. Liczyłem na to, że znów mam osobę, która może mi pomóc albo chociaż ze mną porozmawiać, ale rzeczywistość okazała się brutalna. Odkładam plecak na bok i kieruję się do łazienki. Chyba nie trzeba nikomu mówić, co będę robić. Odkręcam wodę, żeby wanna się napełniła. Sięgam po żyletki, które kładę sobie koło szamponu. Ostatnim krokiem jest ściągnięcie ubrań, co przychodzi mi z trudnością. Czuję obrzydzenie, patrząc na swoje ciało. Może to właśnie przez to wszystko się zjebało? Czy gdybym był takiej budowy jak Luca, to byłoby inaczej? Wchodzę do gorącej cieczy, trochę nawet za gorącej. Sięgam po moje narzędzie wybawienia od wszelkiego stresu, bólu i napięcia. Skoro Luca nie chce mieć ze mną nic wspólnego, nie muszę się hamować przed tworzeniem nowych blizn na rękach. Zaczynam je robić jak opętany, nawet nie wiem, kiedy woda zaczyna przybierać czerwony kolor.

Zostaniesz, znając prawdę? Onde as histórias ganham vida. Descobre agora