Rozdział 16

864 50 5
                                    

Nawet nie wiem jakim cudem znalazłem się nad tym pierdolonym jeziorkiem. Ostatni raz byłem tutaj, gdy zabiłem Nex. Chociaż budzi ono we mnie strach, to bardzo lubię tutaj siedzieć. Cisza, spokój, nikt tutaj nie przychodzi. Często też zwierzaki z lasu tutaj przychodzą. Raz udało mi się obserwować jelonka, który spokojnie sobie pił. Innego razu lisica z małymi. Uroczy widok. Zajmuję ulubione miejsce pod wierzbą. Ma tak długie gałęzie, że kompletnie mnie zasłania. Już oddaję się spokojowi i swoim myślom, gdy prawie padam na zawał. Telefon zaczyna mi wibrować. Wzdycham ciężko. Na wyświetlaczu pojawia się imię Luca. Podejmuję ryzyko, odbieram połączenie. Chyba podświadomie chcę go usłyszeć.

- Amir, kurwa mać, gdzie ty do chuja jesteś?!

Krzyczy do telefonu. Nie dostaje odpowiedzi. Rozłączam się i włączam tryb samolotowy. Jest po osiemnastej, za niedługo będzie zachód słońca. Uwielbiam ten widok. Pastelowe kolory nieba, ledwo widoczne słońce.



Jest już ciemna noc. Tak jak sądziłem, zachód słońca był cudownym widokiem. W jakiś sposób mnie uspokoił. Teraz mam większy problem. Jest cholernie zimno, nie przewidziałem tego, ale nie chcę wracać do domu. Rodzice znów zobaczyliby mnie w opłakanym stanie, a matka pewnie zadzwoniłaby po Luke. Wolę tego uniknąć. Zerkam do góry, a moim oczom ukazuje się kolejny cudny widok. Między gałęziami widać mnóstwo gwiazd. Szczerze mówiąc, chciałbym teraz być tutaj z nim.

Chyba przysnąłem. Otwieram powoli oczy i prawie podskakuję ze strachu, gdy napotykam twarz Luki. Leżymy w trawie, wtuleni w siebie. On chyba też śpi. Jego całe ciało jest odprężone, a twarz oświetlają gwiazdy. Uśmiecham się szeroko, to cudowny widok. Mógłbym na niego patrzeć codziennie, przez cały dzień.

- Aż tak Ci się podobam?

Podskakuję znów ze strachu, gdy Luca otwiera oczy. Uśmiecha się do mnie i przysuwa sobie moje ciało do swojego, jeszcze mocniej. Wtulam policzek w zagłębienie jego szyi.

- Wiesz doskonale, że tak. Zresztą, nie mogę się patrzeć na to, co moje?

W odpowiedzi słyszę cichy śmiech, a moje czoło zostaje obsypane pocałunkami.

- Jasne, że możesz. Powinniśmy wracać już do naszego domku, prawda?

Potwierdzam skinieniem głowy. Podnoszę się z ziemi, gdy do moich uszu dochodzi krzyk jakiejś dziewczyny. Odwracam się w stronę głosu. Jej twarz jest zamazana, ale sylwetka wydaje mi się znajoma. Rzuca się na szyję Luki i zaczyna go całować. Co gorsza, on to odwzajemnia. Gdy odsuwają się od siebie, zaczynają się śmiać w moim kierunku. Czuję potworny ból w sercu. Upadam na ziemię, gdy moje płuca zaciskają się z bólu.

Z tego koszmaru wybudzam się nie tylko z krzykiem, ale też z płaczem. To było coś okropnego. Moja wyobraźnia potrafi sobie sama utworzyć coś, co pewnie nie miało miejsca. Czasami mam tego dość. Jestem cały skostniały. Jest zbyt zimno na taki ubiór, jaki mam. Powinienem wrócić do domu, ale nie mam na to siły. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, nie dam rady nawet się podnieść.



Minęło kolejne parę godzin. Zaraz powinno zacząć świtać. Oby zrobiło się trochę ciepłej, bo powoli przestaję czuć palce w rękach. Nie to mnie najbardziej zastanawia. Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że ktoś krzyczy w lesie. Ciężko jest znaleźć to miejsce, jest dobrze schowane. Zasłaniają go duże drzewa, a w dodatku tylko między jednymi jest przejście. Kiedyś z Nex znaleźliśmy to przypadkiem. Od tego czasu stało się to naszym miejscem. Teraz ciężko mi tutaj przebywać, bo przed oczami stają mi sceny z przeszłości, ale jestem tutaj bezpieczny.

- Amir!

Aż się wzdrygam, gdy słyszę swoje imię. Unoszę głowę, a moim oczom ukazuje się sylwetka Luki. Wygląda okropnie. Jest cały w liściach, ziemi i chyba ma nawet dziurę w kurtce. Nie odzywam się, czekam, co zrobi. Chwilę stoi nieruchomo, aż ostatecznie kuca. Zauważam, jak uderza ręką o ziemię, a po chwili do moich uszu dochodzi dźwięk płaczu. To działa na mnie jak jakiś alarm. Nie chcę, żeby płakał przeze mnie.

- Co Ty tutaj robisz? - odzywam się, siadając po turecku. Dostrzegam jego zakłopotanie, nie może mnie zobaczyć. Odsuwam ręką gałęzie, a nasze spojrzenia się spotykają. Zapada niezręczna cisza. Nie trwa ona jednak długo, bo Luca biegiem rusza w moją stronę. Zanim reaguję, jestem już w jego objęciach. Jest tak przyjemnie ciepły, że nie mam nawet najmniejszej ochoty się odsuwać. Jednak robię to, gdy moje ciało zaczyna dziwnie reagować - Nie dotykaj mnie!

Wykrzykuję, odsuwając się na bezpieczną odległość. Dostrzegam w jego oczach smutek.

- Amir, martwiłem się o Ciebie. Dlaczego nawet nie pozwoliłeś mi wytłumaczyć? 

Nie patrzę na niego. Jeśli to zrobię, to zapewne się rozpłaczę. Tak właściwie, dlaczego tam nie zaczekałem? Nie musiałbym może tutaj spać. Wzdycham ciężko. Podnoszę głowę z zamiarem odezwania się, gdy dostrzegam na jego dłoni zegarek.

- Po co go założyłeś?

Pasuje do niego idealnie. Chciałem go mu dać osobiście i przy okazji wyznać prawdę, ale nie miałem szansy.

- Domyśliłem się, że jest dla mnie. Cieszę się, że nic mu się nie stało w trakcie upadku. Zresztą, nie zmieniaj tematu. Dlaczego od razu zacząłeś uciekać?

- Bo się bałem. Po prostu

Przyznaję, z trudem powstrzymując łzy.

- Czego miałeś się bać? - chociaż byłem nastawiony na powiedzenie prawdy, teraz przy nim i w jego ramionach, zaczynam tchórzyć - Amir, musisz mi powiedzieć prawdę

Ściskam mocno kawałek koszulki i podnoszę głowę.

- Bałem się, że znów Cię straciłem. Nie mogłem zdzierżyć, że ktoś inny Cię przytulił - wyrzucam z siebie, a że Luca nic nie mówi, dodaję - Czekałem na Ciebie w kawiarni parę godzin, ale Cię nie złapałem. Dlatego zapytałem się o Ciebie i poszedłem na tyły. Chciałem Ci dać ten zegarek, mówiąc coś ważnego, ale wyszło, jak wyszło

Przez chwilę jeszcze milczymy, aż nagle Luca się porusza. Ściąga z ręki zegarek i wkłada mi go do dłoni.

- W takim razie, zrób to właśnie teraz. Ale najpierw załóż kurtkę, jesteś strasznie zimny.

- Nie mam kurtki, nie wziąłem. Nie sądziłem, że spędzę tutaj noc

Luca nawet się nie waha, ściąga z siebie kurtkę i nakłada na moje ramiona. Otulam się nią. Nie dość, że jest ciepła, to jeszcze pachnie nim, co trochę mnie uspokaja.

- Luca, ja wiem, że masz kogoś, kto Ci się podoba, ale wysłuchaj mnie. Nie oszukujmy się, traktuję Cię jak kogoś ważniejszego, niż przyjaciela. Chyba stało się to nieświadomie, a przynajmniej ja nie zdawałem sobie wcześniej z tego sprawy. Boję się to powiedzieć, ale muszę. Obiecaj mi tylko, że nie stracimy kontaktu.

- W porządku, obiecuję. Przejdź do sedna, muszę Cię stąd zabrać, zanim zamarzniesz.

- Luca, bo ja Cię...

Zostaniesz, znając prawdę? Onde as histórias ganham vida. Descobre agora